Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>
Seria sukcesów Arkadiusza Miłoszewskiego trwa w najlepsze. Kilka tygodni po swoich 50. urodzinach w swoim pierwszym pełnym sezonie pracy w roli pierwszego trenera drużyny rodowity warszawianin najpierw sięgnął po tytuł najlepszego trenera PLK, następnie przedłużył z Kingiem kontrakt na dwa kolejne lata, a w środę poprowadził zespół ze Szczecina do historycznego sukcesu, jakim jest dla niego awans do półfinału playoff.
– Słyszeliśmy przed rozpoczęciem serii ćwierćfinałowej głosy, że każdy chciał trafić na Kinga. One nas bardzo, ale to bardzo, bardzo motywowały. Pamiętam jednak też moment, gdy po zakończeniu swojego ostatniego meczu oglądaliśmy końcówkę meczu Anwil – Stal. Kilka osób z klubu spuściło wówczas nos na kwintę, gdy okazało się, że będziemy grali z włocławianami. Ja od początku chciałem się z nimi zmierzyć – zapewnia trener szczecinian. – Gdy słyszysz, że wszyscy wokół zaniżają twój potencjał, to chcesz za wszelką cenę coś udowodnić. To normalne. Jeżeli sportowcy są głodni sukcesu i bardzo go pragną, mają większe prawdopodobieństwo, by go osiągnąć. My nigdy w żadnym meczu sezonu nie kalkulowaliśmy. Może kiedyś to się na nas nieco zemści i dopadnie nas jakieś zmęczenie, ale póki co cieszę się, że jesteśmy w półfinale. Cierpliwość nasza oraz prezesa naszego klubu przyniosła efekty – dodaje.
Co zdaniem trenera zespołu ze Szczecina ostatecznie zadecydowało o losach ćwierćfinałowej rywalizacji z Anwilem?
– Atut własnej hali. Każdy wygrał na wyjeździe po jednym meczu, ale cieszę się, że ostatnie spotkanie graliśmy przed swoimi kibicami. Anwil zobaczył jak się gra takie mecze na wyjeździe. Kibice dali energię naszym zawodnikom. Nie ma co ukrywać, że fani we Włocławku pomagają Anwilowi. Nieprzypadkowo ten klub zaliczył najsłabszy sezon, gdy kibice nie mogli pojawiać się na trybunach – zauważa trener Kinga. – Najbardziej, oprócz samego awansu, cieszy mnie, że choć byliśmy w tym sezonie jedną ze słabiej broniących drużyn PLK, to w pierwszej połowie decydującego meczu udowodniliśmy, że możemy wygrywać także defensywą. To pokazuje jak istotna jest wewnętrzna motywacja. Zawodnicy często podkreślają, że lubią te zewnętrzne – premie, czy jak ktoś dobrze poklepie ich po ramieniu. Ja się upieram, że wewnętrzna pozostaje najważniejsza – dodaje.
W sobotę i poniedziałek Kinga czekają dwa pierwsze mecze półfinałowe. Rywalem zespołu ze Szczecina będzie Stal Ostrów Wielkopolski.
– Zagraliśmy z tą drużyną w tym sezonie trzy mecze i znamy się znakomicie. Wiemy jak Stal będzie grała, na pewno będziemy przygotowani, ale też będziemy reagować w trakcie serii. Ona na pewno nie skończy się po dwóch pierwszych meczach w Szczecinie. Może potrwa pięć, jak ta z Anwilem? – zastanawia się trener Kinga. – Czy boję się tego, że Stal przed półfinałem miała więcej czasu na odpoczynek? Nie. Z perspektywy czasu zauważam, że w tym sezonie graliśmy najlepiej, gdy terminarz zapewniał nam mecze co trzy dni. Długi odpoczynek wcale nie musi być atutem naszych rywali. A może Stali zaszkodzi? To końcówka sezonu, podczas niej zawodnicy bardziej chcę grać niż tylko trenować, trenować i znów trenować. Jestem przekonany, że przynajmniej w pierwszym meczu serii nasze zmęczenie rywalizacją z Anwilem nie będzie to miało żadnego znaczenia – zapewnia Miłoszewski.
Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>