W ciągu ostatniego tygodnia King dwukrotnie pewnie pokonał mistrzów Polski z Sopotu – najpierw podczas sparingu w Sopocie, a następnie w półfinale turnieju o Superpuchar. Ze Śląskiem dwa tygodnie wcześniej szczecinianie zremisowali we Wrocławiu, gdy nie mógł grać chory Andrzej Mazurczak.
Długo wydawało się, że także w niedzielnym finale King też będzie górą. Rozpoczął walkę od mocnego uderzenia, błyskawicznie obejmując prowadzenie 10:0. Aktywny od pierwszych minut, a nawet od pierwszej akcji był rozgrywający pierwszy oficjalny mecz przeciwko swojej byłej drużynie Aleksander Dziewa. Reprezentant Polski chętnie decydował się na akcje rzutowe, starał się także szarpać w obronie. Efekt? Szybkie pięć punktów, ale też – zanim skończyła druga kwarta, Dziewa musiał usiąść na ławce z trzema przewinieniami.
Śląsk miał długo duże problemy ze sforsowaniem defensywy Kinga, szczególnie na obwodzie. W pierwszych 20 minutach wrocławianie trafili zaledwie 2 z 14 rzutów za 3. Oba trafienia były autorstwa Isaiaha Whiteheada, bohatera kibiców WKS po sobotnim półfinale z Legią (20 punktów, 8/10 z gry). W niedzielę Amerykanin też starał się indywidualnymi akcjami rozruszać atak Śląska (15 punktów, 3 asysty), ale długo tak spektakularnych sukcesów jak dzień wcześniej nie notował. Zmęczenie? Pewnie też. Poziom defensywy prezentowany przez formację obwodową Kinga jest jednak też po prostu dużo wyższy od tego, którym rywali może póki co straszyć trener Legii Ivica Skelin.
King prowadził w przerwie 39:30 w dużej mierze dzięki świetnej grze reprezentantów Polki – Andrzeja Mazurczaka (po 6 asysty i zbiórek, 4 punkty) oraz Przemysława Żołnierewicza (10 punktów). Ozdobą finału były akcje dwójkowe, których należało się spodziewać, ale których wrocławianie kilka razy obronić nie zdołali. Takie jak ta:
Niejedna drużyna PLK, a także – miejmy nadzieję – te występujące w Lidze Mistrzów będą miały z zatrzymaniem zagrań tych dwóch graczy w tym sezonie problemy.
W drugiej połowie King szybko powiększył przewagę do kilkunastu punktów, ale wówczas tak naprawdę dopiero prawdziwe emocje się rozpoczęły. Nagle Jeremy Senglin (bez punktów do przerwy) przypomniał sobie, że był sprowadzany do Wrocławia z opinią świetnego snajpera. Szybko zdobył 11 punktów i z pomocą kolegów w oka mgnieniu przywrócił Śląsk do gry. Ostatnie cztery minuty trzeciej kwarty jego zespół wygrał 15:4.
W końcówce meczu trwała już wymiana cios za cios. Przez chwilę wydawało się, że szalę zwycięstwa na korzyść Kinga przechyli wciąż świetny Andrzej Mazurczak (16 punktów, 10 asyst, 9 zbiórek), ale ostatecznie ostatnich sześć punktów zdobyli wrocławianie. Decydujące były autorstwa Angela Nuneza ponad minutę przed końcem.
Jeśli ktoś miał wątpliwości jak duży jest prestiż Superpucharu Polski – powinien obejrzeć z bliska radość, która chwilę po końcowej syrenie zapanowała we wrocławskim obozie i w gronie zebranych na trybunach kibiców Śląska. Ich ulubieńcy odzyskali trofeum po 24 latach przerwy. Zdobyli je dopiero po raz trzeci w historii.
Nagrodę MVP zgarnął Reggie Lynch, który w meczu finałowym do 14 punktów i 8 zbiórek dołożył też 5 bloków, kilkukrotnie odbierając rywalom chęć atakowania kosza Śląska.
15 komentarzy
Pan Lynch zamknął mi dziś mordę. Nie jest wysoki jak centra, skacze na gazetę ale faktycznie ma niesamowitą czutke do bloków, z tym trzeba się urodzić.
Mam nadzieję, że dzisiejszy mecz jest pierwszym znakiem, że Senglin zaczyna łapać rytm i zacznie grać tak jak kibice tego oczekują. Gruby za miesiąc to będzie kozak, poprawi forme fizyczna i czucie piłki. Teraz WKS potrzebuje już tylko czasu żeby się zgrać, cały skład wymieniony, brak klasycznego rozgrywa za i widać jeszcze sporo problemów w ataku.
Dużo siły, cm i kg, fajny potencjał, szanse na mistrza są jak najbardziej realne.
Trzeba przyznać, że Lizak z Rajkovicem wzięli sobie do serca żeby stworzyć fizyczną drużynę hehe. Momentami jak sie w obronie rzucali na King to aż mi było szkoda Kinga
gruby jak zlapie forme to ze slaska odleci
Jest możliwe, w koszykówce europejskiej to jest niesamowita patologia, że w jednym sezonie zawodnicy mogą grać w kliku klubach.
Tak, zgadzam się. Ale takie są głupie kontrakty.
Cała Polska, w cieniu Śląska!!!
Ale MVP to powinien zostać Mazurczak. Wiem, że dostaje ten tytuł zawodnik z wygranej drużyny, ale Andiemu zabrakło 1 zbiórki to triple double! Tak naprawdę on i Żołnierz ciągnęli całą grę Kinga.
Kto powinien? Gosc mial do tego 7 strat, wiec to zaden fenomenalny wystep…
Lynch miał też 4 straty przy gorszych statystykach.
Lynch i Andy mieli eval po 22. Trudny wybór.
a moze mial takie staty bo nikt inny tam nie gral ?
to pokazuje jego sile czy slabosc szczecina ?
zabierz mazurczaka i co zostanie ?
Dlatego napisałem, że cała grę Kinga ciągnęli Żołnierz z Andim.
Smutny wieczór w Szczecinie, wielu płacze nad gorzkim paprykarzem, a są i tacy co 6ty raz liczą faule i gubią się po 11tym bo dobrze umieją tylko do 10 zliczyć 🙁 cóż… mamy nową świecką tradycję, której smutną twarzą jest Pan Olek – king ze smutkiem patrzy jak triumfują inni
Po pierwsze, Lynch byl ze zwycieskiej druzyny, po drugie, rozgrywajacych straty obciazaja znacznie bardziej.
Śląsk jak za dawnych lat. Waleczny, ofiarny, fizyczny, dobry obwód, szeroki skład, dobry zaangażowany wuefista na ławce. 🙂 W Kingu zawiódł zaciąg zagraniczny, poza Brownem. Dobrze zaczęli, ale trudno wygrać mecz przegrywając kolejno trzy kwarty z czterech. Grajmy już w BCL.