W zawodowym sporcie chodzi o możliwość grania i wygrywania na najwyższym poziomie, często kosztem fanatycznych kibiców czy przyjemnego anturażu, prawda? Mam olbrzymi szacunek do zawodników, którzy karierą kierują tak, by każdy kolejny sezon – poziom ligi, liczba minut spędzanych na parkiecie i nade wszystko rola w zespole – przybliżał ich do upragnionego, koszykarskiego szczytu.
Takim graczem jest mój serdeczny kumpel, którego wielu kibiców PLK może doskonale pamiętać z czasów gry w Starcie Lublin i Treflu Sopot – 28-letni obecnie Yannick Franke.
„Zostawiam materac, ciuchy i stroopwafle”
Holendra i jego rodzinę odwiedziłam w poprzednim tygodniu w tureckim Büyükçekmece. To położona 45 kilometrów od minaretów Błękitnego Meczetu miejscowość w granicach liczącej oficjalnie 16 (a nieoficjalnie 25!) milionów mieszkańców prowincji Stambuł. Szesnaste co do wielkości megapolis świata może poszczycić się największą na świecie liczbą zawodowych drużyn koszykarskich w najwyższej klasie rozgrywkowej. Aż 10 (słownie: dziesięć!) z liczącej 16 zespołów tureckiej ekstraklasy ma swoje siedziby w Stambule lub w jego bezpośrednim sąsiedztwie. Osiem z nich zapewne dobrze kojarzycie z występów w europejskich pucharach.
Yannick w tym swoim Büyükçekmece występuje drugi sezon, po tym jak Turcy wykupili go z hiszpańskiej ACB. Do najlepszej europejskiej ligi trafił po fantastycznym sezonie w barwach greckiego PAOK Saloniki. W Grecji natomiast znalazł się po tym, gdy pod koniec sezonu 2021/22 jego kontrakt z Trefla wykupiła Andora.
Wszystkie te decyzje wydają się z perspektywy gracza przemyślane, gdyż właściwie każda zbliżała go do upragnionego celu. Tego samego, który ma – a przynajmniej powinien mieć – każdy europejski koszykarz.
– Zajedź do mnie po skończeniu pracy. Pakuję się. Zostawiam wam nowy materac, trochę sportowych ciuchów i stroopwafle – napisał mi Yannick opuszczając sopockie mieszkanie w marcu 2022.
Holenderskie wafle są bardzo słodkie, ale pożegnanie było raczej z gatunku tych słodko-gorzkich. Wiedziałam, że moje miasto opuszcza nie tylko świetny kumpel, ale PLK kolejny klasowy gracz.
Miałam jednak świadomość, że nasza znajomość będzie trwać. Yannick kończył wówczas studia na założonej przez Johana Cruyffa, legendę holenderskiej piłki, prestiżowej uczelni kształcącej w Amsterdamie i Barcelonie przyszłych managerów sportu. Był w nie mocno wkręcony. Do tego stopnia, że żaden turniej siatkówki, piłki ręcznej czy gala MMA podczas jego pobytu w Sopocie nie mogła odbyć się bez obecności Yanny na trybunach.
Zawsze zadawał mnóstwo pytań. Właściwie ustaliliśmy, że po obronionej magisterce przyjmę go do ERGO ARENY na praktyki. Pracę obronił, obietnica jest wiążąca, ale Yannick z odbyciem praktyk będzie musiał jeszcze poczekać kilka lat. Ma jeszcze trochę tematów w zawodowym sporcie do zrealizowania – póki co na samym boisku, nie wokół niego.
Grzebień w kieszeni? Zabroniony!
Na niedzielny mecz zaplanowany na godz. 18 w Büyükçekmece ze stambulskiej starówki wyjechałam z towarzyszącym mi w tej tureckiej eskapadzie dziadkiem. Chciał spełnić swoje marzenia o zobaczeniu zachodu słońca nad Bosforem. W kierunku hali ruszyliśmy o godzinie 13.
Zaskoczenie? Dzień rozegrania i przede wszystkim godzinę rozpoczęcia meczu poznaliśmy raptem… kilka dni przed wylotem z Polski. Niepewność doprowadzała mnie do szału, bo nie mogłam zaplanować zwiedzania Hipodromu Konstantynopola ani Hagii Sofii, co rusz szukając informacji o najbliższym meczu drużyny Holendra. Oficjalna strona tureckiej ekstraklasy jest naprawdę rzadko aktualizowana…
– Informacja w końcu się pojawi, poczekaj spokojnie – dostawałam odpowiedzi od Yannicka na zarzuty, że w PLK – bez względu na to, czy transmisja z meczu jest w Polsacie, czy w emocjach.tv – wszystko jest rozpisane na całe tygodnie do przodu.
Gdzie PLK jest organizacyjnie? Wciąż nie tam, gdzie powinna być i – przede wszystkim – gdzie chcielibyśmy ją widzieć. Ale też warto wiedzieć, że w pewnych aspektach wydawałoby się bogatsze ligi od niej mają mnóstwo do nadrobienia.
40 kilometrów na mecz pokonujemy dwoma autobusami komunikacji miejskiej, tkwiąc w kilkugodzinnym korku, który w niedzielę o 13 jest w Stambule rozległy tak, jak… w każdy inny dzień o każdej innej porze dnia i roku.
Gdy udaje nam się dotrzeć do hali, widzimy budynek przypominający z zewnątrz relikty poprzedniej epoki. Gdańskie hale na Słowackiego czy Kołobrzeskiej. Mamy jeszcze pół godziny do jej przedmeczowego otwarcia, więc pora i czas są idealne na kawę. W okolicy jest jednak tylko sklep spożywczy, więc kupujemy tylko kawy w puszkach. Siadamy na ławce z widokiem na jakiś garnizon i koszary, bo choć sama – licząca ok. 300 tysięcy mieszkańców – miejscowość leży nad morzem Marmara, to w okolicy trudno o przyjemną plażę.
Ale przecież cel tego wypadu jest kompletnie inny!
Wreszcie – do meczu już tylko godzina! Udajemy się do hali, gdzie niemówiąca po angielsku ochrona najpierw rekwiruje moje słuchawki nauszne, a po chwili… grzebień z kieszeni mojego dziadka.
Dopiero entuzjastyczne powitanie z bliskimi Yannicka powoduje, że ostatecznie ochroniarze odpuszczają i wchodzimy na trybuny z „zabronionymi przedmiotami”.
Nadrabiając towarzyskie zaległości dowiaduję się, że klub to rodzinna instytucja i kiepsko tu ze znajomością angielskiego, a Yanna jest jego gwiazdą i liderem.
Ślady jakichkolwiek modernizacji? Brak
O tym ostatnim zresztą przecież wiem – z dumą śledzę poczynania Yannicka. Zdążyłam odnotować, że kilka tygodni wcześniej rzucił Fenerbahce 18 punktów, a ani Nigel Hayes-Davis ani Marko Guduric nie byli w stanie go powstrzymać. Jeśli jesteście fanami Shane’a Larkina to może kojarzycie też, że były koszykarz Startu i Trefla w styczniu trafił buzzer-beatera na zwycięstwo w meczu z Efesem.
Franke w tym sezonie w tureckiej ekstraklasie rzuca średnio właśnie 18 punktów (44% za trzy!) spędzając na parkiecie średnio najwięcej minut w drużynie (drudzy i trzeci pod względem czasu spędzonego na parkiecie są również gracze znani z PLK – Amerykanin Jermaine Love i Litwin Martynas Sajus). Sezon przebiega więc zgodnie z obranym kursem.
Do hali sukcesywnie schodzą się kibice. Ostatecznie nie ma ich zbyt wielu. Podobno obiekt na 2500 miejsc wyprzedaje się tylko na gwiazdy Euroligi. Ja widzę może 1/3 zajętych krzesełek. W PLK takie pustki to też już rzadkość.
W obiekcie jest prowadzona sprzedaż przekąsek i napojów z okienka, ale nie widzę żadnego sklepiku kibica. Nie ma też nowoczesnych ledów. Nie widzę śladów żadnych modernizacji, które pozwoliłyby zorganizować show, do jakiego wydają mi się zabiegać aspirujące do topu kluby.
Ale nad trybunami są dwie kaplice . Trwa ramadan, widzę w przerwie wiernych w potrzebie, a tuż przy tablicy wyników i portrecie Ataturka – który jako ojciec świeckiego państwa tureckiego, jest mi postacią doskonale znaną z innych miejsc publicznych – jest też podobizna zwracającego kraj w stronę islamu prezydenta Erdogana.
Czy brakuje mi cheerleaderek i okołomeczowych bajerów? W ogóle, bo oglądam naprawdę świetny mecz. Aż chce się tu być i tego doświadczać. Mecz celną trójką rozpoczyna oczywiście Yannick.
Starcie z Merkezefendi od początku ma znane mi z ostatnich EuroCupowych starć w ERGO ARENIE tempo. Franke z Love’em i Sajusem szaleją, łącznie zdobywają 52 punkty. Holender do swoich 25 dokłada 6 zbiórek i asystę. Jest też nieustępliwy w obronie na obwodzie. Po meczu podpuszczam go, że to chyba jakaś nowość w repertuarze.
– Wiesz, jak jest, nie wybiega się myślami dalej niż do kolejnego meczu, ale aspirując t a m w obronie musisz dawać z siebie wszystko – przypomina.
Śladami dziadka i ojca – prosto t a m
Oglądamy minimalną porażkę drużyny gospodarzy, ale po moim powrocie do Trójmiasta na zwycięską ścieżkę wraca też Büyükçekmece. W Izmirze ekipa z prowincji Stambuł pokonuje tamtejszą Karsiyakę, a Yanna, zgodnie z planem, trafia 5 trójek i kończy sobotni mecz z double-double.
– W Sopocie było najlepiej, ale wiesz jak to Yannick, on to ma po dziadku i ojcu – liczy się tylko najważniejszy cel – słyszę od najbliższych byłego koszykarza Startu i Trefla.
Dziadek Franke jako kapitan reprezentacji Holandii zagrał 47 spotkań. W rozgrywkach ligowych sięgał po mistrzostwo Holandii aż 9-krotnie. Tata rzucającego, Rolf, był kapitanem kadry Holandii w 60 meczach, ma na swoim koncie o jedno krajowe mistrzostwo mniej.
Yannick Franke ma w tym sezonie realne szanse na grę w playoff ligi tureckiej, do którego jego zespół przybliżyłoby go na pewno zwycięstwo w swojej hali z Besiktasem w sobotę. A w tym playoff, o czym wiedzą doskonale m.in. kibice we Włocławku, dziać się będą mogły rzeczy niewytłumaczalne.
I właśnie tego na razie Franke życzę. Krok po kroku. W kierunku zwycięstw, po których finalnie będzie mógł zagrać t a m. W Eurolidze. Nas t a m nie ma i pewnie jeszcze jakiś czas nas nie będzie – niechże będą „nasi” ludzie.
Tacy, którym właściwy kierunek rozwoju pozwoliły obrać także mecze w PLK.
6 komentarzy
„Ale nad trybunami są dwie kaplice . Trwa ramadan, widzę w przerwie wiernych w potrzebie, a tuż przy tablicy wyników i portrecie Ataturka – który jako ojciec świeckiego państwa tureckiego, jest mi postacią doskonale znaną z innych miejsc publicznych – jest też podobizna zwracającego kraj w stronę islamu prezydenta Erdogana.”
Co za głupota, religia to największe zło, przede wszystkim katolicyzm, który nie dał światu niczego dobrego, samo zło. To kontrola umysłów niewolników dla władzy i kasy.
Katolicyzm nie dał światu niczego dobrego? Radzę się dokształcić.
Nic. Dał miliony trupów na niezliczonych wojnach religijnych, podbojach innych kultur, budowach katedr i kościołów, ofiarach głodu, hamowaniu rozwoju medycyny i nauki i dlugo mozna wymieniac.
Współczuję, też byłem na tym hejterskim etapie kiedyś i radzę się zapoznać z książką.
Polecam książkę:
https://www.poczytaj.pl/ksiazka/co-chrzescijanstwo-dalo-swiatu-krajski-michal,491700
Pamiętam jak Yannick trafił do Startu w środku sezonu, chyba w jednym z trudnych momentów (dla drużyny). Pierwszy mecz miał świetny – po prostu wymiatał. Następnie zagrał jeszcze kilka dobrych, a potem zgasł. Chyba nawet rozwiązał kontrakt przed końcem sezonu, choć tego nie jestem pewien. W każdym razie wyglądało to tak, jakby coś mu w tym Starcie nie podpasowało.