Przebudowa z konieczności, nie z wyboru
Trenerowi Mantasowi Cesnauskisowi, pomimo chęci, nie udało się zatrzymać w zespole żadnego z liderów drużyny sezonu 2021/22. Marek Klassen, Billy Garrett i Beau Beech swoje kariery postanowili kontynuować w innych miejscach. Nie przekonała ich nawet wizja gry w europejskich pucharach (Czarni zgłosili się do Fiba Europe Cup ostatecznie otrzymując miejsce w kwalifikacjach).
Już na wstępie więc Cesnauskis został zmuszony do przebudowy i szukania „zamienników” pasujących do jego systemu gry. Pierwszą decyzją trenera było poszerzenie polskiej rotacji i równocześnie dodanie doświadczenia. Do Mikołaja Witlińskiego, Jakuba Musiała i Bartosza Jankowskiego dołożono więc Michała Chylińskiego i Pawła Leończyka.
Jeśli chodzi o obcokrajowców to ostatecznie wybór padł na zestaw: Diante Watkins, Zack Bryant, Shavon Coleman, David DiLeo oraz De’quon Lake. Kibice, co zrozumiałe, od razu szukali podobieństw do swych ulubieńców z poprzedniego sezonu. W Watkinsie upatrywano nowego Klassena, Bryant miał być kimś pomiędzy Garrettem a Lewisem, DiLeo jako „stretch four” miał rozciągać grę niczym Beech, a pod koszem Lake miał być podobnym wsparciem dla Witlińskiego jak Kalif Young.
Na papierze Mantas Cesnauskis, względem tego co posiadał w sezonie 21/22, poszerzył rotację, dokładając sporo doświadczenia.
Wysokie cele, forma potrzebna „od zaraz”
Już w fazie budowy zespołu trener miał świadomość tego, że drużyna musi być gotowa bardzo szybko. Na końcówkę września zaplanowane zostały bowiem mecze eliminacyjne FIBA Europe Cup, a awans do fazy grupowej był jednym z celów postawionych przed sezonem.
Cesnauskis nie zdążył jednak poukładać klocków w tym terminie w związku z czym przygoda słupszczan w europejskich pucharach skończyła się szybko, po porażce z przeciętnym ZZ Leiden.
Oczywistym jest, że popełniono błędy. Na początku jednak zawsze warto sprawdzić „alibi” trenera.
„W zeszłym sezonie to był zespół! Nie to co teraz.” Czy aby na pewno?
Czarni 2022/2023 to praktycznie całkowicie nowa drużyna. Budowa zespołu to proces zależny od materiału ludzkiego, jakim się dysponuje. Raz przebiega on szybciej, drugi raz na efekty trzeba poczekać dłużej.
Paradoksalnie, dużo łatwiej było Cesnauskisowi w poprzednim sezonie. Z ligą witał się dysponując 8-osobową rotacją, w której bardzo łatwo było ustalić hierarchię i przydzielić role koszykarzom. Przy tym presja była w zasadzie żadna. Klassen, Garrett, Beech – niekwestionowane gwiazdy, niezależnie od dyspozycji mieli zapewnione 30 minut w każdym meczu.
Rolę żołnierzy, bez szemrania przyjmowali (ciesząc się dużymi minutami gry w ekstraklasie) Bartosz Jankowski i Mikołaj Witliński (był w fazie odbudowy kariery), Jakub Musiał i Dawid Słupiński. Każdy znał i akceptował swoją rolę.
Po rewelacyjnym sezonie, zakończonym 4 miejscem, mało kto pamięta, że w pierwszych meczach sezonu 2021/2022 Czarni również nie wyglądali najlepiej (szczęśliwa wygrana w Radomiu, gdzie przegrywali przez 36 minut, czy porażka w Bydgoszczy).
Mimo nie najlepszej gry potrafili jednak wygrać aż 4 z pierwszych 5 meczów, co miało z pewnością wpływ na atmosferę i w konsekwencji ułatwiało pracę nad zgrywaniem zespołu, który finalnie dotarł aż do półfinału.
Dziś wielu kibiców jest rozczarowanych np. Davidem DiLeo (w pierwszych 5 meczach 8/30 za 3 punkty, co daje skuteczność na poziomie 27%). Zapominają jednak, że Beau Beech po pierwszych 5 meczach miał skuteczność 30% (11/37).
Zresztą czytając opinie po meczach można dostrzec, że przyczyn słabej gry szuka się m.in. w słabej skuteczności rzutów z obwodu całej drużyny. To oczywiście połowicznie racja, bo dzięki temu, że Czarni nie trafiają z obwodu, rywale mogą zagęszczać strefę podkoszową.
Do tej pory słupszczanie rzucają zza linii 6,75m ze skutecznością 31% (42/137). Z tym, że w pierwszych pięciu meczach sezonu 2021/2022 ta skuteczność była jeszcze słabsza 34/125 (27%).
Te wszystkie dane są tu przytoczone nie po to, by bronić Mantasa Cesnauskisa. Chodzi o to by pokazać, że to wcale nie jest tak, że wtedy wszystko funkcjonowało jak należy od samego początku.
W czym zatem tkwi problem?
Zacznijmy od ról w zespole. To już nie jest zespół w którym każdy, bez dyskusji, zaakceptuje swoją rolę. Trudno jest mi wyobrazić sobie Pawła Leończyka zadowolonego z choćby kilku minut na parkiecie (jak to było ze Słupińskim). Michał Chyliński też nie po to przychodził do Słupska, by przesiadywać na ławce rezerwowych.
Witliński, Jankowski i Musiał, po udanym sezonie, również zwiększyli swoje oczekiwania, co do minut i roli w zespole. Trudniej jest Cesnauskisowi znaleźć żołnierzy, którzy niezależnie od wszystkiego będą zasuwać po to, by gwiazdy miały łatwiej. Tutaj każdy ma świadomość swojej wartości i każdy oczekuje dużej roli. Hierarchizacja i nadanie ról w zespole, a przede wszystkim akceptacja ich przez drużynę to proces tym trudniejszy, im szerszą rotacją dysponuje trener.
Drugi problem to organizacja gry w ataku.
Czarni w niektórych ustawieniach wyglądają jak zbiór przypadkowych koszykarzy, z których żaden nie wie, co i jak ma robić, gdzie i po co ma biec. Potrafią wtedy w krótkim czasie stracić wypracowaną przewagę lub pozwolić rywalowi odskoczyć na bezpieczną różnicę punktową.
W pierwszych 3 meczach optymalnym ustawieniem na pozycjach 1-2 była gra duetem Watkins – Musiał. Każda ingerencja w ten układ wiązała się z natychmiastowym spadkiem jakości gry (Watkins – Bryant, Bryant – Musiał, Watkins – Chyliński). W meczu z Arką ten duet przebywał razem na parkiecie 12 minut (Czarni byli wtedy +5), w meczu z Jamtland 9,5 minuty (+8), z Leiden 12min. (+16).
Co zaskakujące, przed meczem ze Stalą Ostrów trener Cesnauskis postanowił „rozbić” ten duet. Zarówno w meczach ze Stalą, jak i z Zastalem, Musiał grał obok Watkinsa dużo krócej niż zwykle. Wydaje się, że trener Czarnych chce „uruchomić” Bryanta i Chylińskiego i odbywa się to właśnie kosztem ustawienia z Watkinsem i Musiałem na pozycjach 1-2.
Diante Watkins z całą pewnością nie gra tak, jak się od niego oczekuje. Aczkolwiek w momencie, gdy u boku ma Musiała, potrafi być efektywny dla zespołu. Dużo gorzej gra wygląda, gdy obok siebie są Watkins z Bryantem lub gdy Zack Bryant przechodzi na pozycję rozgrywającego. Co z tego, że potrafi on zdobywać punkty czy nawet, jak w meczu ze Stalą, trafić 4/5 za 3, skoro zupełnie nie kreuje kolegów, skupiając się głównie na samym sobie.
Jakąś nadzieją był czwartkowy mecz z Zastalem. Pytanie, na ile miarodajnie można traktować pojedynek z tym rywalem, zważywszy że zielonogórzanie zagrali bez podstawowej „jedynki”?
Dość oczywistym problemem, przy braku skuteczności z obwodu, jest granie z Pawłem Leończykiem na pozycji silnego skrzydłowego, co dodatkowo ogranicza „spacing” . Pod koszem brakuje również takiego „energizera”, którym z pewnością był Kalif Young.
Jeszcze chwila cierpliwości
Przed trenerem Mantasem Cesnauskisem trudne decyzje. Musi stanąć w obliczu pytania, czy jest w stanie z tym stanem osobowym wykonać progres, by zespół zaczął grać jego systemem? Czy duet Watkins – Bryant jest w stanie przestawić się z kreowania siebie na kreowanie drużyny? Czy uda się lepiej wykorzystać Shavona Colemana, który do tej pory jedynie z Jamtland otrzymał odpowiednią liczbę podań? Wiadomo – budżet nie jest z gumy a to co było zaskoczeniem w sezonie 21/22, wcale nie musi nim być w 22/23.
Nie można bowiem zapominać, że Czarnych nie oceniamy już jako beniaminka, ale półfinalistę poprzedniego sezonu. Mecz z Zastalem można traktować jako mały krok we właściwym kierunku, nawet jeśli ten rywal nie imponuje grą na początku sezonu. To wciąż dopiero start rozgrywek, więc należy brać poprawkę na to, że budowa nowego zespołu to proces, który musi potrwać.