Tauron GTK Gliwice – PGE Spójnia Stargard 83:97
Gdzie się podział ten świetny zespół z Gliwic z początku sezonu? Czwartkowy mecz wskazywał na to, że pozostały po nim jedynie wspomnienia i GTK wraca do przedsezonowych założeń, czyli obrony przed spadkiem. Najpewniej spędzi kolejne miesiące sezonu na miejscach 12-16. Przykre dla kibiców z Gliwic, ale prawdziwe.
W Spójni wobec kłopotów z faulami Wesleya Gordona zaimponował Dawid Słupiński, który tak po cichu w swojej ograniczonej roli rozgrywa naprawdę dobry sezon. W Gliwicach zagrał nieco dłużej i się sprawdził. Zdobywał punkty, stawiał dobre zasłony, pomógł w walce pod tablicami, wymusił kilka przewinień, zmęczył Łukasza Frąckiewicza. Czy od klasycznego zadaniowca można chcieć więcej?
Luther Muhammad potwierdził, że słusznie od jakiegoś czasu widzę go w gronie Top10 koszykarzy PLK tego sezonu. Choć pewnie MVP nie zgarnie, warto mówić o nim częściej. To nie tylko solidny łowca punktów, ale także gracz, który potrafi walczyć o zbiórki. W razie potrzeby może zagrać na wszystkich trzech pozycjach poza rozgrywającym i środkowym.
Spójnia ma po ośmiu kolejkach bilans 4-4, a w małych punktach 629:629. Kwintesencja zespołu środka tabeli.
Rosiek Tasomix Stal Ostrów Wielkopolski – Górnik Zamek Książ Wałbrzych 80:70
Gdy grasz w swojej karierze długo w basket na naprawdę wysokim, reprezentacyjnym poziomie – jak Damian Kulig i Adas Juskevicius – to pod jej koniec w takich ligach jak PLK wciąż możesz robić różnicę. Jeśli ten duet tylko zachowa zdrowie, zrobi w Ostrowie różnicę na poziomie awansu do playoff.
Górnik nie grał w Ostrowie źle, nawet jeśli powoli traci animusz, z którym zazwyczaj do sezonu przystępuje beniaminek. Stojąca przy bilansie 1-6 pod ścianą Stal chciała jednak w piątek zwycięstwa dużo bardziej niż goście.
Gdybyśmy dwa ostatnie wzmocnienia drużyny Andrzeja Urbana – czyli wracającego Kuliga i pozyskanego Jakuba Parzeńskiego – połączyli w tym meczu w jednego koszykarza, otrzymalibyśmy podkoszowego, który w ciągu 35 minut zapewnił 14 punktów i 9 zbiórek. Lepiej niż solidnie!
Obecność Kuliga na boisku powoduje, że całej drużynie gra się łatwiej. Jego wpływu na Stal nie wyłapiesz w statystykach. Sam powrót byłego reprezentanta Polski spowodował, że Stal w końcu mogła zacząć grać akcje z udziałem wysokiego gracza tyłem do kosza.
Tylko 5 minut Maksa Egnera martwi, ale trudno się dziwić – trener Urban musi wygrywać już teraz, trudno mu w tym momencie mocniej inwestować w rozwój Polaka, gdy ma do dyspozycji graczy bardziej gotowych do wyzwań. Taki Slim-Sander Vene grał w meczu z Górnikiem słabo, ale w pewnym momencie trafił trzy razy za 3 i zmienił oblicze meczu. Egner rzutem nie grozi.
Wątpię, by Juskevicius mógł okazać się dla Stali tym, kim w dwóch poprzednich sezonach był Aigars Skele. Kibice w Ostrowie mają jednak powody do optymizmu. Ich zespół ma już całkiem solidny i szeroki skład, a za kilka tygodni dołączy do niego David Brembly. TrenerUrban może mieć jeszcze w tym sezonie lekki kłopot bogactwa. Czy ja kilka tygodni, bodaj przy bilansie 1-5 mówiłem, że wciąż widzę Stal w tym sezonie w playoff? Tak. Zdania nie zmieniam.
Wracając do Górnika – jego wygrane w Lublinie i z Dzikami w Warszawie mogą okazać się na koniec sezonu bezcenne. Gdy jednak patrzę w terminarz beniaminka, dochodzę do wniosku, że jeśli na koniec roku kalendarzowego ekipa Andrzeja Adamka będzie miała wynik 6-6, będziemy mogli mówić o jej sukcesie.
WKS Śląsk Wrocław – Dziki Warszawa 62:69
Powiedzmy to sobie szczerze: oczy bolały, oglądając ten mecz. A ja naprawdę lubię śledzić mecze PLK!
Dziki dostosowały się do niskiego poziomu gry zaprezentowanego przez wrocławian, ale ostatecznie i tak dość pewne wygrały. W końcówce Krzysztof Szablowski nie pierwszy raz w tym sezonie posłał do boju Grzegorza Grochowskiego kosztem Rickeya McGilla. I po raz kolejny na tym wygrał!
Nie chcę już się pastwić nad Miodragiem Rajkoviciem, bo oglądając piątkowy mecz można było odnieść wrażenie, że i trener nie był już zbyt mocno zmotywowany, jakby przeczuwając, że jego czas we Wrocławiu się już kończy i zespół też nie miał w sobie wiary, że z tym szkoleniowcem zmierza w jakimkolwiek wyznaczonym kierunku. Takie tam dryfowanie. Sądzę, że większe szanse na zwycięstwo Śląsk miałby, gdyby ten mecz poprowadził jeden z asystentów.
Jednego zrozumieć nie potrafię kompletnie – postępowania Śląska wobec DJ Coopera. Amerykanin po kilku minutach naciągnął mięsień łydki. Późniejsze przywrócenie go do gry? Ktoś tam chyba oszalał. Jasne, wrocławianie chcieli wygrać – ale przecież tego typu urazy naprawdę łatwo jest pogłębić. Owinięcie łydki bandażem nie pomaga. Przecież Cooper nie grał kilka miesięcy w zorganizowany basket. Do drużyny dołączył niedawno. Fizycznie może mieć jeszcze spore braki. Śląsk igrał swoją krótkowzrocznością z ogniem.
Inna sprawa, że niewielu to jeszcze we Wrocławiu dziwi. Śląsk od kilku lat jest prowadzony na zasadzie „nasza łódka jest dziurawa, więc weźmy go ręki czerpak i wylewajmy miarowo wodę, dziurą zajmiemy się kiedyś, później”. Od lat to się sprawdza, zespół zdobywa medale, więc po co to zmieniać?
Zatrudnienia Aleksandara Jončevskiego, macedońskiego trenera z tak ubogim CV nie rozumiem. Wszystkim, którzy twierdzą, że w Polsce nie ma, choćby w ligach niższych, szkoleniowców którzy dawaliby przynajmniej podobną szansę na sukces przypominam jedno: dwa lata temu taki Szablowski prowadził Dziki w I lidze i nikt by o nim nie pomyślał, że za chwilę może walczyć o miano najlepszego trenera sezonu w PLK. Obecnie, na tak wczesnej fazie sezonu, „Szabla” pewnie jest w Top3 kandydatów do tej nagrody. Można? Można!
Śląsk zwolnił już piątego trenera w trakcie czwartego sezonu. Oficjalnie „za porozumieniem stron”. Zazwyczaj takie określenie oznacza wypłatę 2-3 miesięcznych pensji. Gdy do tego dołożymy, że tylko w trakcie trzech ostatnich sezonów, z tym który nie jest jeszcze nawet na półmetku przez skład Śląska przewinęło się 25 obcokrajowców, otrzymujemy podsumowanie polityki transferowej klubu. Niektórym klub też musiał płacić odszkodowania za zerwanie umowy, za innych płacił buyout innym klubom. Coś tu nie gra. Gdyby Śląsk spółką w całości utrzymywaną ze środków miejskich, słowa o podejrzeniu niegospodarności nie byłyby tu wcale takie bezpodstawne.
Truskawka na golonce? Z tego co można usłyszeć tu i ówdzie nowy, holenderski środkowy został sprowadzony do Śląska bez konsultacji z nowym trenerem. Jeśli to prawda – nie świadczy to dobrze ani o klubie, ani o nowym trenerze.
Obraz beznadzei w Śląsku dobrze dopełnił w meczu z Dzikami Adrian Bogucki, gdy – dwukrotnie! – atakując kosz i usiłując skończyć akcję z góry „zespawał” się z obręczą. Też w trakcie swojej kariery nie byłem mistrzem wsadów. Znając swoje ograniczenia dość szybko w sytuacjach sam na sam z koszem zacząłem się decydować na rzut. Zachowanie Adriana mnie irytuję, bo bardzo mu kibicuję. On ma już 25 lat, a nie tylko 25.
Zastal Zielona Góra – King Szczecin 80:101
James Woodard w tym meczu przeszedł się po rywalach, jego 7/8 za 3 robiło wrażenie. Amerykanin nie sprawiał na początku sezonu wrażenia, że mógłby zastąpić kontuzjowanego Andrzeja Mazurczaka, ale warto go obserwować. To nie pierwszy raz w ostatnich tygodniach, gdy błyszczał – 23 punkty i 8 zbiórek w starciu z Treflem nie wzięły się znikąd.
Zastal jest sportowo po prostu wciąż ubogi. Filip Matczak nie podszedł do meczu z Kingiem z nadmierną chęcią rewanżu na byłym pracodawcy, ale i tak ze wskaźnikiem plus/minus na poziomie -23 okazał się najsłabszym tego wieczoru zawodnikiem na boisku. To nie jest zawodnik, który nagle przeistoczy się w lidera słabszej drużyny. Od zawsze najlepiej sprawdzał się w lepszych drużynach, będąc uzupełnieniem graczy lepszych od siebie. Trudno, by nagle po skończeniu 30. przeistoczył się w innego koszykarza. Im szybciej to w Zielonej Górze pojmą, tym lepiej dla przyszłości Zastalu.
Tymczasem wygląda na to, że szefowie tego klubu wyciągają wnioski z błędów. Zatrudnili Mihailo Uvalina w roli dyrektora sportowego i pewnie już za jego radą zrezygnowali z pozyskania Aleksandara Jončevskiego, na którego ostatecznie skusił się Śląsk. Zastal postawił na Serba Vladimira Jovanovicia, który jest młodszy od Macedończyka z Wrocławia młodszy, a CV bije go na głowę.
Legia Warszawa – Anwil Włocławek 86:94 (po dogrywce)
Prawdę mówiąc spodziewałem się, że zwycięski marsz Anwilu zostanie w Warszawie zastopowany. Nie pozwolił na to marszałek Łączyński.
Kamil spędził na boisku niemal 39 minut, grając świetnie. 17 punktów i 11 asyst w tak gorącym meczu na szczycie to jest coś! Jak ja lubię go oglądać na takiej misji – gdy nie dyskutuje się z sędziami, tylko koncentruje się na koszykówce. Nie wiem czy zmobilizowała go tak rodzinna Warszawa, ale nie pozostaje nic innego, jak tylko klaskać.
Dwie trójki Maksymiliana Wilczka w końcówce czwartej kwarty niewiele zmieniły, jeśli chodzi o odbiór tego jak w tym meczu wyglądała Legia. Prezentowała się mniej więcej tak:
Kameron McGusty i…
…
…
długo…
…
…
…
naprawdę długo…
…
…
…
…
nic.
Amerykański strzelec w końcówce meczu oddychał już rękawami. Nic dziwnego, że zaczął popełniać błędy. Szanuję pracę, którą wykonuje w Warszawie Ivica Skelin, ale Legii wciąż czegoś brakuje, by można ją wymieniać jednym tchem z innymi zespołami z czuba tabeli. Czego? Nie wiem. Wiem tylko, że Shawn Jones w drugim kolejnych meczu zagrał 11-12 minut. Brakuje mu fizyczności, którą imponował w PLK przed laty, miewa problemy z faulami, w żadnym spotkaniu w tym sezonie nie spędził na boisku choćby 20 minut. Podejrzewam, że miał być dla tej drużyny kimś więcej. Nie sądzę, by pion szkoleniowy Legii zakładał, że Mate Vucić będzie grał – jak w meczu z Anwilem – po 32 minuty. Dla środkowych o takich gabartych to o ładnych kilka minut za dużo. Coś o tym wiem z czasów własnej kariery, a przecież od tego czasu koszykówka jedynie znacząco przyspieszyła.
Anwil potwierdził, że jest niesamowicie mocny. Tym razem do zwycięstwa poprowadził go tercet Łączyński – Michał Michalak – Luke Petresek. Czy jeśli w kolejnym meczu zrobią to DJ Funderburk, Justin Turner i Ryan Taylor ktoś będzie szczególnie zdziwiony? A przecież jeszcze za chwilę do gry wróci Luke Nelson, jest jeszcze Nick Ongenda. Lider tabeli wygląda na zespół piekielnie mocny. Przecież tacy Karol Gruszecki i Krzysztof Sulima, którzy w Warszawie wspólnie dostali tylko 11 minut, też awaryjnie są w stanie odgrywać większe role.
Start Lublin – MKS Dąbrowa Górnicza 95:81
Maciej Kucharek zdobył w niedzielę 18 punktów, miał 6 zbiórek i 5 asyst, ale w obronie został przeżuty i wypluty przez Tyrana De Lattibeaudiere. Jamajczyk był dla gracza, który został oddelegowany do jego krycia zbyt silny i skoczny. Gdy skrzydłowy Startu widział przed sobą Mattiasa Markussona czy Adama Łapetę momentalnie wykorzystywał przewagę szybkości. Zdobywał punkty z niesamowitą łatwością. Może gdyby w składzie MKS był Marcin Piechowicz wyglądałoby to wszystko inaczej?
Choć, prawdę mówiąc, wątpię. Goście i tak trafili 13 trójek, a nie byli bliscy walki o zwycięstwo. MKS jest po prostu sportowo krótki. Tyler Cheese statystycznie wypadł nieźle, ale może nieprzypadkowo Andrej Urlep nie chciał go w Spójni, budując zespół z większymi ambicjami? Może nieprzypadkowo z Cheesem w składzie Sokół w poprzednim sezonie spadł z PLK? Ekipa z Dąbrowy Górniczej ma na koncie kilka cennych zwycięstw, lecz jej walka o utrzymanie się jeszcze nie skończyła.
AMW Arka Gdynia – Energa Icon Sea Czarni Słupsk 88:80
Z jednej strony spodziewałem się zwycięstwa zespołu z Gdyni, z drugiej – oglądając ten mecz odnosiłem wrażenie, że bardziej Czarni go przegrali niż Arka wygrała.
Problemy z faulami Stefana Djordjevicia – który tylko w związku z tym zaliczył tylko 10/10 z gry zamiast 15/15 – czy dwa przewinienia techniczne Kolendy? Goście powinni to wykorzystać. W obronie pod koszem mają jednak ogromne problemy. Hagins jest naprawdę słabym defensorem, a mający większy zasięg, silniejszy Szymon Tomczak stanowi mniejsze zagrożenie w ataku.
Słyszałem, że trener Cesnauskis po meczu nie miał specjalnie ochoty rozmawiać, między wierszami sugerując dziwną pracę sędziów. Faktycznie, podjęli kilka kontrowersyjnych decyzji, ale przecież wyniku nie wypaczyli.
Ciekawe jaka jest obecnie chemia w Słupsku między trenerem a władzami klubu. Na początku sezonu po trzech kolejnych porażkach Cesnauskis był już u progu zwolnienia. Czasami bywa tak, że po tak skrajnych i napiętych sytuacjach wzajemnego zaufania nie daje się już odbudować. Na pewno w Czarnych jest nerwowo. Przecież przed tym sezonem klub znacząco zwiększył budżet i ambicje.
Trefl Sopot – Arriva Twarde Pierniki Toruń 75:68
Mistrz Polski grał tak nieprzekonująco, że w przerwie słabiej poczuł się jego trener. Najważniejsza informacja po tym meczu jest taka, że ze zdrowiem Żana Tabaka ostatecznie wszystko jest w porządku!
Sportowo uważniej przyglądałem się dwóm nowym nabytkom mistrza Polski. Nicholas Johnson bardzo mi się spodobał. Nie zastąpi Tarika Phillipa 1:1, ale powinien pasować do gry w duecie z Jakubem Schenkiem. Sporo widzi, ma dobrze wyglądający rzut i spore chęci do walki w obronie oraz gry z kolegami. To naprawdę niezły pakiet jak na początek i ja na występ niemal prosto z samolotu.
Nahiem Alleyne podobał mi się zdecydowanie mniej. Bezsensem jest wydawanie jakichś kategorycznych opinii na temat zawodnika po jednym meczu, ale oglądając go przez ponad 34 minuty za bardzo nie wyrobiłem sobie nawet opinii na jakiej pozycji on może w Treflu grac, jaką rolę spełniać. Być może trenerzy z Sopotu też do końca tego nie wiedzą, bo w starciu z nieco mniej wymagającym rywalem postanowili jak najdłużej przyjrzeć się temu koszykarzowi. Na kolana Alleyne nikogo nie powalił. Rzut jego poprzednika, czyli Treya McGowensa, na pierwszy rzut oka prezentował się lepiej. To jednak dopiero pierwsze śliwki-robaczywki, niczego nie można przesądzać.
Pewien jestem natomiast, że Barrett Benson, najnowszy nabytek Twardych Pierników, nie pojawił się w PLK gotowy do tego, by z miejsca im pomóc. Wyglądało na to, że były środkowy Spójni i Startu przyleciał do Polski z kilkoma zbędnymi kilogramami. Może potrzebować kilku tygodni, by wrócić do wysokiej formy. W kwestii zespołu z Torunia potwierdza się jedno: gdy duet Tomaszewski – Wilczek gra dobrze, Twarde Pierniki mają szanse na zwycięstwa. W niedzielę obaj grali świetnie. Gdyby torunianie mierzyli się ze słabszym rywalem, mogliby zgarnąć dwa punkty.
2 komentarze
Jak pisałem przed sezonem, że Bogucki to drewno to były głosy oburzenia. Na razie rudy jest najbardziej znany z tego, że mając 215cm wzrostu, nie jest w stanie zrobić wsadu. Ma chłopak szczęście, że posiada polski paszport i dzięki temu zarabia kupę kasy, bo w koszykówkę grać nie umie indie nie nauczy.
Pan Piotr ma Vibe internetowego hejtera, widziałbym go jako eksperta ds. hejtu w sekcji komentarzy. Potrzeba nam tu takich ludzi 🙂
czyli bogucki idzie w slady smiesznego niziola ktory ma o wiele lepsze warunki a od obreczy sie seryjnie odbijal
Ten gosc trafil do wks bo nie bylo nikogo innego na rynku a bez niego polska rotacja wygladala by srednio