STYCZNIOWY OBÓZ KOSZYKARSKI FILIPA DYLEWICZA – INFORMACJE I ZAPISY – TUTAJ>>
Tak naprawdę Jeremy Sochan w tym spotkaniu faktycznie miewał lepsze i gorsze momenty, ale niekonicznie wiązały się one ze zdobyczami punktowymi. Akurat w starciu z nadspodziewanie dobrymi w tym sezonie (19-16) Utah Jazz ciężar dziurawienia kosza wzięli na siebie trzej obwodowi podopieczni Gregga Popovicha – wyrastający na lidera zespołu Devin Vassell (24 punkty, aż 8 asyst i 6 zbiórek), Keldon Johnson (21) i debiutant Malaki Branham (20).
Sochanowi w zaistniałej sytuacji przypadło w udziale zaledwie osiem rzutów w trakcie 31 minut gry. Trafił 3 z nich. Do sześciu punktów dołożył też 5 zbiórek, 3 asysty.
Polak zaliczył też kilka niezłych akcji w obronie, także przeciwko liderowi Jazz Lauriemu Markkanenowi. Większość z nich miała jednak miejsce w pierwszej fazie meczu. Im bliżej jego końca, tym więcej błędów popełniał i tym skuteczniejszy był Fin. Ostatecznie Markkanen skończył mecz z dorobkiem aż 32 punktów i 12 zbiórek, a jego zespół na finiszu odrobił niemal wszystkie, sięgające w pewnym momencie 20 punktów straty. Jazz byli bliscy wywalczenia na samym finiszu wygranej. Ich szarżę zatrzymał jednak dwoma trafieniami w decydujących momentach rozgrywający Spurs Tre Jones. Ostatecznie gospodarze wygrali 126:122.
Dla Spurs było to dopiero 11. zwycięstwo w sezonie. Przy 22 porażkach wciąż pozostają w odwróconej tabeli NBA na wysokim, czwartym miejscu. Ich szanse na wylosowanie w najbliższej loterii draftu pierwszego numeru i pozyskanie w czerwcu Victora Wembanyamy wciąż są całkiem spore – kilkunastoprocentowe.
STYCZNIOWY OBÓZ KOSZYKARSKI FILIPA DYLEWICZA – INFORMACJE I ZAPISY – TUTAJ>>
