piątek, 11 października 2024
Strona główna » Tomasik: Derby Trójmiasta – trzy rzeczy, które zapamiętam
PLK

Tomasik: Derby Trójmiasta – trzy rzeczy, które zapamiętam

1 komentarz
Derby Arka – Trefl mogłyby być świetną reklamą całej PLK, a pojedynek Żan Tabak – Krzysztof Szubarga tylko jedną z ich ozdób. Na boisku błyszczeli także inni. Ale czegoś jednak do pełni szczęścia też zabrakło.

Canal+ Online z darmowym NBA League Pass – zamówisz TUTAJ >>

W Trójmieście spędziłem dwa dni poprzedzające mecz derbowy. Nie pójdą na marne – w najbliższym czasie przeczytacie na naszych łamach o klubach z Gdyni i Sopotu o wiele więcej. Ale póki co wróćmy na chwilę do sobotnich wydarzeń. Tym bardziej, że naprawdę warto.

Które wydarzenie przykuły najmocniej moją uwagę?

Gra Wesleya Gordona – jest wart swojej ceny

Absolutnie nie chodzi tylko o ten początek meczu, gdy Wesley Gordon w nieco ponad dwie minuty zdobył ponad połowę (5) ze swoich punktów (9). Na 28-letniego Amerykanina zwróciłem uwagę już na rozgrzewce. Skupiony gość, skrupulatnie wykonujący ćwiczenia. I ten wzrok profesjonalisty krzyczący z daleka „przyjechałem do Europy zarabiać pieniądze i traktuję grę w basket bardzo poważnie”.

Na boisku – podobnie. Lubię środkowych, którym wprawdzie brakuje centymetrów i jeśli zetkną się po zagranym przez rywali w tempie pick and rollu z rozpędzonym wyższym zawodnikiem (patrz: Adrian Bogucki) są skazani na plakat, ale nie myślą o tym, czy fotoreporter nie zaspał i biją się do końca.

Najwięcej po zakończeniu meczu mówiło się o dwóch zawodnikach Trefla.

Jarosław Zyskowski trafił 4 z 6 rzutów za 3, w tym trzy kluczowe w czwartej kwarcie. Czyli pod względem skuteczności rzutów z dystansu wypadł gorzej niż w sześciu poprzednich spotkaniach, w których trafił 68 procent trójek (15/22).

Garrett Nevels w czwartym meczu w barwach Trefla po raz czwarty nie zawiódł i pod koszem rywala produkował aż miło. Z dorobkiem 21 punktów był najskuteczniejszym graczem zespołu.

Ale czy najlepszym?

Najlepszy mógł być tak naprawdę Gordon właśnie. Środkowy, który potrafi kończyć – choćby w roli nadbiegającego – kontrę to skarb. Gordonowi brakuje centymetrów, więc można go było zatrudnić przed sezonem, oferując kontrakt wyraźnie niższy (w granicach 9 tys. dol. za miesiąc) od tych, które zgarnęli środkowi z innych klubów czołówki PLK (Geoffrey Groselle, Luke Petrasek, Artiom Parachowski). Ale biegać i skakać potrafi.

Tak naprawdę środkowy sprowadzony przez Żana Tabaka z ligi węgierskiej potrafi nieco więcej. W meczu z Arką do wspomnianych 9 punktów dołożył, już niemal klasyczne dla siebie, 14 zbiórek oraz 2 bloki i – co chyba najbardziej imponujące – 4 asysty. Na pierwszy rzut oka, biorąc pod uwagę fakt, że nie grozi rzutem z odległości większej niż 2 metry od kosza, Gordon nie sprawia też wrażenia środkowego, który mógłby dobrze podać. Ale, jak widać było w sobotę – jednak potrafi. A że w poprzednim meczu Trefla też zaliczył 4 asysty – może to wcale nie taki przypadek?

W lidze węgierskiej Gordon w poprzednim sezonie miał średnio 13.9 punktów, 8.9 zbiórek, 2.3 asysty i 2 bloki na mecz. W było nie było silniejszej PLK, póki co, notuje po 11,4 punktu oraz zbiórki, 1,9 asysty i 2,1 bloku. Aż chciałoby się napisać – kolejny po Groselle’u środkowy pracuje pod okiem Tabaka na kontrakt swojego życia. Ale tak naprawdę braki w centymetrach zawsze będą w tej kwestii Gordona ograniczać.

Czy będą ograniczać też poczynania Trefla, gdy przyjdzie do meczów o najwyższą stawkę? Zobaczymy. W sobotę gra Gordona, mimo kilku błędów w obronie, zrobiła na mnie lepsze wrażenie niż jego imponująca linijka w arkuszu statystycznym.

Przewaga Tabaka nad Szubargą – nie taka wielka jakby wzrost wskazywał

Czy chorwacki trener Trefla właśnie Gordona uważa za cichego lidera Trefla? Tego jeszcze nie wiemy. Prędzej czy później zapytamy – nawet, jeśli bez większej nadziei na konkretną odpowiedź. Żan Tabak czuje się w dyskusjach z dziennikarzami swobodnie i szybko przejmuje w nich inicjatywę.

– Czy uważa pan, że Garrett Nevels udowodnił dziś, że może być nowym liderem zespołu? – zapytał podczas konferencji prasowej Żana Tabaka jeden z dziennikarzy.

– Co to znaczy być liderem drużyny? – odpowiedział pytaniem na pytanie Chorwat, dając po chwili do zrozumienia, że w byłym zawodniku Śląska Wrocław widzi raczej co najwyżej najlepszego strzelca zespołu.

Z pierwszego pojedynku z Krzysztofem Szubargą Tabak wyszedł zwycięsko. Panów różni niemalże wszystko. Kilkanaście lat różnicy i kompletnie nieporównywalne doświadczenie w roli pierwszego trenera. A także sposób reagowania na boiskowe wydarzenia.

Gdy Tabak opuścił salę konferencyjną po meczu, organizatorzy musieli zdecydowanie obniżyć poziom mikrofonu, szykując część z udziałem Szubargi – obu trenerów dzieli różnica wzrostu sięgająca 40 cm. Ale, tak naprawdę, niewiele brakowało, by to polski debiutant był w sobotę górą.

Nie chodzi o to, że jego zespół jeszcze w trzeciej kwarcie miał inicjatywę i prowadził kilkunastoma punktami. Nie chodzi też nawet o świetnie zaplanowane i wykonane akcje:

https://www.youtube.com/watch?v=-aHoK8Gtg8Q

Bardziej o kontuzję Jamesa Florence’a, która wykluczyła lidera gospodarzy z gry w ostatnich trzech minutach. Jeśli ktoś mógł odwrócić losy meczu – był to właśnie on.

Tak czy inaczej – na początku kariery trenerskiej trener Szubarga robi świetne wrażenie. Nie tylko podczas meczów. Na trening przychodzi niemal godzinę przed jego planowanym rozpoczęciem. Byłem w piątek świadkiem!

Puste krzesełka – nie nazywajmy niepowodzenia sukcesem

Sporo obserwatorów powtarzało po tym meczu, że frekwencja była znakomita. Ej, przestańmy zaklinać rzeczywistość – mecz był świetny, ale frekwencja świetna nie była. Skoro w mieszczącej 4 tysiące osób hali niemal jedna trzecia krzesełek pozostała pusta (zgodnie z danymi organizatora mecz obejrzało 2675 kibiców) to coś poszło jednak nie tak. Więc przynajmniej nie trąbmy o sukcesie.

Mówimy o szlagierze kolejki, w które zagrały dwie z czterech najlepszych na ten moment drużyn PLK.

Mówimy o meczu, który był rozgrywany niespełna dwa miesiąca po zakończeniu historycznego dla nas EuroBasketu, który miał dać impuls do rozwoju ligi.

Mówimy o sobotnim wieczorze – idealnym momencie na takie wydarzenie.

Mówimy o derbach Trójmiasta, które w przeszłości ściągały do Ergo Areny ponad 10 tysięcy widzów. Nie jeden raz!

Mówimy o meczu, w którym oficjalnie karierę kończył Filip Dylewicz – bezapelacyjna ikona obu klubów.

Mówimy o meczu, którego na ulicach trójmiejskich miast nie było widać w dniach poprzedzających.

Mówimy o meczu, który zasłużył, by w Polsat Plus Arenie oglądał go komplet widzów.

Z wypiekami na twarzy.

1 komentarz

Łukasz 7 listopada, 2022 - 13:55 - 13:55

co do frekwencji może było 2700 ludzi, często chodze na mecz arki jak i trefla, to od dawna nie było tylu kibiców liczę że będzie więcej w tamtym roku była może połowa co teraz

Odpowiedz

Napisz komentarz

Najnowsze wpisy

@2022 – Strona wykonana przez  HashMagnet