Na wstępie – jeszcze raz! – wypada zaznaczyć, że wynik meczów sparingowych naprawdę są nieistotne. Kompletnie! Nie da się też wyciągnąć miarodajnych wniosków na podstawie rezultatu spotkania, w którym nie grało po 2-3 graczy z obu stron. Na dodatek Anwil raptem dzień wcześniej walczył u siebie ze Startem. W sobotę już po 5 minutach było widać duże zmęczenie na twarzach koszykarzy z Włocławka.
Zresztą Dziki także w czasem opadły z siły. Do remisu doprowadził w samej końcówce Kamil Łączyński.
Można jednak co nieco powiedzieć o postawie poszczególnych zawodników, zwłaszcza tych nowych w PLK.
W przypadku składu Dzików największą zagadką jest Rickey McGill, ale pierwsze wrażenie pozostawił po sobie naprawdę dobre. Porównując go do Matta Colemana, w oczy rzuca się mniejsza pazerność na rzuty i taka po prostu jakby trochę lepsza energia. Colemana zapamiętałem jako gracza, którego mowa ciała czasem bywała irytująca. McGill wydaje się być zawodnikiem gotowym na poświęcenie się w 100 procentach dla drużyny. Co nie zmienia faktu, że punkty też zdobywać potrafi. Sobotni mecz zakończył z dorobkiem 10 i aż 13 asyst.
W wybornej formie już kilka dni przed startem sezonu wydaje się być Nick McGlynn, który już w kolejnym sparingu zespołu z Warszawy był wyróżniającą się postacią. Pierwsza piątka Dzików, jeszcze z Denzelem Anderssonem, Janarim Joesaarem i Mateuszem Szlachetką wypadła naprawdę świetnie. Szczególnie, jeśli wziąć pod uwagę, że aż trzech graczy jest w niej nowych.
Zawodnikiem, na którego chciałem przy okazji sobotniego starcia zwrócić szczególną uwagę był Nick Ongenda. Nowy środkowy Anwilu zgodnie z zapowiedziami jest dluuugi i atletyczny, ale na pewno nie jest graczem fizycznym. To sprawia, że w podkoszowych przepychankach w PLK może mu być naprawdę ciężko, bo one często wiążą się z walką wręcz. Nie chcę wychodzić na marudę, ale nie zauważyłem w meczu z Dzikami ani jednej dobrej zasłony postawionej przez Ongendę.
Mowa ciała nowego środkowego Anwilu trochę polega na szukaniu zaczepki z rywalami… Było w związku z tym trochę irytacji. Na pewno dla kibiców z Włocławka Ongenda będzie odmianą w stosunku do Kalifa Younga.
Zupełnie inna energia, przynajmniej przy okazji pierwszego wrażenia, biła z Emmanuela Akota, który ma wiele ochoty do gry. Rzeczywiście, drzemie w nim potencjał na defensywnego stopera Anwilu na skrzydle. W ataku będzie gorzej, lecz potrafi być przydatny. Chociażby przy okazji walki na ofensywnej desce.
Ryan Taylor na pierwszy rzut oka na rasową trójkę nie wygląda. Przypomina bardziej rzucającego. Widać, że ręka w jego przypadku jest naprawdę świetnie ułożona. Myślę jednak, że trochę czasu upłynie, zanim znajdzie dla siebie rolę. Gra obok Michała Michalaka, będąc koszykarzem lubiącym mieć piłkę w ręku, wcale nie musi się okazać taka prosta.
Justin Turner grał dużo poza pozycją, bo z uwagi na brak Luke’a Nelsona był odpowiedzialny także za piłkę i rozgrywanie. Potrafi dostać się do obręczy, to na pewno. Odpowiedniego czytania gry, po obu stronach parkietu, trochę mu brakuje. Trzeba jednak pamiętać, że Amerykanin został sprowadzony do Włocławka do roli rezerwowego rzucającego, który ma dostarczać punkty z ławki. Tę rolę powinien być w stanie wypełniać.
Po obu stronach nie zobaczyliśmy dwóch najciekawszych, przynajmniej moim zdaniem, zawodników pozyskanych przez kluby latem – Luke’a Nelsona z Anwilu i Andre Weesona z Dzików. Obaj borykają się z niegroźnymi urazami. Ich powrót do gry powinien być kwestią najbliższych dni.
2 komentarze
Kamil kochamy Ciebie ❤️
Toć nie grał jeszcze Funderburke w Anwilu