Michał Tomasik: Gratulacje – zagraliście dwa pierwsze mecze o stawkę w nowym sezonie i od razu wracacie do domu z wynikiem 2-0 oraz z Superpucharem Polski. Duża satysfakcja?
Isaiah Whitehead: Na pewno, tym bardziej, że nasz rywal z meczu finałowego to naprawdę mocna ekipa! Nie możemy rozpoczynać tak wolno meczów jak dzisiaj. Mamy wszystko, by w tym sezonie wygrywać – bardzo dobry skład i świetnego trenera. Dobrze, że udało się do tego meczu wrócić i ostatecznie wygrać.
W meczu półfinałowym z Legią to ty byłeś najlepszym graczem Śląska, w finale zespół do walki poderwał kilkoma trafieniami Jeremy Sneglin, a po tytuł MVP sięgnął Reggie Lynch. Można było odnieść wrażenie, że we trzech często szukacie się na boisku. Zaczynacie tworzyć trójgłowego smoka, który z Radomia wysłał sygnał ostrzegawczy do reszty ligowej stawki?
Na pewno nasza współpraca układa się coraz lepiej, a nie zapominajmy – to dopiero początek sezonu. Musimy jeszcze trochę potrenować, rozegrać nieco meczów, by się tak naprawdę dobrze poznać. Po trzech tygodniach, bo tyle mniej więcej czasu spędziliśmy dotychczas razem, nie sposób oczekiwać, by wszystko działało jak należy. Fajnie jednak, że kilka akcji faktycznie nam się zazębiło. Zawsze to dobrze rozpocząć sezon od mocnego uderzenia.
Czwarta kwarta w starciu z Kingiem to była naprawdę mocna, fizyczna bitwa. Co zadecydowało o waszym zwycięstwie?
Przede wszystkim fakt, że mocno przycisnęliśmy rywala w defensywie i tworzyliśmy w niej kolektyw. Jak na tak krótki okres wspólnej pracy? Świetne uczucie! Najpierw zobaczyć rywala naładowanego energią, mającego w trzeciej kwarcie przewagę, a następnie swój zespół, który na agresję przeciwnika jest w stanie odpowiedzieć jeszcze większą agresją. W pierwszych 25 minutach pozwalaliśmy rywalom na zdecydowanie zbyt wiele. Ale też trzeba oddać im, że grali świetnie. Ten ich rozgrywający… Wow. Jak on się nazywa, bo jeszcze nie potrafię wymówić tego nazwiska?
Mazurczak.
No właśnie, Mazurczak. Świetny koszykarz, grał dzisiaj niesamowicie! Dopiero, gdy naprawdę mocno go zaatakowaliśmy, przestał się czuć tak komfortowo i mecz zaczął się dla nas układać lepiej.
Dwa tygodnie graliście sparing z Kingiem bez Mazurczaka, bo był wówczas chory. Jak bardzo różni się zespół ze Szczecina który ujrzałeś dzisiaj od tego sprzed kilkunastu dni?
Nie ma tego w ogóle sensu porównywać. To tak jakby stawiać obok siebie samochód z silnikiem i bez silnika, pytając który jest lepszy. Fakt, że w końcówce meczu potrafiliśmy nieco ograniczyć poczynania Mazurczaka to dla nas świetna wiadomość.
Kończąc kwestię Mazurczaka, tak jak mówisz – nie ma wątpliwości, że to on jest rozgrywającym Kinga i decyduje o jego grze. A kto okaże się takim zawodnikiem w Śląsku?
Mówiłeś wcześniej coś o trójgłowym smoku? Właśnie tutaj możemy mieć do czynienia z takim rozwiązaniem. Rolę rozgrywającego może wziąć na siebie Marcel Ponitka, może Jeremy Senglin, mogę i ja. Ten zestaw ma w sobie nie tylko duży potencjał ofensywny, ale także taką zaletę, że każdy z nas jest w stanie bronić rywali z pozycji od 1 do 3. Nie muszę chyba dodawać jakie to ułatwienie dla naszej defensywy. Musimy jeszcze tylko dotrzeć się trochę w ataku, lepiej poznać zagrywki i nawzajem nawyki. Będzie tylko lepiej!
Przed tym turniejem sporo mówiło się o tym, że nie jesteś jeszcze w topowej formie fizycznej. Jak czujesz się po dwóch meczach w ciągu 24 godzin?
Jestem zmęczony, co tu dużo ukrywać. Teraz kompletnie o tym nie myślę. Wiem, że mamy ważny mecz w środę – w Lidze Mistrzów. Wiem, że zagramy w słynnej hali, która jest wyjątkowa dla naszych kibiców. Wiemy też, że będziemy mogli liczyć na ich wsparcie. Nie mogę się doczekać, bo wiele słyszałem o tym jak znakomitą atmosferę potrafią zrobić. Zresztą, sam fakt, że tylu z nich przyjechało też na ten turniej mówi wiele. Dajcie mi już ten pierwszy mecz przed własnymi kibicami we Wrocławiu!
Byłeś gwiazdą NCAA, grałeś w NBA, ale to chyba twój pierwszy puchar zdobyty podczas europejskiej części kariery?
Tak, muszę sobie zachować zdjęcie z pucharem na pamiątkę! Ale od pierwszego dnia, gdy tylko rozpoczęliśmy treningi naszym celem są zwycięstwa. Wiemy, że Wrocław w przeszłości świętował wiele sukcesów, że całe miasto potrafi nimi żyć. Zamierzamy w tym sezonie dotrzeć do finału playoff, chcemy dać kibicom kolejny tytuł.
7 komentarzy
Jeszcze Anwil będzie groźny. Na chwilę obecną to myślę, że mistrzostwo się rozstrzygnie między Kingiem, Śląskiem a Anwilem. Trefl jest jakby poziom niżej.
Ja bym Trefla nie skreślał, Anwilu nie widziałem więc się nie wypowiem.
Natomiast biorąc pod uwagę jak szybko zmieniają się składy w koszykówce, to dzisiaj nie ma sensu robić takich zestawień, bo w maju na półfinały może się okazać, że w każdym z tej 4 jest połowa innych zawodników w niż dzisiaj 🙂
Zdecydowanie tytuł zdobędzie ktoś z czwórki: Anwil, Sląk, Trefl, King. Do spadku Zielona Góra.
Jak zwykle zadecyduja kontuzje. I transfery last minute.
Facet ma fajne podejście. Myślę, że zespół powinien iść w górę. Liga będzie ciekawa, ale i BCL teź powinna dać odpowiedź na pytanie: gdzie jesteśmy.
To jest czwórgłowy mok z Angelem. Do tego Kenan Blackshear, który w tym sezonie bardzo urośnie, jako ogon
dwie pozostałe głowy to Bogucki i Ponitka buhahhahha