Golden State Warriors są gotowi do ponownej walki o mistrzowski tytuł. Los Angeles Lakers mają wybitnych liderów i zbyt słabą drużynę. Rzeczy oczywiste już przed sezonem, w meczu otwarcie zostały bardzo mocno podkreślone.
Steph Curry, lat już przecież ponad 34, znów był na boisku bezczelnym chłopaczkiem, zachwycającym łatwością zdobywania punktów na różne sposoby. Klay Thompson zgarnął 18 punktów w 20 minut, a Jordan Poole i Draymond Green współpracowali na boisku idealnie, jakby byli najlepszymi kumplami, a nie bohaterami niedawnej, ostrej bójki.
„Lakers i tak wypadki nieźle” – pisze po meczu wielu komentatorów, doceniając fakt, że goście byli bardzo blisko do trzeciej kwarty, a ich liderzy także pokazali, że nie ima ich się czas. LeBron James, jak to on, wyglądał bardzo fit i otarł się o triple double z 31 punktami, 14 zbiórkami i 8 asystami, zdrowy Anthony Davis miał 27 punktów, a Russell Westbrook trafił 7/12 z gry i przypomniał o windzie w nogach.
Sęk w tym, że poza liderami reszta drużyny spisała się bardzo mizernie, służąc głównie jako tło w drużynie totalnie zdominowanej przez trzech zawodników. To faktycznie może być bardzo trudny sezon Lakers.