Canal+ Online z darmowym NBA League Pass – zamówisz TUTAJ >>
Ostatecznie Blazers Lillarda – póki co dość niespodziewanie najlepsze drużyna Zachodu – wygrali mecz ze Spurs 117:110. Tylko dzięki znakomitemu finiszowi. Jeszcze kilka minut przed końcem to goście z Teksasu prowadzili sześcioma punktami.
Sochan rozpoczął mecz pilnując skrzydłowego ekipy z Portland Jeramiego Granta. Ten szybko zdobył cztery punkty. Gregg Popovich postanowił coraz częściej posyłać Polaka do utrudniania życia Damianowi Lillardowi. Obaj stoczyli wiele pasjonujących starć. Jeden z najlepszych strzelców NBA ostatniej dekady miał duże problemy, by uwolnić się spod opieki o ponad 20 centymetrów wyższego obrońcy. Często był zmuszany do oddawania piłki kolegom z zespołu. Do zdobycia 22 punktów potrzebował aż 20 rzutów.
Dwa z nich zablokował Sochan.
Wygrany challenge po akcji, w której Lillard chciał się za wszelką cenę wymusić faul przyklejonego do niego Sochana świetnie ilustruje to, co się działo między tą dwójką na parkiecie. Nic dziwnego, że lider Blazers zaraz po zakończeniu meczu szybko odnalazł na środku parkietu polskiego skrzydłowego, by podziękować mu za walkę.
Spurs przed porażką nie uchronił najlepszy występ w karierze Jakoba Poeltla. Austriacki środkowy zdobył aż 31 punktów. Dal Blazers najwięcej (29) rzucił wspomniany Grant. Sochan zakończył mecz z dorobkiem 6 punktów, 4 zbiórek, 4 asyst i 2 bloków. Mogła to być jedna z bardziej imponującej linijek statystycznych 6-4-4-2 w tym sezonie NBA. Podczas 27 minut, które Polak spędził na parkiecie, Spurs byli lepsi od Blazers aż o 18 punktów.
Pozostały czas gry przegrali różnicą aż 25.
O świetnej grze Polaka, który w poprzednim meczu Spurs debiutował w roli rozgrywajacego, rozpisują się nie tylko media z San Antonio. Także kibice szukają wszelkich możliwych korelacji pomiędzy grą Polaka a wynikami drużyny. Nawet tych związanych z kolorem jego włosów.
Canal+ Online z darmowym NBA League Pass – zamówisz TUTAJ >>