Czy ktoś sobie jeszcze kilka miesięcy temu wyobrażał komplet publiczności w Szczecinie i iście bałkańską atmosferę w hali? King już dokonał niemal niemożliwego, a przecież był zaledwie 40 minut od historycznego mistrzostwa Polski.
Sielanka skończyła się jednak tuż przed meczem, gdy okazało się, że od początku nie zagra Bryce Brown, najlepszy strzelec zespołu ze Szczecina. Po drugiej stronie brakowało Łukasza Kolendy, ale przy szerszej rotacji Śląska ta zmiana nie była aż tak widoczna.
Wrocławianie wreszcie od początku pokazywali inną energię w ataku, grali szybciej i płynniej. Bardzo skuteczny był Jeremiah Martin (13 pkt. do przerwy), bardzo dobrą zmianę dał Jakub Nizioł. Zbyt miękka obrona gospodarzy dała Śląskowi kilka trafień z faulem i po 1. kwarcie było 29:22 dla gości.
King bez Browna w wielu ustawieniach miał problem ze spacingiem, ale – tak jak w całym sezonie – miał też przecież serce do walki. Szalał zwłaszcza Zac Cuthbertson, rzucający się po każdą piłkę, bezcenny po obu stronach parkietu. Wielka żywiołowość i energia pozwoliły odrobić straty, ale kosztowały też bardzo wiele – kluczowy Amerykanin, po dwóch faulach niesportowych, opuścił boisko już w drugiej kwarcie.
Wielka szansa dla Śląska? Może, ale King nie pękł. Ciężar gry wziął na siebie – znów fantastyczny – Alex Hamilton, dwa floatery trafił Andy Mazurczak. Mimo starań Martina i błędów w obronie, to Wilki Morskie prowadziły do przerwy 48:46.
Po przerwie nastąpił szturm Śląska. Z jednej strony lepsza obrona, z drugiej King pozbawiony atutów w ataku, ale przede wszystkim – dalej znakomity Martin w ataku, trafiający kolejne trójki. Wrocławianie uwierzyli, że jednak „da się”, a desperacka próba trenera Miłoszewskiego, aby jednak skorzystać z kontuzjowanego Browna, nie przyniosła rezultatu. Po 30 minutach goście prowadzili już 70:52, pozwalając Wilkom na zaledwie 4 punkciki w kwarcie.
Ostatnio część King zaczął jeszcze z impetem, trafił dwie trójki, zmniejszył dystans do 10 oczek. Tego dnia Jeremiah Martin był jednak za dobry – grając w zasadzie sam, trafiając i wymuszając kolejne faule utrzymywał dość bezpieczną przewagę gości. Bliżej niż na 72:78 King zbliżyć się już nie zdołał.
Koronację trzeba odłożyć, a Śląsk znów ma prawo marzyć o obronie tytułu. King Szczecin nadal prowadzi w finale PLK, ale już tlyko 3:1. Czwarty mecz odbędzie się w najbliższy poniedziałek, 12 maja, w Hali Stulecia we Wrocławiu.
Pełne statystyki z meczu King Szczecin – Śląsk Wrocław >>
3 komentarze
Kolenda z wozu, Śląskowi lżej… Ale nie czarujmy się. Śląsk tylko odroczył koronację Kinga o 3 dni. Gdyby nie sytuacja z Cuthbertsonem, Szczecin zrobiłby dziś swoje.
No chyba, że jeszcze Śląsk straci tego mięczaka Dziewę, to szansę wzrosną.
Niestety zryw Martina może już we Wrocławiu nie wystarczyć. W tym meczu nie było Browna a Cuthbertson szybko wyleciał a Śląsk i tak się męczył. Brawa dziś za walkę i zwycięstwo. Olek Dziewa rzeczywiście w finale gra słabiej,jednak nazywanie go „mięczakiem” jest nie na miejscu. Zagraj sezon,play-off, rozgrywki europejskie z długimi wyjazdami i przeżyj treningi Urlepa i ciekawe, czy nie będziesz oddychać rękawami w finałach.. Pardom, otworzysz piwo ze swoim przyjacielem „Maćkiem” i będziesz pisać frazesy- słabe to w 😉
Moim zdaniem czepiasz się Kibica „Janusza” on zna się na baskecie. Ps. z przyjacielem „Maćkiem” analizują każdy mecz, statystyki, zagrywki, ocena stanu fizycznego i mentalnego zawodników przeciwnika – charakterystyka „mięczak” On się zna. Hej Śląsk