CZY POLUBIŁEŚ JUŻ NASZ PROFIL NA FACEBOOKU? ZRÓB TO!
Porażki z Sokołem, Spójnią i Anwilem po 14 kolejnych zwycięstwach na początek sezonu? Mistrzowie Polski wyglądają w tym momencie jak niedoświadczony maratończyk, który grubo przesadził z tempem w pierwszej połowie dystansu. Na 20. kilometrze wyprzedzał stawkę i pozdrawiał wiwatujące tłumy, aby kilka kilometrów dalej dostać zapaści i wlokąc się noga za nogą, walczyć już nie o zwycięstwo, a o przeżycie.
Oglądając nieudany mecz Śląska z Anwilem miałem deja vu – łudząco podobnie wyglądał środowy występ wrocławian w EuroCup. Polska drużyna dostała wówczas okrutne lanie (64:100) od 14. zespołu Bundesligi.
Wrocławianie w pucharze przegrywają wszystko jak leci, ale tak dołującego widowiska w tym sezonie jeszcze nie widzieliśmy. Od strony koszykarskiej wyglądało to trochę jak pojedynki polskich piłkarzy nożnych z europejską i światową czołówką. Z jednej strony poukładana taktyka, technika i zespołowe granie, z drugiej „laga” i próby przetrwania. Do tego apatia i brak chemii coraz bardziej widoczny na boisku i ławce rezerwowych – zbiórka przegrana aż 26:40 to jeden z efektów.
Hamburg Towers wyglądali we Wrocławiu niczym elita z Euroligi, a to przecież żaden europejski top – to zespół, który w Bundeslidze walczy o utrzymanie!
Rachunek w końcu przychodzi
Śląsk z trudnych do zrozumienia przyczyn (trener Andrej Urlep nie ma w zwyczaju niczego publicznie uzasadniać) nie zadbał o głębię składu, która pozwalałby normalnie rywalizować w dwóch ligach jednocześnie, nawet w przypadku jednej czy dwóch kontuzji. Dodatkowo, aż taki wysyp urazów sugeruje, że coś może być nie tak z przygotowaniem fizycznym zespołu i obciążeniami nakładanymi na zawodników.
Grając zbyt krótką rotacją w dwóch fizycznych ligach, PLK i EuroCup, Śląsk po prostu musiał w końcu dostać poważniejszej zadyszki. I dostał. Andrej Urlep ma w tym momencie drużynę zmęczoną fizycznie i psychicznie.
Czy solidność wystarczy?
Klub z Wrocławia zgromadził bezapelacyjnie najlepszy zestaw polskich zawodników w lidze i zbiera zasłużone oklaski za konsekwentne w nich inwestowanie. Aleksander Dziewa, Łukasz Kolenda, Jakub Nizioł i Daniel Gołębiowski już teraz są bardzo dobrzy, a przecież robią jeszcze postępy, również w tym sezonie.
Jednocześnie grono graczy cudzoziemskich należy uznać za lekko rozczarowujące, na pewno słabsze niż rok temu. Można powiedzieć, że tylko Jeremiah Martin „dowozi” i generalnie spełnia oczekiwania. Conor Morgan, niby trafia świetne 50% trójek, ale widoczny jest w co drugim meczu. Ivan Ramljak, najważniejszy element obrony Ślaska, znacznie częściej jest kontuzjowany niż zdrowy.
Jednocześnie mamy aż trzech zawodników, którzy na poziomie PLK różnicy nie robią żadnej – Artiom Parachowski, Justin Bibbs i teraz Serhij Pawłow. Nie ma zaś nikogo, kto dałby koszykarską jakość jako druga gwiazda, obok lidera Martina, tak jak rok temu np. Kerem Kanter dla Travisa Trice’a.
Sezon będzie jeszcze długi. Śląsk zdąży i odpocząć, i pobiec kolejne maratony. Jednak bez zauważalnego wzmocnienia zestawu cudzoziemskich graczy, może okazać się drużyną do ogrania dla kilku konkurentów z czołówki PLK.
Liga uczy się Urlepa. Czy Urlep też się uczy?
Kibice zachwycający się zwycięstwem i efektowną grą Anwilu we Wrocławiu skupili uwagę na 15 asystach Kamila Łączyńskiego czy 8 celnych trójkach Phila Greene’a, przez co umknęło trochę, jak doskonale rozpracował Śląsk trener Przemysław Frasunkiewicz. Wcześniej zrobili to Marek Łukomski czy Sebastian Machowski.
Śląsk nadal ma drugą najlepszą obronę w lidze, tylko za niesamowitymi ostatnio, Czarnymi Słupsk, tracąc 102.7 pkt. na 100 posiadań. W ostatnich miesiącach w PLK w dużym stopniu wygrywał właśnie dzięki systemowej, fizycznej defensywie. Każdy trener wie jednak, że bardzo trudno jest, czy to w meczu, czy sezonie, bronić wciąż w ten sam sposób, ponieważ przeciwnik się uczy i przyzwyczaja.
Wszyscy już wiedzą, jak chce grać w obronie Urlep, zobaczymy, czy Słoweniec będzie w potrafił w odpowiedzi wykazać się elastycznością. Także w ataku, trener Śląska, jako przedstawiciel starej szkoły, będzie musiał sobie odpowiedzieć na pytanie, czy aby na pewno da się wygrać mistrzostwo z ograniczoną liczbą klasycznych strzelców i oddawanych rzutów z dystansu.
W ostatnich meczach widać było też, że – wypominany mu od początku sezonu – brak rzutu za 3 punkty Jeremiah Martina może jeszcze odbić się czkawką. Chętnie wpuszczany przez rywali na półdystans Amerykanin zdobywa swoje 20 czy 25 punktów, ale co z tego, skoro wobec jego ograniczeń, obronie łatwiej jest skupić się na Morganie i sprawić, że Aleksander Dziewa oddaje raptem kilka rzutów w meczu? W playoff takie zależności będą bezwzględnie wykorzystywane.
Śląsk jest liderem tabeli i mimo pozostaje faworytem do zdobycia mistrzostwa. Ale konkurenci zobaczyli już, że jest śmiertelny; że mogą z nim wygrywać nawet zespoły środka tabeli. Sprawa tytułu w 2023 roku znów jest otwarta.
CZY POLUBIŁEŚ JUŻ NASZ PROFIL NA FACEBOOKU? ZRÓB TO!