Jeszcze kilka dni temu nowe władze Sokoła deklarowały, że są gotowe powalczyć o Lee Moore’a, ale sytuacja zmieniła się, a sprawy nabrały przyspieszenia. Po prostu sam zawodnik zadeklarował wprost, że nie chce dłużej zostawać w Łańcucie, ani nawet trenować z zespołem do czasu sfinalizowania jakiegoś transferu.
Na pozyskanie Amerykanina zdecydował się Anwil, szukający wzmocnień po kontuzji Janariego Joesaara oraz potrzebujący lidera, wobec nieco rozczarowującej postawy Josha Bostica. Dodatkowe środki na wzmocnienia znalazły się w trybie pilnym – pomoc zadeklarował jeden ze sponsorów, po głośnych apelach trenera Przemysława Frasunkiewicza.
Według naszych informacji, konkretniejszymi rozmowami w sprawie pozyskania Moore’a nie była zainteresowana Legia, gdyż w Warszawie uznano, że zawodnik…. jest za drogi. Jak podawaliśmy kilka tygodni temu, pensja Amerykanina wynosi ok. 10 tys. dolarów miesięcznie.
Ściągnięcie zawodnika na tym poziomie było sporym osiągnięciem beniaminka ekstraklasy. W Łańcucie, niezależnie od oceny formy sportowej, panowało jednak pewne rozczarowanie jego postawą – pokazywanym od początku niezadowoleniem z miejsca, w którym się znalazł. Mimo to, w założeniach, szykowane zmiany kadrowe w zespole nie miały dotyczyć Lee Moore’a. Wcale nie chciano zejść z jego kontaktu, niezależnie od wysokości.
W pięciu meczach w barwach Sokoła Moore notował średnio 19.2 punktu oraz 4.4 asysty na mecz. Spędzał na parkiecie średnio aż 37 minut, trafiał tylko 33% rzutów z gry oraz 26% trójek.