Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>
Legia długo w tym sezonie mogła się pochwalić najlepszą defensywą PLK, ale po ostatniej kolejce straciła pozycję lidera w tym względzie na rzecz Anwilu. Wciąż jednak, idąc niemal łeb w łeb z włocławianami i Stalą Ostrów Wielkopolski, wyprzedza w efektywności defensywy pozostałych ligowych rywali bardzo wyraźnie.
Tym większe mogło być zaskoczenie tych fanów warszawskiego klubu, którzy środowy mecz ze średniakiem ligi tureckiej włączyli dopiero od trzeciej kwarty – w dwóch pierwszych Legia straciła aż 59 punktów. Sama rzuciła 52, więc można było mieć nadzieję, że po przerwie powalczy jeszcze o zwycięstwo. Gospodarze dość szybko powiększyli jednak przewagę do ponad 15 punktów, Legia znalazła się w tarapatach.
Nie poddała się jednak bez walki. Jeszcze nieco ponad 5 minut przed zakończeniem spotkania traciła do rywali tylko 8 punktów. O ile w drugiej połowie nieco skuteczniej broniła dostępu po własnego kosza, to mocno dawał o sobie znać jej problem z organizacją gry. W połowie ostatniej kwarty, gdy goście mogli jeszcze złapać kontakt z rywalem i powalczyć o zwycięstwo, zakończyli dwie kolejne akcje przedwcześnie, oddając zadziwiające rzuty.
Najpierw Josip Sobin w ósmej sekundzie akcji nerwowo zerwał floatera, którego postanowił posyłać z czwartego metra, nie mając właściwie przed sobą obrońcy.
Po chwili nieszczególnie słynący ze skuteczności rzutów z dystansu Marcel Ponitka oddał pospieszny rzut za 3.
Ostatecznie Legia przegrała różnicą 10 punktów. Jej najlepszym strzelcem był PJ Pipes, który zdobył 20 punktów z 12 rzutów z gry. Nie po raz pierwszy najczęściej asystującym graczem okazał się z 4 kończącymi podaniami Aric Holman, który miał jednak problemy ze skutecznością (10 punktów, 5/14 z gry). Michał Kolenda do 16 punktów dodał 7 zbiorek. Więcej można było się spodziewać po Christianie Vitalu, najlepszym snajperze I fazy FIBA Europe Cup. Tym razem Amerykanin uzbierał tylko 11 punktów.
Legią mimo porażki wciąż ma całkiem niemałe szanse awansu do ćwierćfinału rozgrywek. Dwaj pozostali rywale grupowi, Sporting Lizbona i litewskie BC Jonava, wydają się nieco mniej wymagający od tureckiego średniaka. Poza tym Bahcesehir to się są żadni koszykarscy mistrzowie świata – warszawianie mogą ten zespół pokonać w rewanżu na własnym boisku. O ile tylko nie pozwolą rywalom, tak jak w środę, znów trafić 58 procent rzutów za 3 (14/24).
Legia będzie wówczas także potrzebowała z większą skutecznością powstrzymywać akcje Tony’egp Taylora. Doświadczony Amerykanin, który przed laty europejską karierę rozpoczynał od występów w Turowie Zgorzelec, w środę rzucił 19 punktów, notując także 5 asyst i 4 zbiórki. Momentami defensywa Legii się przed nim rozstępowała. Dosłownie.
Some razzle dazzle from Tony Taylor. 🪩#FIBAEuropeCup x @BKBasketbol pic.twitter.com/msK1YyCQKK
— FIBA Europe Cup (@FIBAEuropeCup) December 6, 2023
Kolejny mecz w FIBA Europe Cup warszawianie rozegrają w kolejną środę, podejmując Litwinów. Ten mecz już Legia, chcąc bić się o awans, będzie musiała wygrać. Jonava rozpoczęła rozgrywki od porażki 81:91 na własnym parkiecie ze Sportingiem.
STATYSTTKI Z MECZU BAHCESEHIR – LEGIA
Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>