WYCIECZKA NA MECZE NBA – zobacz Jeremy’ego Sochana w San Antonio! – INFO I ZAPISY >>
Śląsk Wrocław zwolnił kilka dni temu trenera Andreja Urlepa. Działacze nie mieli wyjścia, bo przeczytali w internecie, że to zrobili mniej więcej dwa tygodnie wcześniej. Mistrzowie Polski zatrudnili na jego miejsce trenera Erdogana. Głupio było podjąć inną decyzję, bo kibice wiedzą o tym z portali koszykarskich od blisko… dwóch tygodni. A już tak zupełnie serio – szkoda, że klub potrzebował aż tydzień, żeby przygotować kompilację zdjęć słoweńskiego szkoleniowca i napisać kilka lakonicznych, okrągłych zdań na jego temat w social mediach.
Urlep to wrocławska Legenda. Nie zamierzam się o nim rozpisywać. Wszyscy to wiedzą, a kto nie wie, to się dowie ze wszystkich portali sportowych. Chciałem sie skupić nie na samym trenerze, lecz na sposobie w jaki do tego zwolnienia doszło i jak klub ogólnie komunikuje się z resztą koszykarskiego świata.
Dopóki jest dobrze to jest… dobrze. Dlatego gdy Śląsk przepychał mecze ligowe, a rywale nie byli w stanie nadążyć za Jeremiahem Martinem, to wszyscy piali z zachwytu. Do tego stopnia, że zarząd i chyba sami gracze uwierzyli, że są Chicago Bulls Epoki Minionej i idą z rozpędu na bilans 72-10.
I nagle coś pękło. Problem polega na tym, że nikt (to znaczy kibice) nie wie co. A skoro nie wiedzą, to zaczynają się pytania na które nikt (czyli klub) nie udziela odpowiedzi. I zaczyna się gdybanie, dorabianie teorii spiskowych i plotkowanie.
Kibic wie tyle ile widzi na parkiecie i przy linii bocznej. A tam widział i słyszał ostre kłótnie Urlepa z Martinem. To było słychać z połowy sektora C1 w Hali Ludowej (dalekie rzędy). Serio. Nie wiem kto był winny, a kto miał rację. Czy Martin nie wypełniał założeń taktycznych trenera, czy może Urlep wylewał swoje frustracje, bo nie powinien sprowadzać do Śląska rozgrywającego, który nie umie rzucać ani za trzy ani za jeden punkt. Wiem, że nic nie wiem, a to niczemu nie służy.
Wielka szkoda, że zarząd Śląska zabronił asystentowi trenera Adrianowi Mroczkowi-Truskowskiemu odwiedzać Strefę Chanasa. To odpowiednie miejsce, żeby w sposób wyważony wyjaśnić kibicom o co aktualnie w klubie chodzi. Moim zdaniem to był wizerunkowy strzał w kolano. Asystent Urlepa mógł w inteligentny sposób odwalić za klub kawał dobrej PR-owej roboty. I to zerowym kosztem. Zamiast tego drugi asystent Adamek po Pucharze Polski powiedział to, co wszyscy kibice wiedzą z internetu. Tyle, że wciąż było to mówienie w stylu rasowego polityka na zasadzie powiem coś, nie mówiąc nic wprost. I zrobiło się już trochę śmiesznie.
Nie jestem zwolennikiem prania brudów w mediach w takich kryzysowych sytuacjach. Uważam, że co było w szatni – powinno zostać w szatni. Ale do czasu, bo są pewne granice. Skoro mleko już się wylało i doszło do dużych zmian w zespole, to warto by było na spokojnie poinformować media i kibiców o co w ogóle chodzi, dlaczego doszło do akurat takich zmian. Rzeczowo, na poziomie, bez zbędnych negatywnych emocji. Kibicom po prostu to się należy.
Gdyby ściany szatni Śląska mogły mówić, to może byśmy się dowiedzieli dlaczego odchodzi Urlep a nie Martin? I dlaczego ściągnięto nowych zawodników, których chciał zwalniany trener? Czy inni zawodnicy też byli w konflikcie ze Słoweńcem czy tylko Martin? Co na to Urlep? Dlaczego ruchy są tak nerwowe przy bilansie 14-5? Czy w klubie trwa chwilowy kryzys i zmiana trenera to ulga dla całej mistrzowskiej ekipy, która tej zmiany chciała, czy raczej mamy do czynienia już z plątaniną wypalonych relacji?
I przy tym ostatnim pytaniu nasuwa mi się cytat z „Krwi na rogach” autorstwa Rolanda Lazenby’ego, w którym opisuje trudne relacje i sytuacje kryzysowe w dwóch klubach:
„Pistons zdobyli dwa tytułu mistrzowskie, ale po drodze doprowadzili do totalnego wypalenia relacji w drużynie. To, że wielcy ludzie, którzy zbudowali Bulls, potrafili sięgnąć po sześć tytułów mistrzowskich i utrzymać najwyższy poziom gry pomimo tak ogromnego ciężaru, jest świadectwem ich wielkości”.
Wrocław to nie Chicago. Śląsk to nie Bulls. Ale przez sprawne zarządzanie sytuacją kryzysową i odpowiedni PR, mógłby pokazać sportową złość, dojrzałość w działaniu i sprawić, by kibice oraz dziennikarze nie plątali się w gmatwaninie plotek, niedopowiedzeń, domysłów i złudzeń.
* Tytuł nawiązuje do książki „Gdyby ściany mogły mówić” autorstwa Kenta McDilla. Autor opisuje w niej trudne relacje między zawodnikami, trenerem i zarządem Bulls, ciężkie decyzje biznesowe oraz transferowe oraz mozolne klejenie drużyny z Chicago, której celem były kolejne mistrzostwa.
WYCIECZKA NA MECZE NBA – zobacz Jeremy’ego Sochana w San Antonio! – INFO I ZAPISY >>