W meczu poprzedzającym przerwę w rozgrywkach na mecze reprezentacji Tyran De Lattibeaudiere zdobył w Szczecinie 26 punktów, dokładając 9 zbiórek i prowadząc Start do niespodziewanego zwycięstwa z wicemistrzem Polski. Przypadek? Każdy kto by tak sądził, powinien obejrzeć niedzielne starcie drużyny z Lublina z MKS Dąbrowa Górnicza. 33 punkty silnego (dosłownie) skrzydłowego na skuteczności 14/19 z gry w starciu z rywalem, który przez prawie 45 minut miał na boisku środkowego o wzroście co najmniej 217 cm? Robi wrażenie.
Dla De Lattibeaudiere to już trzeci mecz w trakcie ostatnich pięciu kolejek, który Jamajczyk kończy z co najmniej 26 punktami. W 10 spotkaniach w barwach Legii w poprzednim sezonie, pozostając w cieniu Arica Holmana, 33-latek nawet nie zbliżył się do granicy 20 punktów (najwięcej miał 16). W trakcie budowania składu Startu latem zatrudnienie doświadczonego De Lattibeaudiere mogło lekko dziwić. W końcu mówimy o doświadczonym zawodniku ze sporymi wymaganiami finansowymi (roczny kontrakt o wartości powyżej 100 tys. dol.), który rolę lidera pełnił dotychczas jedynie w drużynach z niższych lig we Francji czy Hiszpanii lub w peryferyjnej lidze szwajcarskiej.
Póki co ten transfer trenera Startu Wojciecha Kamińskiego się jednak świetnie broni. Ze średnią 16.4 punktu na mecz oraz 57-procentową skutecznością rzutów z gry De Lattibeaudiere wyrasta na gwiazdę drużyny z Lublina. W najbliższych tygodniach, szczególnie wobec kontuzji Manu Lacomte’a, okazji do wzięcia na siebie większej liczby rzutów na pewno Jamajczykowi nie zabraknie.
Start w niedzielę pokonał występujący już bez Souleya Bouma MKS bardzo pewnie – 95:81. Najwięcej punktów obok De Lattibeaudiere’a zdobył dla lublinian Courtney Ramey – 21. Imponujące double-double (14 punktów i 14 zbiórek) zaliczył też Ousmane Drame.
W zespole gości pod względem statystycznym udanie zadebiutował Tyler Cheese (23 punkty i aż 14 asyst), lecz zespół z Dąbrowy był tego dnia wyraźnie słabszy od Startu, który dzięki dwóm ostatnim zwycięstwom awansował z wynikiem 4-4 na siódme miejsce w tabeli.
Na samym jej dnie wciąż znajduje się Arka, która ograła w niedzielę Czarnych Słupsk 88:80. Liderem gdynian był po raz kolejny Stefan Djordjević, który nie pomylił się przy żadnych z 10 rzutów z gry i uzbierał łącznie 22 punkty. 19 dołożył Łukasz Kolenda. W zespole gości najwięcej – po 16 punktów – zdobyli Justice Sueing oraz Alex Stein.
Szerzej o meczu w Gdyni napiszemy później.
Tymczasem w meczu kończącym 8. kolejkę Orlen Basket Ligi pomiędzy mistrzami Polski z Sopotu oraz Arrivą Twarde Pierniki też nie zabrakło emocji. Goście stawiali się mocno i jeszcze 1,5 minuty przed zakończeniem walki przegrywali tylko 68:71. Ostatecznie Trefl nie dał sobie jednak wyrywać dwóch punktów.
Do wygranej ekipę z Sopotu poprowadził duet reprezentantów Polski Jarosław Zyskowski – Jakub Schenk, obaj zdobyli po 13 punktów. Z duetu debiutujących w PLK obcokrajowców więcej czasu na boisku spędził Nahiem Alleyne (34 min – 6 pkt, 6 zbiórek i 2 asysty). Nicholas Johnson w ciągu 20 minut zdobył 13 punktów, 5 zbiórek i 4 asysty.
W trakcie przerwy niedzielnego meczu w Sopocie gorzej poczuł się trener Trefla Żan Tabak. Na szczęście po szybkiej interwencji medyków Chorwat wrócił na ławkę rezerwowych drużyny na początku drugiej połowy, ale jej już nie prowadził.