Legia prowadzona przez Kamerona McGusty’ego (30 punktów, 16/17 z wolnych) była naprawdę blisko pokonania Anwilu i po rzucie Maksymiliana Wilczka (aż 20 minut, 11 punktów, 3/3 za 3) doprowadziła do dogrywki. W niej stołeczny zespół, mimo gorącego dopingu kompletu widzów na trybunach hali na Bemowie zdobył jednak zaledwie trzy punkty. Został już ósmą ofiarą maszynki do wygrywania meczów PLK, którą latem we Włocławku zbudował duet Selcuk Ernak – Bronisław Wawrzyńczuk.
Lider tabeli starcie z Legią rozpoczął z wysokiego „C”, obejmując już po kilku minutach prowadzenie 18:6 i zdobywając 26 punktów w samej pierwszej kwarcie. Skutecznie grał nie tylko główny faworyt do zdobycia nagrody MVP na tak wczesnym etapie sezonu Michał Michalak (8 punktów i 3/4 z gry w pierwszej kwarcie), ale także Kamil Łączyński. Weteran Anwilu, świetnie zastępujący od kilku tygodni kontuzjowanego Luke’a Nelsona, już schodząc na przerwę miał na koncie 10 punktów, 6 asyst oraz 5 zbiórek. Jego zespół prowadził dość pewnie 50:43.
Można było jednak odnieść wrażenie, że bazujący w dużej mierze na rzutach z półdystansu goście mogą się przy lepszej obronie Legii znaleźć w opałach, ale tuż po zmianie stron Anwil szybko uciekł Legii na 16 punktów (63:47). McGusty, choć długo nieco osamotniony, nie dawał jednak za wygraną. Amerykanin już w połowie trzeciej kwarty miał 19 punktów, podczas gdy drugi z najgroźniejszych snajperów gospodarzy Andrzej Pluta jr trafił do tego momentu zaledwie jeden rzut z gry.
Przed czwartą kwartą Legia miała 11 punktów straty (59:70), ale w ostatnich 10 minutach zespół Ivicy Skelina ograniczył Anwil tak mocno, że goście zdobyli zaledwie 13 punktów. Po wspomnianym rzucie Wilczka doszło do dogrywki. W niej mocno eksploatowanemu McGusty’emu, który spędził na boisku ponad 40 minut, zabrakło już jednak ewidentnie sił, a Legię ostatecznie pognębiło kilka strat, także w wykonaniu Amerykanina.
W zespole Anwilu do gry po przerwie spowodowanej kontuzją wrócił Nick Ongenda. Kanadyjczyk grywał już w PLK lepsze mecze (tym razem 8 punktów dorzucił po 3 zbiórki i przechwyty oraz 2 bloki), ale w dogrywce okazał się bardzo przydatny. Kilka ważnych rzutów trafił wówczas również świetny tego wieczoru Luke Petrasek (23 punkty, 5 zbiórek), a liderem gości był Łączyński. Rodowity warszawiak do 17 punktów (7/10 z gry) dołożył 11 asyst, 7 zbiórek i 6 wymuszonych fauli. Im bliżej powrotu Nelsona do gry, tym Łączyński – zmiennik Brytyjczyka – gra coraz lepiej. Michalak zakończył mecz z dorobkiem 22 punktów.
W Legii oprócz McGusty’ego i Wilczka żaden zawodnik nie miał dwucyfrowego dorobku punktowego. Anwil wygrał ze stołecznym zespołem pierwszy mecz ligowy po serii ośmiu porażek. Pozostaje jedyną niepokonaną ekipą Orlen Basket Ligi w sezonie 2024/25. Jego zwycięska passa może jeszcze potrwać – trzy kolejne mecze podopieczni trenera Ernaka rozegrają w Hali Mistrzów. Podejmą kolejno Górnik Zamek Książ Wałbrzych, Tauron GTK Gliwice i AMW Arkę Gdynia.
W drugim sobotnim meczu PLK wielkich emocji nie zanotowano. King już na dobre bez Andrzeja Mazurczaka (z gry do końca sezonu wykluczyła go kontuzja), pewnie wygrał w Zielonej Górze, po przerwie w pełni kontrolując wydarzenia na parkiecie. Niewykluczone, że w najbliższym czasie rolę lidera drużyny na dobre przejmie James Woodard. Doświadczony Amerykanin zdobył w Zielonej Górze 31 punktów. Grał momentami jak natchniony – trafił 10 z 11 rzutów z gry (w tym 7/8 z 3!), a do dorobku dodał 6 zbiórek i 4 asysty.
King do przerwy prowadził w Zielonej Górze tylko trzema punktami, ale ostatecznie jego zwycięstwo nie podlegało dyskusji. Wicemistrzowie Polski wygrali 101:80. Obok Woodarda najlepszymi strzelcami gości byli Tony Meier (15 punktów, 3/4 za 3) oraz Przemysław Żołnierewicz (12 punktów, 5 zbiórek).
W barwach Zastalu 19 punktów uzbierał Wesley Harris, a 14 dodał Sindarius Thornwell. Niespecjalnie występ przeciwko swojej byłej drużynie, z którą nie rozstawał się w najlepszych okolicznościach, wyszedł Filipowi Matczakowi. Były kapitan Kinga trafił 1/7 z gry i zdobył tylko 5 punktów.
Dla Zastalu był to pierwszy mecz pod wodzą nowego trenera Vladimira Jovanovicia. 40-letni Serb zastąpił ostatnio na tym stanowisku Litwina Virginijusa Sirvydisa. W przeszłości pracował w FMP Belgrad, był pierwszym Serbem na ławce trenerskiej Cibony Zagrzeb po ponad 30-letniej przerwie, a także prowadził występującą w Eurolidze Crvenę Zvezdę Belgrad. Ostatnio był szkoleniowcem Igokei Aleksandrovac.