Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>
Było pewne, że gospodarze rzucą się na Legię od pierwszych sekund środowego meczu – w końcu mieli do odrobienia aż 19 punktów straty po spotkaniu rozegranym w Warszawie. Przewaga Legii była więc naprawdę duża i chyba to niekoniecznie dobrze wpłynęło na podopiecznych trenera Marka Popiołka. Drużynie z Bilbao zajęło ledwie 13 minut, by stan rywalizacji przechylić na swoją stronę.
Warszawianie mieli gigantyczne problemy na tablicach – Hiszpanie przez długi czas mieli więcej zbiórek w ataku, niż Legia w obronie. Kulał także powrót do obrony – Bilbao w pierwszej połowie zdobyło aż 18 punktów z szybkiego ataku. Goście, kiedy rzeczywiście zrobiło się już nieciekawie, wzięli się jednak do roboty. Christian Vital trafił dwie trójki, a Loren Jackson wreszcie zaczął korzystać ze swojej szybkości.
W trzeciej kwarcie wynik balansował na krawędzi, a więc przewaga gospodarzy oscylowała wokół 15-20 punktów. Legia była w grze, ale na pewno nie miała inicjatywy. Indywidualne akcje gwiazdorów zespołu z Warszawy nie pozwalały gościom na powiększenie przewagi i po 30 minutach tego meczu było -17, a więc w dwumeczu +2. Z dobrej strony w końcówce tej części gry pokazał się Ray Cowels.
W czwartej kwarcie Legia, a właściwie jej obrona, już kompletnie pękła. Po 3 minutach tej części gry Bilbao było na prowadzeniu w dwumeczu i choć trener Popiołek próbował ratować sytuację kolejnymi przerwami na żądanie, tak szturmu gospodarzy nie dało się opanować. W ataku kolejne rzuty pudłował Michał Kolenda, skuteczności wciąż znaleźć nie mógł Aric Holman – w 8 minut legioniści zdobyli tylko 7 punktów.
Nadzieje delikatnie odżyły, kiedy o tablice za 3 punkty trafił Vital. Legia jednak nie była w stanie wybronić kolejnych akcji Bilbao Basket. Floater Alexa Renfroe zamknął to spotkanie – Hiszpanie wygrali 81:53 i tym samym w dwumeczu było +9 na ich korzyść.
1 komentarz
Szkoda bo to by była piękna sprawa że co rok Polski zespół w tych rozgrywkach że bije się o finał.