Szymon Woźnik: Jak to się stało, że rozpoczął pan pracę jako trener grup młodzieżowych w Sopocie?
Brian McCormick: Od kilku lat pozostaję w kontakcie z Bartłomiejem Siewrukiem, nawet pomagałem Antkowi – synowi Bartłomieja – w uzyskaniu stypendium na UNH poprzedniej wiosny. To on zobaczył ogłoszenie o naborze do Trefla i polecił mnie. Przyjechałem na finały Mistrzostw Polski U-17 w Sopocie w zeszłym roku i doszliśmy do porozumienia.
Nie jest to dla pana pierwsza przygoda z europejską koszykówką. Skąd akurat taka dość oryginalna ścieżka kariery trenerskiej?
Początkowo pojechałem do Europy, ponieważ wiedziałem, że zostanie głównym trenerem w USA zajmie mi lata, a ja byłem po prostu niecierpliwy. Jako student byłem na wymianie w Szwecji i na tyle mi się spodobało, że chciałem tam wrócić. Zapytałem o radę mojego dawnego trenera, który powiedział, żebym po prostu skontaktował się ze wszystkimi klubami w Szwecji. Tak też zrobiłem. Jedna kobieca drużyna odpowiedziała na mojego maila i postanowiła mnie zatrudnić – w ten sposób w wieku 25 lat zostałem głównym trenerem w Damligan. Spodziewałem się, że moje doświadczenie trenerskie doprowadzi do większej liczby lepszych ofert pracy w USA, ale nigdy tak się nie stało. Wydaje mi się, że moja filozofia trenerska bardziej pasuje do Europy niż do USA, dlatego tak często tu trafiam.
Jaka jest filozofia Briana McCormick’a jako trenera grup młodzieżowych?
Pracuję dla zawodników, a nie oni dla mnie. Moim zadaniem jest pomóc im osiągnąć cele, zarówno te indywidualnie, jak i zespołowe. Chcę rozwijać wszystkich graczy pod kątem ich przyszłości, a nie tego co teraz. Wszystko co robimy w ich rozwoju, wynika z postawionych celów.
Jest trener przebywa pan w Polsce od sierpnia 2024 roku. Pojawiły się już pierwsze wnioski?
Moje pierwsze wrażenie na temat polskiej koszykówki dotyczy rozmiaru zawodników. Myślałem, że w tym roku będziemy najwyżsi w rozgrywkach, ale w każdym kolejnym meczu wychodzimy na parkiet i rzadko kiedy mamy przewagę fizyczną. Byłem też pod wrażeniem waszych rozgrywających z ubiegłorocznego turnieju finałowego. Nie znam ich nazwisk, ale szczególnie rozgrywający z WKK Wrocław Jakub Galewski i Legii Warszawa Błażej Czapla zrobili na mnie duże wrażenie. Od pierwszego dnia w koszykówce, pewnie wielu ich kwestionowało, ponieważ byli stosunkowo niscy, ale dzisiaj mają wszystko czego oczekujesz od graczy na tej pozycji. Spójrz na TJ Shortsa, prawda? Więc nie można mówić, że Galewski i Czapla nie będą graczami PLK w przyszłości, bo są za niscy. To dla nich krzywdzące na tym etapie rozwoju.
Jakie są problemy polskiego szkolenia, które pan już zauważył?
Lekceważenie potencjału niższych graczy – jak wspomnianych Galewskiego i Czapli w zeszłym roku, a także Filipa Tymańskiego z mojej drużyny w tym roku – przy jednoczesnym poleganiu na tych graczach w celu osiągnięcia sukcesu w rozgrywkach, bez dawania tyle samo czasu lub szans gry młodszym, wyższym graczom, którzy na dziś nie są gotowi, by robić różnicę, ale mają potencjał. Zmagam się z tą kombinacją. Jeśli wierzysz, że ci niżsi gracze mają przed sobą wspaniałą przyszłość, a co za tym idzie, budujesz wokół nich drużynę – rozumiem to. Jeśli jednak uważasz, że są zbyt niscy na karierę zawodową, to budujesz wokół nich innych młodych, wyższych graczy, który może nie są tak dobrzy obecnie, ale mają większy potencjał.
Nie twierdzę, że któreś z tych rozwiązań jest słuszne lub nie, ale jestem w stanie oba zrozumieć. Trudno mi jednak zrozumieć postępowanie w którym niżsi gracze nie mają przyszłości, ale jednocześnie wszystko w organizacji budowane jest wokół nich, kosztem rozwoju zawodników o wyższym potencjale, aby tylko dać drużynie medal w rozgrywkach młodzieżowych.
Co można wyróżnić u młodych polskich zawodników względem ich rówieśników z Europy?
Powiedziałbym, że młodzi polscy koszykarze są duzi i twardzi, ale tak naprawdę nie wiem, na ile to ich wyróżnia w Europie.
Kiedyś przygoda w Sopocie się skończy. Jakie owoce chce pan po sobie zostawić, jakie ma ambicje z tym związane?
Nie myślę o tym. Chcę po prostu miejsce w którym pracuję lepszym, niż ono było zanim tu przyjechałem. Nie chodzi o mnie ani o moją pracę trenerską. Mam tylko nadzieję, że kilku zawodników dostanie szansę na rozwój i przeskoczy na wyższy poziom.
Jest jakiś talent, który zauważył trener w Polsce i wie, że może być w przyszłości naprawdę dobrym koszykarzem?
O moich własnych graczach nie będę mówił. A inni? Franciszek Jędrzejczyk – leworęczny obrońca z Krakowa jest najlepszym graczem, jakiego widziałem w tej grupie wiekowej w tym roku. Oliwier Botorek również pokazał świetne umiejętności po powrocie po kontuzji. Strzelec WKK Rafał Matyga, który gra dla SMS-u Władysławowo, strasznie nas skarcił, kiedy graliśmy z jego drużyną, więc muszę go dodać. Uwielbiam też Augusta Chałupę z WKK Wrocław. Paul Truszczyński z Komorowa też jest mocny.
Kto wygra turniej finałowy MP U-17 w Bydgoszczy?
Wszyscy mówili, że Kraków jest faworytem odkąd tutaj przyjechałem i chyba w tej kwestii nic się nie zmieniło. Mają świetny zespół i być może najlepszego trenera, ale myślę, że są 3-4 drużyny, które mogą mistrzostwo wygrać. Wiele zależy od tego, kto będzie zdrowy i która z ekip osiągnie szczyt formy we właściwym czasie, zwłaszcza przy pięciu meczach w ciągu pięciu dni.
1 komentarz
Trener który patrzy na basket okiem fachowca ze świata zachodu a nie „nasz myśl trenerska”. Szkoda ze w kolejnym roku juz go w Sopocie nie bedzie.