Po dwóch kolejnych porażkach WKS w meczach wyjazdowych – w Dąbrowie Górniczej i Lublinie – we Wrocławiu w ciągu ostatnich kilku dni pytanie „czy to już koniec zmian kadrowych w składzie i na ławce trenerskiej Śląska?” stało się całkiem zasadne. Gdyby wrocławianie w piątek polegli w hali Orbita w starciu z Zastalem, kolejne roszady mogłby okazać się nieuniknione.
Ale Śląsk – choć momentami niczym szczególnym nie imponował i nieco ponad 3 minuty przed zakończeniem walki miał zaledwie punkt przewagi (77:76) nad rywalem, który w tym sezonie bez Waltera Hodge’a nie wygrał jeszcze meczu koszykówki – wyszedł z opresji i zdobył dwa bezcenne punkty. Dwa kolejne rzuty za 3 w wykonaniu Jeremy’ego Senglina (11 punktów, 4 asysty) i Adama Waczyńskiego (12 punktów, 4/7 za 3) na dobrą sprawę przesądziły losy meczu. W samej końcówce emocji już nie było.
Najlepszym graczem WKS był w piątek holenderski środkowy Emmanuel Nzekwesi (17 punktów, 12 zbiórek), a niezły mecz w roli egzekutora rozegrał też Justin Robinson (16 punktów, 6/9 z gry). Czy można jednak mówić o tym, że walczący o awans do playoff Śląsk wszystko co najgorsze ma już za sobą? Po meczu ze słabym Zastalem na takie wnioski zbyt wcześnie. Za tydzień będziemy nieco mądrzejsi – Śląsk 28 marca zmierzy się z mającymi podobny cel Dzikami w Warszawie.
O awans do playoff, najlepiej bezpośredni – który uzyska tylko sześć najlepszych drużyn po rundzie zasadniczej – walczą także Czarni Słupsk. W piątek podopieczni Robertsa Stelmahersa wykonali krok w dobrym kierunku, bez najmniejszym problemów ogrywając w Gliwicach GTK aż 88:63. 22 punkty zdobył dla gości Loren Jackson (4/7 za 3), a 18 dodali Alex Stein (7/11 z gry) i Fahrudin Manjgafić (6/10). Bliski double-double był Szymon Tomczak (9 punktów, 11 zbiórek).
„Najgorsze może na GTK dopiero czekać. Na tu i teraz to – zgodnie ze wskazaniem ligowej tabeli – kandydat nr 1 do spadku” – pisał już po poprzedniej rundzie spotkań Piotr Karolak. W piątek zespół Borisa Balibrei nie zrobił niczego, by ktokolwiek mógł w tej kwestii zmienić zdanie.
Liderzy GTK zagrali przynajmniej statystycznie na swoim poziomie (Mario Ihring – 20 punktów i po 5 zbiórek oraz asyst, Martins Laksa – 13 punktów, 3/7 za 3), ale im bliżej było końca meczu, tym mniej cały zespół GTK sprawiał wrażenia takiego, który może jeszcze w tym sezonie odbić się od dna ligowej tabeli. Czwartą kwartę gospodarze przegrali aż 8:23.
W pierwszym piątkowym meczu PLK po pasjonującej walce zakończonej dogrywką Anwil w debrach kujawsko-pomorskiego pokonał w Toruniu Twarde Pierniki. Relację z tego meczu przeczytasz TUTAJ.