Dwie porażki z rzędu i bilans 2-2 to wciąż nie jest żadna katastrofa, ale w Starogardzie Gdańskim mają ambicje mają wysokie i liczą na miejsce w czołówce 1. ligi. Uznano, że styl i rozmiary porażki w Tychach (55:101) były przekroczeniem dopuszczalnej granicy. Gniewne wpisy w mediach społecznościowych zaczęli publikować sponsorzy, a klub zdecydował się na następny mecz wpuścić kibiców za darmo. Zadziałało – na trybunach hali w Stargardzie pojawiło się nawet 1800 fanów. Wspaniały wynik, jak na zaplecze ekstraklasy.
Na boisku drużyna Kamila Sadowskiego nie imponowała może skutecznością (poniżej 30% za 3 punkty), ale o waleczność już nikt nie musiał się martwić. Zbiórki wygrane 52-37 dały zwycięstwo pod koszem i w całym meczu. Nie do zatrzymania był w pomalowanym Jakub Motylewski, który trafił doskonałe 9/11 z gry, zdobywając 21 punktów. Piotr Lis dołożył 19 punktów, a wszechstronny Wojciech Czerlonko zanotował 8 punktów, 10 zbiórek i 6 asyst.
Zespół z Koszalina, który sezon także zaczął od umiarkowanego bilansu 2-2, zaczął bardzo dobrze, wygrał nawet pierwszą kwartę 22:15. Później jednak zupełnie nie radził sobie w obronie, wyraźnie odstając od gospodarzy. Najwięcej punktów dla gości zdobyli Arnold Sanders (19) i Artur Łabinowicz (17), który ostatnio stał się obiektem wielu plotek transferowych, w kontekście zespołów z ekstraklasy.
SKS Starogard poprawił humory sobie i kibicom, marsz w kierunku czołówki będzie miał szansę kontynuować teraz w prestiżowych derbach regionu. Już w najbliższą środę, 26 października, zagra na własnym parkiecie z Decką Pelplin.
Pełne statystyki z meczu TUTAJ >>
