Nie można powiedzieć, że trener Śląska Ertugrul Erdogan po dwóch porażkach na własnym parkiecie nie próbował czegoś w grze Śląska w meczu nr 3 zmienić. Próbował – po raz kolejny przemeblował pierwszą piątkę drużyny. W swoim „kisielowym” stylu – tym razem odkurzył Daniela Gołębiewskiego, który w trzech poprzednich meczach spędził na boisku łącznie 4 minuty. Tym razem otrzymał więcej szans, ale pewność siebie tego gracza, którą imponował w 2-3 pierwszych miesiącach sezonu chyba już jakiś czas temu wyparowała.
King w trzecim kolejnym meczu tej serii niemal od samego początku miał wyraźną przewagę. Tony Meier wciąż bez większego problemu znajdował pozycje do oddania rzutu za 3. Już w pierwszych trzech minutach i sześciu sekundach gry skarcił tak rywali aż trzykrotnie. Co ciekawe trener Śląska już w pierwszej połowie starał się luki w defensywie maskować obroną strefową, nawet gdy na boisku wspólnie przebywali Aleksander Dziewa i Artiom Parachowski.
Wszystko na nic – King bezlitośnie wykorzystywał błędy obrony rywali, a sam pod własnym koszem wciąż wywierał presję na podkoszowych graczach Śląska. Wspomniany Dziewa naprawdę się starał, bił się o pozycje, ale zazwyczaj – gdy już koledzy z zespołu decydowali się do niego skierować piłkę – było przy nim co najmniej dwóch obrońców. A im bliżej końca meczu, tym częściej rywale wykorzystywali jego braki w akcjach p’n’r.
Sytuację w ataku Śląska starał się ratować kolejnymi trafieniami za 3 Jeremiah Martin, ale po nich trener Kinga tak naprawdę mógł się jedynie uśmiechać – taki był plan gry szczecinian, by pozwolić liderowi rywali rzucać, ale pozbawić go możliwości zdobywania punktów spod kosza i maksymalnie utrudnić jakąkolwiek współpracę z kolegami.
Już w przerwie meczu można było odnieść wrażenie, że jego losy są bliskie rozstrzygnięcia. Śląsk się nie poddawał, jego zawodnicy robili wiele, by gonić rywali, w czwartej kwarcie zbliżyli się do nich na sześć punktów (64:58), ale co z tego, skoro w kolejnych niespełna trzech minutach po wsadach Phila Fayne’a i trójce Bryce’a Browna King znów szybko powiększył prowadzenie do 16 punktów. W wypełnionej ponad 5 tysiącami kibiców Netto Arenie rozpoczął się karnawał.
Przed czwartym meczem – zaplanowanym na piątek na godz. 20 – naprawdę nic nie wskazuje na to, by losy tego finału mogły się jeszcze odwrócić. Śląsk przegrał trzy pierwsze mecze finału różnicą 61 punktów. Może go uratować chyba już tylko cud.
7 komentarzy
Wstyd dla Śląska, gdyż z 3:0 to i Salomon nie naleje. King wziął mecze bez walki i zaangażowania WKS a metody trenera Erdogana,jak i wywiady okazały się podcięciem skrzydeł. Kolenda zgasł, Gołębiewski zgasł,Karolak nie dostaje szans, Mitchell zablokowany, Ramjlak cień zawodnika i można długo tak wymieniać. Nie będę krytykować Śląska,bo matematycznie są rzeczy które w sporcie są niesamowite,jednak to King rozgrywa świetny sezon a trener Miłoszewski tak to poukładał, że czapki z głów. Wyniki mówią same za siebie-Śląsk nie dojechał do finałów a gra w pucharach zajechała zespół do końca. Na zakończenie dodam, że trener Erdogan wypowiadając się w taki sposób na konferencjach zasugerował że nie wierzy w drużynę
Gołębiowski. Daniel Gołębiowski. To wstyd pisać artykuł lub komentarz i robić błędy w nazwisku zawodnika.
Tragedia. Oczy bolą od patrzenia jaki ból sprawia Śląskowi gra w koszykówkę. Ten finał został przegrany w głowach zawodników już po drugiej porażce we Wroclawiu. Szkoda, że nie można rzucić białego ręcznika. Erdogan do dymisji. W piątek Tuskowski na trenera. Juniorzy na boisko. Przecież gorzej już nie będzie!!!!
Pamiętacie tak jednostronne finały???
Jak patrzę na Kolendę w tych finałach, to zastanawiam się, po co on chce jechać na Zachód? Chyba, że na pomidory, to spoko….
Olbrzymi szacunek dla Kinga za to, co robią w obronie, bo żyjemy w czasach, w których na defense wszyscy mają wywalone… Oni doprowadzili w tej serii do tego, że dla zawodników Śląska problemem są już layupy i wsady. Ale nie zdziwiłbym się, gdyby problem w Śląsku był natury fizycznej. Oni nie są w stanie ani ustać 1 na 1 w obronie, ani wygrać 1 na 1 w ataku…
Kolenda chciał grać pierwsze skrzypce w Śląsku, jednak to Martin stał się liderem. Statystycznie gdy Martin notuje dobre cyfry to Łukasz – oprócz pojedynczych przebłysków, gaśnie. Brakuje jego cwaniactwa, trójek i szukania asyst. Śląsk po grze w pucharach, znanych treningach siłowych Urlepa oraz play-offach nie dojechał a na atletycznych zawodników nie starczyło już sił
Drużyna wydaje się być rozbita – amerykański zaciąg po meczu odrazu hyc do szatni , pozostali zawodnicy dziękowali kibicom za doping z parkietu i rozmowa w kółeczku , pierwszy trener wraz ze swoim zespołem znikł , trener Adamek na parkiecie – smutno było to oglądać.