Reprezentacja Polski zagra w Walencji o awans na igrzyska – jedź z nami kibicować do Hiszpanii! >>
Aleksandra Samborska: Czy środowy mecz numer 5 serii Stal – Śląsk będzie najważniejszym w twojej dotychczasowej karierze?
Rodney Chatman: Tak. Stawka jest wielka – awans do dalszych gier o medale albo powrót do domu. Nie ma marginesu na błąd.
Kluczowe będzie przygotowanie mentalne czy fizyczne, przede wszystkim do gry w obronie?
Mental jest najważniejszy! Nie tylko w tym meczu. Liczy się codzienna praca nad sobą i swoimi słabościami. To znajdywanie w sobie dodatkowych pokładów siły, skupienia na poszczególnych zadaniach i nie rozpraszanie się. Trzeba wierzyć, że owoce przyjdą i być w gotowości do akcji, gdy tylko pojawi się szansa na ich zerwanie. W środę taka będzie.
To właśnie dzięki temu nastawieniu udało się doczekać w składzie Stali do 5 meczu ćwierćfinału w tak ważnej roli? W grudniu się na to zdecydowanie nie zanosiło. Klub dość otwarcie szukał twojego następcy…
Grudzień był z mojej perspektywy głównie czasem wytężonej pracy. Nie czytam mediów społecznościowych, daleki jestem od nakręcania się, jeśli coś nie idzie po mojej myśli. Wiedziałem, że wszystko się koszykarsko w końcu ułoży, bo wiem jakim jestem zawodnikiem i co sportowo wnoszę do drużyny – dobrą obronę i rzut. Przychodziłem na treningi, by pokazywać gotowość do ciężkiej pracy, tyle.
Perturbacje związane z twoim miejscem w rotacji drużyny z Ostrowie to jedna trudność, ale wyzwań w polskiej lidze po debiutanckim, europejskim sezonie w lidze duńskiej miałeś pewnie więcej?
Polska liga jest oczywiście dużo lepsza, dużo bardziej fizyczna, każdy mecz to dobre, koszykarskie przetarcie. Konkurencja panuje ogromna. Skauting też jest na zupełnie innym poziomie – co spotkanie rywal jest przygotowany na to, co chciałbyś przeciwko niemu zagrać. To była dla mnie duża zmiana. I dobra.
A jak to było z wcześniejszymi zmianami uczelni w trakcie twojej kariery w NCAA?
Do Vanderbilt (prestiżowy uniwersytet w Nashville o bardzo wysokim poziomie nauczania, znany jako „Ivy Południa” – przyp. red.) trafiłem, gdy szalał COVID. Przeniosłem się z Dayton, żeby zrobić magisterkę. Wybrałem specjalizację human development (interdyscyplinarne studia humanistyczne z pogranicza psychologii, socjologii, antropologii i komunikacji – przyp. red.), a koszykarsko miałem szansę zagrać u Jerry’ego Stackhouse’a. To na pewno był sportowo świetny wybór. Występy w ACC (Atlantic Coast Conference – przyp. red.), czyli moim zdaniem najlepszej koszykarskiej konferencji w baskecie akademickim, były ogromną wartością dodaną.
Przy okazji rozwijałeś się koszykarsko się z synem jednej z największych legend NBA lat 90. Jak wspominasz wspólną grę w Vanderbilt ze Scottie Pippenem jr?
Bardzo dobrze. To fajny chłopak, naprawdę twardo stąpający po ziemi, co bardzo szanuję, bo mogę sobie wyobrazić, że – będąc synem tak znanego ojca – szczera pokora to duża sztuka. Senior mocno go wspierał. Był z nami na meczu w Arkansas, pojawiał się też na wielu domowych spotkaniach.
Od czasów gry Pippena seniora koszykówka mocno się zmieniła. Odpoczywasz, śledząc poczynania najlepszych koszykarzy świata w playoff NBA? Czy SGA jest obecnie lepszy od Doncicia?
Jeśli mecze rozgrywane są w godzinach, które nie kolidują z naszym cyklem przygotowań do meczów, czyli np. te weekendowe o godz. 21:30, to oczywiście je oglądam. Shai i Doncić na tym etapie rywalizacji na pewno równie mocno zmęczeni. Który jest lepszy? Nie wiem, bo ani SGA ani Luka tak naprawdę jeszcze niczego nie wygrali. Na Zachodzie w ogóle dużo więcej się dzieje, w parze Celtics – Cavs po kontuzji Donovana Mitchella nie spodziewam się już wielkich fajerwerków. Knicks też wracają z dalekiej podróży.
Utrapieniem Mavericks jest Shai, Kanadyjczyk, a wy z innym radzicie sobie w swojej serii ćwierćfinałowej całkiem nieźle… Nacisk na Marka Klassena to jedno z twoich głównych zadań w tej serii?
Tak, nasz dotychczasowy plan zakładał wyeliminowanie potencjału tego zawodnika. Podążamy za wskazówkami trenerów i ograniczamy jego możliwości. Moim głównym zadaniem jest stosowanie się do wytycznych sztabu i maksymalna koncentracja, by jego plan w pełni realizować.
Co konkretnie może przechylić szalę zwycięstwa na waszą stronę w środowy wieczór?
Pełne zaangażowanie przy każdym posiadaniu, gryzienie parkietu po obu stronach boiska. Już od pierwszych akcji. To będzie ciężki, fizyczny mecz. Taka old-schoolowa bitwa. Trzeba będzie naciskać Śląsk jak Tony Allen w swoich najlepszych latach.
Rozmawiała Aleksandra Samborska, @aemgie