Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>
Skoro zdecydowaliśmy się na „święta wyjazdowe”, było pewne, że odbędą się w myśl zasady „znaj swój kraj”. I koszykówkę. Mąż mój wciąż się jej uczy. Finalista FIBA Europe Cup i walcząca o utrzymanie Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz w trakcie derbów Kujaw w Hali Mistrzów? Miałam wrażenie, że to będzie idealne odzwierciedlenie naszej ukochanej Polskiej Ligi Koszykówki. Z całym dobrodziejstwem jej inwentarza i wyzwaniami, z jakimi przychodzi się jej mierzyć.
We Włocławku na meczach PLK byłam już dziesiątki razy. Świąteczna wizyta musiała mieć jednak zgoła odmienny charakter. A że moja prababcia pochodziła z pobliskiego Skępego i, jako młoda dziewczyna, bardzo lubiła jeździć do Włocławka, gdzie u zaprzyjaźnionej Żydówki kupowała kapelusze to – w poszukiwaniu ducha czasu – oddaliśmy się słonecznym spacerom wzdłuż Wisły. I nie tylko. Włocławkowi klimacik nadają nie tylko Wzorcownia i bulwary. Jest także – a jakże! – pięknie odrestaurowany spichlerz. Mamy późny gotyk, a na rynku strojne, barokowe kamieniczki.
Ale po świątecznym obiedzie i kawie liczył się już tylko basket. Na to, że mecz będzie świątecznym pokazem ofensywnych możliwości liderów obu drużyn zanosiło się od pierwszych minut. Już na dzień dobry dwie trójki trafił Mike Smith. Zza łuku odpowiadali Michał Nowakowski i Luke Petrasek. Ten ostatni nie tylko asystował, ale też razem z Malikiem Williamsem efektownie kończył alley-oopy. Profesjonalista, pełen serwis!
Astoria, świadoma swoich braków, imponująco wytrzymywała szalone tempo. A Anwil potrafi je narzucić jak mało która drużyna w PLK. Swoje momenty na przełomie pierwszej i drugiej kwarty miał Benjamin Simons. Klasę ligowca potwierdził Daniel Szymkiewicz. Gdybym była szefem klubu PLK sama podpisałabym z nim kontrakt, nie tylko ze względu na warunki fizyczne. Szymek zwykle szuka głównie sposobów wykorzystywania przewag nad obrońcami. W zespole z Bydgoszczy robi znacznie więcej.
Tylko 29 punktów Smitha i 20 Szymkiewicza to wciąż za mało, gdy drużynowo w ataku zbiera się 4 piłki, a w całym meczu rozdaje tylko 9 asyst.
Tymczasem ten Anwil…
Ten Josip Sobin, który sprawia wrażenie, jakby mógł nie dać rady na moim czwartkowym cardio, ale spokojnie dał radę w starciach z silnorękim Nathanem Cayo. A i do Lee Moore’a dogrywał, jakby się pozycjami pozamieniali. Ten Kamil Łączyński, który w newralgicznym momencie podejmuje trudną decyzję rzutową i trafia trójkę, od której zaczyna się decydujący run. Astoria już go nie powstrzyma.
Wreszcie – ten Victor Sanders – świetny, znakomity, tylko coraz lepszy i lepszy. Zawodnik, którego po prostu chcesz oglądać w akcji, nawet jeśli jesteś kibicem koszykówki z Wrocka albo znad morza. Zdaje się synchronizować swoją grę z dopingiem, który mój – jak nadmieniłam – wciąż uczący się PLK mąż nagrywał i rozsyłał kolegom, ewidentnie zachwycony. Co najmniej, jakbyśmy byli na meczu kosza w Belgradzie.
Anwil nieprzypadkowo zagra w przyszłą środę z francuskim Cholet w finale FIBA Europe Cup. Mimo ligowych komplikacji i pogoni za play-off gra ostatnio naprawdę świetnie. A Asta? Jej sportowa kołdra jest krótka, lecz wspierana we Włocławku przez imponujący, czarno-czerwony tłum zapaleńców, jest całkiem blisko utrzymania w PLK. Choć każdy mecz wymaga od podopiecznych Athanasiosa Skourtopoulosa maksymalnej koncentracji i realizacji taktyki przygotowanej pod dostępny zestaw graczy.
Wracając do naszego Gdańska mąż był zachwycony.
– Z tą twoją PLK jest chyba trochę jak z tymi zaniedbanymi fasadami, które widzieliśmy przed meczem tam przy ul. 3 maja. Niby niedoskonałości widać gołym okiem, ale gdy przychodzi święto i rusza pochód albo – jak w przypadku PLK –rozpoczyna się mecz, spokojnie można ich nie zauważyć – usłyszałam.
To były dobre święta. Mam nadzieję, że to zaplanowane na kolejną środę 19 kwietnia w Hali Mistrzów też skończy się happy endem.
Aleksandra Samborska, @aemgie
Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>