Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>
Dużo zagadek w Słupsku
– Ze wszystkich meczów, jakie do tej pory rozegraliśmy, licząc wszystkie sparingowe, ten był chyba najgorszy – tak po meczu z PGE Spójnią mówił trener Mantas Cesnauskis. Czarni na własnym parkiecie przegrali 20-oma punktami i ledwo przebili próg 60 zdobytych punktów. Po drużynie prowadzonej przez Cesnauskisa można się spodziewać defensywnego zacięcia i niskopunktowych meczów, ale w tym zamyśle widać poważne zagrożenie, a mianowicie obronę w pomalowanym. Benas Griciunas defensorem najwyższych lotów nie jest, a wchodzący na zmianę Paweł Leończyk także przecież obręczy bronić efektywnie nie będzie. Transfer Vernersa Kohsa, raczej czwórki, trochę właśnie z tego powodu dziwi.
To pierwszy mecz, nic wielkiego się nie stało – Czarni mogli wyglądać chaotycznie, w końcu dwóch nowych graczy dołączyło do tej ekipy dopiero przed kilkoma dniami. Ciężko jednak nie mówić o poważnym falstarcie Mike’a Caffeya, ładnie nazywanego przez Łukasza Wiśniewskiego Kofim. Amerykanin jest jedynym prawdziwym rozgrywającym w tym składzie i tym sam odpowiedzialność za wynik zespołu na nim szczególnie ciąży. W 28 minut Caffey nie zdobył punktu.
Bardzo źle wypadł także Daniel Szymkiewicz, który chyba czasami za bardzo nawet chciał się przełamać. Być może po dojściu do drużyny Michała Michalaka (swoją drogą niekoniecznie efektywnego w piątek, Czarni z nim na parkiecie -30) wewnętrzna rywalizacja o minuty trochę wepchnie Szymkiewicza w taką szarpaną grę nasączoną potrzebą udowodnienia swojej przydatności w każdym wejściu.
Zobaczymy jak to dalej będzie się rozwijało w Słupsku, jak kolejny tydzień pracy wpłynie na tę drużynę. „Zdecydowanie za wczesny wniosek” jest taki, że Michalak niekoniecznie pasuje swoim profilem do tej ekipy i może się okazać, że cały okres przygotowawczy trzeba będzie wyrzucić do kosza i budować od nowa. A to potrwa.
Jednak budżety grają
Możemy się oszukiwać, że pieniądze nie grają, ale za pieniędzmi jednak w sporcie idzie jakość. Widać to po skromnym klubie z Torunia, który tego lata miał do dyspozycji naprawdę ograniczone środki. Twarde Pierniki ostatecznie zatrudniły pięciu obcokrajowców, ale wydały na nich pewnie w sumie tyle, ile najbogatsi na swoje dwie gwiazdy, a w skrajnych przypadkach może nawet jedną. W meczu ze Startem Lublin było widać tę różnicę jakości, która jest widoczna zwłaszcza na początku, kiedy drużyny są niepoukładane i bazują na improwizacji.
Mnie w oczy rzuciła się postawa Arika Smitha, który był typowany na jednego z liderów Twardych Pierników. Amerykanin trafił w całym meczu tylko 3 z 9 rzutów z gry i zanotował aż 6 strat (w tym nawet takie „proste” jak poniżej). Smith wyglądał na nieskoncentrowanego lub stremowanego debiutem w PLK. Złe decyzje, tego musi się wystrzegać, zwłaszcza że to on będzie przejmował odpowiedzialność za kreowanie gry, kiedy Goran Filipović będzie schodził na ławkę rezerwowych.
Smith w całym zamyśle na zespół może być nawet najważniejszym ogniwem, więc drużyna z nim na parkiecie nie może być -29, kiedy drugi najgorszy wynik to -15 Aljaza Kunca.
Zastal tym razem nie zdążył
W przypadku Zastalu bardziej mieliśmy do czynienia z brakiem gotowości do startu aniżeli z samym falstartem. Zielonogórzanie w okrojonym składzie, w pierwszej połowie starcia z Legią, pokazali się z bardzo dobrej strony. Napędzanie tempa, krótkie akcje, celne rzuty z dystansu – tak ten zespół będzie musiał grać, jeśli myśli o wygrywaniu. Braki w talencie często można zamaskować przyspieszeniem gry. Choć trener David Dedek nie był znany z takiego stylu gry, to chyba teraz za bardzo innego wyjścia nie ma.
Wysokie tempo, szybkie przechodzenie z obrony do ataku, wiąże się z dużą intensywności. Sił w piątek zielonogórzanom zabrakło, a kto wie, jakby to było, gdyby Darious Hall i Kamaka Hepa mogli w tym meczu wystąpić. Tym razem Zastal z Januszem Jasińskim wciąż będącym twarzą tej organizacji jakby nie patrzeć, nie zdążył pozbyć się wszystkich „banów” (zakazów transferowych) nałożonych na klub przez FIBA i nie mógł zgłosić nowych zawodników do polskiej federacji. 7 banów było jeszcze na początku tygodnia, ostatecznie zostały 2 (strona FIBA też ma opóźnienia) i Amerykanie musieli pozostać w dresie.
Nie cieszę się z tego, że Zastal ma pod górkę, że jest taka sytuacja jaka jest. Nie cieszyłby mnie upadek tego klubu. Bardzo współczuje wszystkim, którzy wciąż czekają na pieniądze. Ale z drugiej strony w końcu nos został utarty. W końcu oszukiwanie miało jakieś konsekwencje. W końcu może prowadzący tę organizację zrozumieją (albo zrozumie), że nie wszystko ujdzie płazem. W wywiadzie dla Łukasza Ceglińskiego na sport.pl nowy prezes ligi, Łukasz Koszarek, już po kilku miesiącach swoich rządów przyjął wersję pasującą Jasińskiemu – że przecież klub spłaca konsekwentnie wszystkich, że 30% budżetu na zadłużenie, że co, klub ma upaść?
Tak można mówić, jeśli Zastal rzeczywiście miałby tylko „ogon” ze starymi rzeczami. Ale oni mają długi wobec ludzi, którzy tam pracowali już po ogłoszeniu wielkiego programu naprawczego! Sam Koszarek mówiąc, że Zastal spłaca długi, nie ma kontaktu z klubem i czeka na postępowanie komornicze. Rzeczywiście, (podkreślę) zaplanowana i rzetelna „naprawa” finansów klubu. Transparencja. No ale taka prawda, że od kilku lat liga ze swoim procesem weryfikacji jest bezradna wobec Zastalu i nawet nie ma nad tym klubem jakiegoś straszaka.
Więc będziemy się bujać od banów do banów, póki nic w samej Zielonej Górze się nie zmieni. Oby tylko to nie były jedyne emocje serwowane przez ten klub.
Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>
2 komentarze
Najlepszym wyjściem dla ligi byłoby uściślenie kontroli nad klubami. Nie tylko Zastalem ale i innymi aby uniknąć kolejnych przypadków takich jak Zastal ale i Czarni czy Turów. Czarni nie powinni grać bez spłaty długów swojego poprzednika, bo to też cwaniactwo.
Kontrola powinna wykazywać jedną bardzo ważną rzecz – czy długi całościowo realnie spadają. Jak tak, to należy pilnować aby tak zostało. Jak nie, wówczas powinno się klub skreślić a na miasto i okolice (powiedzmy do 50km założyć ban do czasu spłaty należności).
Ale dlaczego Czarni mieli by spłacać długi poprzedników skoro nie mają nic z nimi wspólnego? Nie wiem czy wiesz, ale obecni Czarni byli pierwotnie klubem szkolącym młodzież (nadal to robią) i był to odrębny byt od Czarnych Twardego, który istniał równolegle wraz z nimi. Gdy SSA upadło to STK założyło drużynę seniorów i tyle.