Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>
To nie jest poważny klub koszykówki
Była taka symboliczna scenka w trakcie piątkowego meczu na Bemowie. Aleksander Lewandowski w trakcie pierwszej połowy podbiegł do linii bocznej, prosząc o pilne zaklejenie niewielkiej rany na ramieniu, aby mógł kontynuować grę. Wszyscy obecni na ławce rezerwowych rozejrzeli się po sobie bezradnie, niektórzy rozłożyli ręce. Po dłuższej dopiero chwili, zza ławki wyłoniła się wyraźnie zagubiona dziewczyna, która podbiegła z tejpem i usiłowała uratować sytuację. Usiłowała, ponieważ nie miała nic do przecinania. Nie pomogły coraz bardziej nerwowe próby przerwania i przegryzienia, także w wykonaniu zawodnika. Po chwili szamotania porwany plaster wylądował na podłodze, a Lewandowski wrócił na boisko bez opatrunku.
Zastal w Warszawie nie wyglądał, jak poważny klub koszykówki.
Zielonogórzanie zagrali bez dwóch swoich najlepszych graczy – Dariousa Halla i Kamaki Hepy, ponieważ banów FIBA na zagraniczne transfery, spowodowanych przez liczne długi, tym razem nie udało się Januszowi Jasińskiemu odkręcić.
Trener David Dedek przyznał na konferencji prasowej, że dowiedział się dopiero w dniu meczu, iż jego Amerykanie przyjechali do stolicy tylko na wycieczkę, Wpadka wizerunkowa i dla klubu (który zapewne niezbyt się tym przejmuje) i ligi, w której zdarzają się takie historie.
Legia dopiero po przerwie
Oglądając grę w obronie Legii w pierwszych 20 minutach sezonu trudno było uwierzyć, że ta drużyna w ostatnich sezonach była jedną z topowych defensyw w lidze. Grający dość chaotycznie, ale z ogromnym zaangażowaniem, zespół Dedka do przerwy zdobył aż 46 punktów, a gospodarzy od wyraźnych strat ratował niemal w pojedynkę Raymond Cowels, kolejnymi celnymi trójkami (5/6 w meczu).
Jan Wójcik (12 zbiórek) skakał o pół metra wyżej od Dariusza Wyki i Josipa Sobina, Paweł Kikowski (15 pkt. w 19 minut) trafiał jak za najlepszych lat, Novak Musić punktował z zaskakującą łatwością. W roli strzelca zawodził (0/7) jedynie Marcin Woroniecki. Do przerwy było tylko 50:46 dla zespołu ze stolicy, a efektowną wymianę ciosów oglądało się nad wyraz przyjemnie.
Legia radykalnie przykręciła śrubę po przerwie i w kilka minut skończyła emocje oraz mecz. Pozwoliła Zastalowi w kwartach odpowiednio na 14 i 12 punktów, a grający w ósemkę goście opadli z sił, nie wytrzymując intensywności spotkania. W ostatnich minutach zespoły dzieliła już przepaść.
Smaczkiem tego meczu był występ Geoffreya Groselle’a przeciwko drużynie, w której w zeszłym sezonie mu nie wyszło. Żadna zemsta jednak nie nastąpiła. Amerykanin z polskim paszportem prezentował się tak samo przeciętnie, jak niedawno w Legii, z tym, że teraz kibice przy jego rzutach wolnych (1/6) mogli już dowcipkować z otwartą przyłbicą.
Znakomity Kolenda, pytanie o Ponitkę
W pierwszym oficjalnym meczu w barwach Legii fantastycznie odnalazł się Michał Kolenda. Skuteczny (18 pkt., 7/9 z gry), twardy w obronie, podejmujący dobre decyzje. Bardzo dobrze w roli prowadzącego grę wyglądał też drugi z debiutantów, Marcel Ponitka. Świetna kontrola wydarzeń na boisku, oczy dokoła głowy, błyskotliwe podania nawet pod presją. Do tego, firmowa, bardzo mocna obrona na obwodzie. Był jednak spory szkopuł – poważne problemy z rzutem. Wracający z ligi ACB Polak przestrzelił aż 9 z 11 rzutów w meczu, a żadna z jego pięciu prób z dystansu nie była jakoś specjalnie bliska celu.
Przed Legią teraz znacznie poważniejsze wyzwania – zespół z Warszawy wylatuje do Turcji, gdzie już od wtorku walczyć będzie w turnieju kwalifikacyjnym do Ligi Mistrzów FIBA. Zagra tam już Aric Holman, oszczędzany w meczu z Zastalem z powodu drobnego urazu.
Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>