Po czterech kolejnych kilkunastopunktowych porażkach na własnym parkiecie prezes drużyny z Podkarpacia Wojciech Mazur zapowiadał wprost, że szuka wzmocnień składu. Przyznawał nawet, że rozmawiał ostatnio z jednym z bałkańskich koszykarzy podkoszowych, ale ten ostatecznie wybrał atrakcyjniejszą ofertę.
Jeśli beniaminek z Łańcuta chce się włączyć do walki o utrzymanie – jego prezes powinien możliwie szybko znaleźć odpowiednie środki na transfer. Wczoraj jego zespół po raz piąty przegrał w PLK mecz różnicą kilkunastu punktów – tym razem z inną drużyną pozostającą dotychczas bez zwycięstwa i już osamotniony osiadł na ostatnim miejscu w tabeli.
Po raz kolejny też wyraźnie przegrał walkę o zbiórki – 31:43.
– To już piąty mecz z rzędu, w którym zaliczyliśmy o 12 zbiórek mniej od rywali. Ciężko wygrywać mecze, gdy nie wygrywa sią walki o zbiórki. Jesteśmy na dnie i musimy jak najszybciej zareagować, by się od niego odbić – komentował trener ekipy z Łańcuta Radosław Soja.
Jakby złych wiadomości dla kibiców Sokoła było mało, to mamy jeszcze jedną – coraz słabiej spisuje się Lee Moore, najlepiej opłacany gracz zespołu. Miał być liderem przede wszystkim w takich meczach jak ten w Toruniu, czyli z innymi drużynami z dolnych rejonów tabeli. Ale w niedzielę zawiódł. Nie radził sobie z presją obrońców, m.in. Wojciecha Tomaszewskiego i trafił jedynie 3 z 14 rzutów.
Jeszcze dogrzej wyglądają jego dokonania z dwóch ostatnich meczów – Moore spudłował w nich aż 20 z 25 rzutów z gry. Jeśli lider tak skonstruowanej drużyny trafia tylko co piąty raz, ta właściwie nie ma szans na zwycięstwo.
Ale wbrew pozorom Sokół długi w niedzielę walczył, jeszcze pięć minut przed końcem zbliżył się do torunian na dwa punkty (56:58). Chwilę później rzut za 3 mogący dać prowadzenie oddawał Delano Demetrius Spencer II. Kolejnych 120 sekund to jednak jakiś taktyczny koszmar w wykonaniu gości. Filip Struski i Michał Nowakowski niepotrzebnymi faulami podarowali gospodarzom sześć rzutów wolnych i pozbawili drużyny szans na sprawienie niespodzianki. Czy nawet – biorąc pod uwagę słabą dyspozycję Moore’a – sensacji.
– Po naszych poprzednich porażkach kibice w internecie śmiali się z nas, że gramy jak drużyna, która nie ma trenera. Dzisiaj, choć graliśmy bez podstawowego rozgrywającego, który niebawem powinien do nas dołączyć, po raz pierwszy w tym sezonie przypominaliśmy zespół, który ma trenera na ławce – śmiał się… trener Twardych Pierników Milos Mitrović.
Zdecydowanie najlepszym zawodnikiem jego drużyny był w tym spotkaniu Joey Brunk. 25-letni środkowy do 17 punktów dołożył 18 zbiórek. Po raz kolejny nieźle wypadł też duet 20-latków Tomaszewski – Kacper Gordon, który też złożył się na 17 punktów, pudłując tylko 4 z 11 rzutów z gry.
– Jesteśmy blisko pozyskania doświadczonego rozgrywającego, który mógłby z miejsca pomóc tej drużynie, ale sytuacja na rynku transferowym jest taka, że najpierw swoje zjada większa ryba, a później dopiero do jedzenia dobierają się mniejsze – obrazowo określał plany transferowe Twardych Pierników trener Mitrović, sugerując chyba, że jego klub nie należy do finansowych rekinów.