Dziki wygrały turniej legendy lubelskiej koszykówki, czyli Memoriał Zdzisława Niedzieli wyraźnie, choć dopiero na samym finiszu. Jeszcze po trzech kwartach finału jednym punktem prowadził Start. Gospodarze przestali jednak grać właściwie już w trzeciej kwarcie. W momencie, gdy zyskali 10 punktów przewagi, zamiast trzymać tempo, zaczęli chyba sprawdzać jakieś nowe rozwiązania taktyczne, inną rotację. Głównie na tym polegli.
Dziki? Widać, że to zespół, który szybko skompletował skład. Widać, że to zespół, który miał pomysł jak skompletować skład. Widać, że to zespół, który w tym składzie przygotowuje się od dłuższego czasu. Nieprzypadkowo jako jedyni z PLK nie przegrali jeszcze żadnego sparingu.
Widać, że to zespół, który chciałby rozpoczynać walkę o ligowe punkty już wczoraj.
Fajnie wygląda rozgrywający Dzików Ricky McGill, ale chyba jeszcze trochę lepsze wrażenie robi jego vis-a-vis ze Startu, Manu Lacomte. Akurat w starciu z zespołem z Warszawy Belg był jakiś dziwnie elektryczny, ale widać, że to zawodnik, który chce być rozgrywającym. Start będzie z niego zadowolony.
Dziki zadziwiły mnie w Lublinie jednym – sprawiając wrażenie, że są zespołem mającym 10 graczy gotowych do występu w każdym momencie meczu. Nie można tego powiedzieć o Starcie.
Dwie pozostałe drużyny? Marnie MKS wygląda, naprawdę marnie. Boris Balibrea rok temu zbudował zespół prezentujący fajną koszykówkę. A teraz? Materiału ma naprawdę niewiele. Jego rozgrywający jest przebojowy, na pewno swojego punkty będzie zdobywał, ale to jednak trochę przedstawiciel streetballowej odmiany koszykówki. Jak to się sprawdzi w PLK? Sukcesów drużynie w obecnym składzie wielkich nie wróżę. MKS brakuje armat.
GTK natomiast nie wygląda na drużynę, która w nadchodzącym sezonie miałaby się bronić przed spadkiem. O ile mogę mieć zastrzeżenia do stylu gry rozgrywającego MKS, to Mario Ihring z drużyny prowadzonej przez Pawła Turkiewicza zrobił na mnie świetne wrażenie. Spokojny, ułożony, szukający kolegów z zespołu, ale też jednocześnie z możliwościami wykreowania sobie samemu pozycji od oddania rzutu, gdy zachodzi taka potrzeba. Świetny transfer, będą mieli z niego w Gliwicach pożytek. A i podkoszowi GTK mogą się cieszyć – powinni kończyć sezon z naprawdę dobrymi statystykami.
Wracając jeszcze na koniec do zespołu gospodarzy, Startu. Ten zespół ewidentnie musi mieć całkiem niemałe możliwości, skoro dotarł do finału turnieju i był z nim przez 30 minut zespołem lepszym, a jego koszykarze za 3 w obu meczach rzucali ze skutecznością 21 i 14 procent. Przecież ekipy budowane przez Wojciecha Kamińskiego bardzo często są zależne właśnie od skuteczności rzutów z dystansu. Znaczy – potencjał w Starcie jest!
Po zakończeniu memoriału opuszczałem halę MOSiR z przeszywającym mnie poczuciem, że nie obejrzałem w akcji żadnej drużyny, która w kolejnym sezonie PLK mogłaby włączyć się do walki o medale. Najbliżej powinny być Dziki, ale wciąż – mimo wszystkich dobrych słów jakie mogę o nich powiedzieć – zdziwiłbym się, gdyby znalazło się dla nich miejsce w czołowej szóstce PLK.
Bardzo cieszę się, że po raz kolejny klub z mojego rodzinnego miasta na turniej poświęcony pamięci legendy lubelskiej koszykówki zaprosił z USA dawnego podopiecznego Zdzisława Niedzieli Kenta Washingtona. Długo rozmawiałem z nim podczas meczów na temat różnic dzielących koszykówkę z czasów jego, moich i obecnych. Z niemałym zdziwieniem przyjmuję informację, że pierwszy Amerykanin, który grał w polskiej lidze ma już 68 lat. Kent wygląda kwitnąco!
Brawo Start, brawo prezes Pelczar za pomysł chyba już dorocznego zapraszania innej legendy lubelskiej koszykówki na ten turniej. Właśnie m.in. takimi inicjatywami należy próbować budować zainteresowanie koszykówką w naszym mieście.
1 komentarz
Szkoda tylko że taki fatalny termin w piatek siatkarze w sobotę pilkarki teczne zabrali sporo kibiców