Strona główna » Tomasik: Trenerski kryminał w Toruniu – imienia Kacpra Gordona

Tomasik: Trenerski kryminał w Toruniu – imienia Kacpra Gordona

0 komentarzy
Jeśli zespół z Torunia przegra kolejny mecz – z Astorią w Bydgoszczy – i spadnie z PLK, jego szefowie powinni spojrzeć w lustro. Wybierając w tym sezonie trenerów, mocno przestrzelili. Dwukrotnie. W sobotę podczas przegranego 80:93 meczu ze Startem Cedric Heitz swojej drużynie nie pomógł. Łagodnie mówiąc.

BETCRIS PROPONUJE TRZY FREEBETY ZA TRZY KUPONY – SPRAWDŹ JUŻ TERAZ!

Najpierw nakrzycz na pracownika, że nie potrafi nawet obsłużyć ekspresu do kawy, zwróć uwagę, że używając spienacza też mógłby trzymać go nieco inaczej w ręce, a po chwili wyślij go na spotkanie biznesowe i powiedz „wróć do mnie z kontraktem, który uratuje i firmę, i moją posadę”.

Dokładnie według tego sprawdzonego przepisu na klęskę zachował się w sobotę trener rozgrywających najważniejszy mecz w sezonie Twardych Pierników. Cedric Heitz w połowie czwartej kwarty starcia ze Startem wpuścił na boisko przy zaledwie trzypunktowej stracie Kacpra Gordona, choć wcześniej dał mu zagrać przez zaledwie trzy minuty. Podzielone na dwie szychty.

Głos znad Sekwany: To nie jest dobry trener

Ostatnio mam szczęście do częstych kontaktów z dziennikarzami z Francji. A to ich kadra gra z naszą w półfinale EuroBasketu, a to Ray McCallum leci z Warszawy do Nanterre, a to z Nantes do Legii przenosi się Kyle Vinales, a to Cholet gra w finale FIBA Europe Cup z Anwilem. Wspólnych tematów nie brakuje, ścieżki przecinają się same.

– Jest jeszcze jedna sprawa! W jednym z waszych klubów zatrudnił się ostatnio jeden z naszych trenerów – Cedric Heitz. Jak go oceniasz? – zostałem zapytany kilka dni temu przez jednego z francuskich dziennikarzy.

Zamiast odpowiedzieć zgodnie z faktami, że „co najwyżej przeciętnie, bo wyniki go póki co nie bronią”, zacząłem opowiadać o tym, jak to Twarde Pierniki ostatnio gonią ligowy peleton i być może jeszcze w ostatniej chwili, pisząc niezłą historię, uratują się przed spadkiem.

– Bez względu na wszystko nie zmienię zdania: to słaby trener. W naszej ekstraklasie prowadził przez pięć lat Châlons-Reims Basket. Zazwyczaj mniej lub bardziej szczęśliwie utrzymywał się w Pro A, pałętając się przez cały sezon po dolnych rejonach tabeli i niczym się nie wyróżniając. W poprzednim sezonie w końcu jego zespół spadł, choć były w lidze kluby z niższymi budżetami. Nikt szczególnie za Châlons-Reims nie tęskni, bo klub kilka lat wcześniej awansował do Pro A tylko dzięki dzikiej karcie. Po tamtym sezonie żadna drużyna nie złożyła propozycji Heitzowi i to nie był przypadek. To nerwowy trener, który nie wprowadza do zespołu spokoju. Pod względem taktycznym też nie uchodzi za geniusza – usłyszałem dość druzgocącą opinię.

Minuta – powrót do bazy, dwie minuty – powrót do bazy, trzy wygraj mi mecz

W sobotę postanowiłem skonfrontować ją z rzeczywistością i bliżej przyjrzeć się pracy Heitza w trakcie najważniejszego meczu sezonu. Twarde Pierniki przegrały wyraźnie ze Startem, więc uwag można wysunąć całkiem sporo. Pierwsze z brzegu?

– zbyt duże minuty, które spędzili na boisku Sterling Gibbs (38:43) i Joey Brunk (38:24) – oni naprawdę w czwartej kwarcie oddychali rękawami

– zbyt mała rola odgrywana w tak ważnym spotkaniu przed dwóch najbardziej doświadczonych Polaków – Aaron Cel i Bartosz Diduszko oddali zaledwie osiem rzutów z gry, ten drugi zagrał zaledwie 7 minut, najmniej w sezonie

Mnie jednak najbardziej zadziwiła rotacja, którą Heitz zastosował na pozycji rozgrywającego. Jasne, Tayler Persons grał w ostatnich meczach znakomicie. Średnio na parkiecie w barwach toruńskiego klubu spędzał w każdym meczu 32 minuty. Tylko raz zagrał powyżej 35. Heitz nie miał żadnych powodów, by wierzyć, że Amerykanin może być efektywny, grając 38 czy 39. A jak potraktował jego zmiennika Kacpra Gordona?

Jedna minuta w pierwsze kwarcie – i powrót do bazy zwanej ławką rezerwowych.

Dwie minuty gry w drugiej kwarcie – i powrót do bazy.

Trzecie kwarta w całości spędzona w bazie.

I nagle, sześć minut przed końcem meczu, spoglądając na podpierającego się wówczas już nosem Personsa, Heitz odwraca się, spogląda na ławkę rezerwowych, wskazuje palcem na Gordona i mówi: a teraz wchodzisz!

Koszykarski kryminał.

Nie, nie chodzi o to, że Francuz zrobił polskiemu koszykarzowi krzywdę – wręcz przeciwnie. Te niespełna trzy minuty, które Gordon dostał w kluczowym momencie czwartej kwarty tak ważnego spotkania będą dla niego cenne. Zresztą, to koszykarz, któremu nieco brakuje warunków fizycznych, ale na pewno nie tej pozytywnej, koszykarskiej bezczelności. Gordon wyszedł na boisko niewzruszony traktowaniem przez trenera. Spudłował pierwszy rzut za 3, ale po chwili wymusił faul i wykorzystał dwa rzuty wolne. Spudłował rzut za 2, ale zaliczył ofensywną zbiórkę. I wrócił do bazy.

W pierwszej akcji po powrocie na parkiet Personsa – który zamienił, rzecz jasna, Gordona, a nie zupełnie bezproduktywnego Stefana KeniciaGabe Devoe trafił na 82:75 i było już właściwie po meczu.

Uśmiech Travisa Leslie i wiara w szczęście

Kacper Gordon nie przegrał Piernikom wczorajszego meczu. Kacper Gordon to młody, ambitny rozgrywający, który w starciu ze Startem spędził na parkiecie łącznie siedem minut, które zostały podzielone na cztery szychty. Cztery!

Jasne, popełniał błędy, jego trener miał prawo mieć do niego pretensje za niektóre akcje z pierwszej połowy. Ale, mając świadomość, że jest na niego skazany – powinien przynajmniej próbować budować jego pewność siebie. Nie miał podstaw, by sądzić, że Persons jest w stanie wytrzymać całą drugą połowę bez zmiany. I nie miał podstaw, by liczyć na to, że Gordon po dwóch szybkich zmianach w pierwszej połowie i kilkudziesięciu minutach spędzonych podczas drugiej połowy na ławce nagle wyjdzie w czwartej kwarcie i okaże się lepszy od Scoochie Smitha czy Gabe’a DeVoe.

Młody Polak w najważniejszym meczu sezonu zagrał najskromniejsze minuty od czasu, gdy w styczniu Heitz zamienił w roli trenera Twardych Pierników Milosa Mitrovicia.

Francuski trener nie skrzywdził w sobotę Kacpra Gordona – on ma jeszcze całą karierę przed sobą, takie doświadczenie mu jedynie pomoże. Heitz prowadząc pozbawioną większego sensu rotację w drugiej połowie skrzywdził głównie swój klub, a także swoją reputację. W sobotę ewidentnie się pogubił i brak Dallasa Waltona w żaden sposób go nie tłumaczy.

W PLK występuje koszykarz, który w przeszłości występował w drużynie prowadzonej przez Heitza. Travis Leslie, który był podopiecznym trenera Pierników w Pro A w sezonie 2020/21, to urodzony dyplomata. Po objęciu toruńskiej drużyny przez Francuza w styczniu koledzy z Legii pytali Amerykańskiego skrzydłowego o opinię na jego temat. Leslie jedynie wzruszył ramionami, pokręcił głową w prawo, później w lewo i szeroko się uśmiechnął.

– Jednego Heitzowi nie można odmówić – ma sporo szczęścia. Kilka razy prowadzona przez niego drużyna uratowała się przed spadkiem z Pro A dzięki szczęśliwemu splotowi okoliczności. Gdy słyszę, że prowadzony przez niego zespół znów może w ostatniej chwili uciec spod gilotyny, kompletnie nie znając okoliczności zaczynam wierzyć, że może mu się to udać. Ale zdania o jego skromnym warsztacie trenerskim nie zmienię – śmieje się francuski dziennikarz.

A więc – kibice Twardych Pierników, nie traćcie nadziei. Czasami w końcówce sezonu najlepiej jest mieć na ławce trenera, od którego szczęście się nie odwraca. Toruński klub wciąż do pełni szczęścia potrzebuje stosunkowo niewiele – zwycięstw w dwóch ostatnich meczach: za tydzień w Bydgoszczy (najlepiej pięcioma punktami) i w ostatniej kolejce z GTK na własnym parkiecie.

Ciekawe, jaką rolę w tych meczach odegra Kacper Gordon.

BETCRIS PROPONUJE TRZY FREEBETY ZA TRZY KUPONY – SPRAWDŹ JUŻ TERAZ!

Napisz komentarz

Najnowsze wpisy

@2022 – Strona wykonana przez  HashMagnet