Anwil Włocławek – Twarde Pierniki Toruń 3:1
18/22 Anwilu za 3 punkty z drugiego meczu. Przecież to naprawdę względem rywali było trochę nie fair! Trafić 12/12 za 3 do przerwy? Nie wiem co czuli schodząc do szatni na przerwę koszykarze z Torunia, ale są pewne granice skuteczności rywala, po których odechciewa się wracać na boisko. Wiem, że koszykarze w obecnych czasach mnóstwo czasu poświęcają pracy nad rzutami z dystansu, ale byłoby dla mniej wciąż ogromną sensacją, gdyby w ciągu najbliższych 10 lat jakiś klub PLK rozegrał mecz playoff ze skutecznością rzutów z dystansu na poziomie ponad 80 proc.
Anwil ograniczający Viktora Gaddeforsa. Sztab szkoleniowy z Włocławka postawił sobie to za cel numer 1 i go osiągnął. Trudno zresztą by było inaczej – Szwed w swojej roli gracza, który potrafi na boisku niemal wszystko był w toruńskim zespole lekko osamotniony. Jego ograniczone zdobycze w serii z Anwilem nie zmieniają mojego postrzegania możliwości tego zawodnika. Gaddefors jest świetny i niewątpliwie będzie łakomym kąskiem na letnim rynku transferowym. To taki trochę Ojars Silins sprzed roku – tylko młodszy i lepszy!
Barrett Benson, jego trójki oraz poprawna polszczyzna. Rok temu przez cały sezon obserwowałem go, gdy grał w Starcie Lublin. Można było dojrzeć zalążki całkiem pewnego rzutu, ale żeby tak raz za razem sypał trójki? Nie, na to mógł wpaść tylko odważny i pomysłowy trener. Ściskam kciuki, by w kolejnym sezonie Srdjan Subotić miał do dyspozycji wyższy budżet. Dla mnie Twarde Pierniki są równie mocym zwycięzcą tego sezonu jak Start Lublin, meldujący się w Top4. Benson mówiący po polsku był ich świetnej historii najlepszym podsumowaniem. A także przyjemną odmianę po tym, gdy jako kibice PLK musimy się często stykać z DJ Cooperami koszykarskiego świata, którzy po miesiącu pobytu w Polsce z muchami w nosie uciekają gdzie pieprz rośnie.
Trefl Sopot – King Szczecin 3:1
Sytuacja z Jakubem Schenkiem tratującym Olka Dziewę. Tego nie da się tak łatwo „odzobaczyć”. Chciałabym wymyślić coś innego, ale niestety – faktem jest, że po latach z tej serii będziemy pamiętali głównie tę historię. Nie mam najmniejszej ochoty nad nią dłużej rozwodzić. Powiem tylko dwie rzeczy. Po pierwsze – koszykarze powinni wzajemnie dużo bardziej szanować swoje kości. Po drugie – całe szczęście, że nikomu się nic nie stało, bo mogło.
Bałagan w Kingu z Marcusem Lee w roli truskawki na niesmacznym torcie. W tej drużynie od początku nic się nie układało, ale zamiana Szymona Wójcika na Lee była najlepszym podsumowaniem błędów, które sztab szkoleniowy Kinga popełnił w tym sezonie. Nie wiem czy ten koszykarz jest po prostu tak słaby – a na to wyglądało – czy aż tak bardzo mu się nie chciało. Może jedno i drugie?
Nadzieja na powrót duetu Miłoszewski – Mazurczak. Jovan Novak to świetny koszykarz, ale roli, którą w Kingu wypełniał Andy, czyli łącznika między polską a amerykańską częścią składu – jako dumny Serb, a nie Polak pochodzenia amerykańskiego – nie mógł równie dobrze wypełnić. Mam nadzieję, że duet, który doprowadził Kinga do dwóch kolejnych finałów playoff otrzyma szansę na to, by w kolejnym sezonie potwierdzić, że to nie był przypadek. PLK naprawdę potrzebuje ciągłości, wieloletnich historii – także tych dotyczących niepowodzeń, bo one przecież zawsze mogą stać się też potencjalnie początkiem kolejnych sukcesów. W Szczecinie kibice wciąż wierzę a duet 2xAM. W Kingu się o taką historię, a przynajmniej próbę jej stworzenia, prosi.
PGE Start Lublin – Energa Icon Sea Czarni Słupsk 3:2
Łzy wzruszenia Michała Sikory. Ponad 20 lat temu w drużynie prowadzonej przez Arkadiusza Czarneckiego zdobywał juniorskie medale ze Startem, później jako młody koszykarz z tym samym trenerem i klubem wywalczył awans do PLK. Teraz, po latach spędzonych jako asystent trenera – a właściwie kolejnego z trenerów – „Sikor” doczekał się momentu triumfu. W niedzielę widziałem łzy w jego oczach. Zapamiętam je na dłużej, bo znam go od lat i wiem jak dużą część życia oraz ile nieprzespanych nocy poświęcił, by taką chwilę przeżyć. To Michał Sikora jest dla mnie emocjonalnym symbolem największego sukcesu w historii Startu Lublin od 45 lat!
Zdolności mobilizacyjne Wojciecha Kamińskiego. Nie wiem jak tego dokonał, ale faktem jest, że 3 dni po 30-punktowej klęsce w Słupsku jego drużyna, gdy najbardziej tego potrzebowała, zagrała najlepszy mecz w sezonie. „Kamyk” znów jest w najlepszej czwórce PLK. Niesamowite, że dokonał tego także ze Startem. Z Legią bywał na tych salonach regularnie, w trzech ostatnich startach w playoff – gdy prowadził zespół do końca sezonu. Gdy spojrzymy na to, jakie drużyny Start zostawił za swoimi plecami – czapki z głów!
Kontuzja Aleksa Steina i szansa Michała Krasuskiego. Czy Czarni wygraliby tę serię, gdyby Stein był zdrowy? Nie sądzę. Ale na pewno mieliby większe szanse! Taka kontuzja w takim momencie sezonu to zawsze dramat. Zazwyczaj uraz jednego zawodnika daje jednak szansę innemu. Tak było też w Starcie. Pamiętam swoje rozmowy z Michałem Krasuskim gdzieś pewnie w grudniu, czy styczniu, gdy chodził załamany, bo właściwie nie grał. „Zachowaj pokorę, zagryź zęby, pracuj jeszcze mocniej i zobaczysz – twój moment nadejdzie, a ty bądź tylko na niego gotów” – powtarzałem mu starą i jedyną słuszną sportową prawdę. Oglądanie go w ważnej – a nawet bardzo ważnej! – roli w serii z Czarnymi dawało mi kilka miesięcy później mnóstwo radości. Nawet, jeśli miałem świadomość, że jego zwiększona rola w zespole to przecież także efektem urazu, który w trakcie sezonu z gry wykluczył mojego własnego syna.
Legia Warszawa – Górnik Zamek Książ Wałbrzych 3:1
Spokój Heiko Rannuli. Nic nowego, ale wciąż coś imponującego. Zwracałem na niego uwagę już w trakcie sezonu zasadniczego, ale w playoff jego zbawienny wpływ na warszawski zespół był aż nadto widoczny. Legia nie spanikowała, jadąc przy 1:1 do Wałbrzycha. Mam wrażenie, że Estończyka nie wyprowadziłaby z nerwów nawet sytuacja, w której musiałby do tego wałbrzyskiego kotła rusza ze swoją ekipą i przegrywając 0:2.
Klątwa „zdobywca Pucharu Polski nie zdobywa mistrzostwa”. Jaka klątwa? To po prostu nowa, świecka tradycja PLK! Tym razem jednak nikt tu nikomu nie będzie niczego wypominał – Górnik osiągnął w tym sezonie zdecydowanie więcej niż ktokolwiek przed sezonem mógł przewidywać.
Czterech Polaków w ważnych rolach w Górniku w meczu o wszystko. Gdy wałbrzyski zespół walczył o życie – a stracił je ostatecznie w starciu z Legią w meczu nr 4 w pięknym stylu – trener Adamek śmiało korzystał z kwartetu polskich graczy. Dariusz Wyka i Grzegorz Kulka ogrywali ważne role przez cały sezon. Byłem jednak także pod wrażeniem tego, że dużą szansę otrzymali również Maciej Bojanowski i Kacper Marchewka. Super!
2 komentarze
Tak Piotrze, pamiętam tamte czasy Michał zawsze był wyróżniającym się zawodnikiem w zespole ( pomijam jego pozycje). Waleczny ,charakterny, nieustępliwy itp. Ale chyba jesteście też kolegami z boiska. Wtedy też była niezla paka: Szawarski, Derwisz,Sikora, Karolak,Miszczuk, Pelczar,Jagoda to tak na szybko. Tylko w tamtych czasach to Polacy dominowali w zespołach a teraz niestety ale jest już inaczej, ale również ciekawie.
Welcome back Panie Karolak 🙂