Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>
Michał Tomasik: Pierwszy mecz ćwierćfinałowy ze Spójnią wygraliście 84:77, niby w końcówce nerwów nie było, ale jeszcze cztery minuty przed końcem to rywale byli na prowadzeniu. Jaka jest prawda o tym meczu?
Janis Berzins: Spójnia potwierdziła opinię mocnego zespołu, który może nam sprawiać problemy. Oni naprawdę nieprzypadkowo pokonali nas w dwóch pierwszych meczach sezonu. Nie wiem czy ktoś spodziewał się dziś naszego łatwego zwycięstwa. Jeśli tak, to był w błędzie.
Legia przeszła w trakcie sezonu duże zmiany personalne, ale akurat ty wystąpiłeś we wszystkich trzech meczach z zespołem ze Stargardu. Dlaczego akurat on sprawia wam tak duże problemy?
Biją się bardzo mocno i wzajemnie sobie pomagają. Jeśli my nie dzielimy się piłką, w starciu z ich co najmniej solidną obroną powstają problemy. Momentami całkiem spore. Szczególnie, gdy zaczynamy się decydować na indywidualne akcje. Taka gra nie jest ani intencją naszego trenera, ani najlepszym sposobem na radzenie sobie ze Spójnią. Mam nadzieję, że w drugim meczu tej serii będziemy trzymać się planu gry.
Popełniliście dzisiaj kilka naprawdę dziwnych strat. Z czego wynikały? Bo przecież nie z rozkojarzenia, w końcu stawka meczu była ogromna.
Będę się upierał, że to był głównie efekt mocnego nacisku rywali i naszych indywidualnych zagrań. Musimy częściej wprawiać piłkę w ruch, wtedy będzie nam łatwiej. Indywidualnymi popisami można wygrać w playoff pojedyncze mecze, ale mistrzostwa zdobywa zespół.
A propos mistrzostwa… Kyle Vinales o tym, że waszym celem jest tylko złoto powtarzał jeszcze w lutym podczas turnieju finałowego o Puchar Polski w Lublinie. Obecnie wydajecie się go zdecydowanie bliżej.
Niby tak, ale droga jeszcze bardzo daleka. Faktem jest jednak, że Legia ma wszystko, czego potrzeba do tego, by zdobyć złoto – liderów, zawodników zadaniowych i spore doświadczenie. Mamy też tajną broń – spójrz, od zakończenia meczu upłynęło już kilkadziesiąt minut, a na boisku wciąż indywidualnie ćwiczy Billy Garrett.
Nie wiem czy już w tej rundzie, ale w pewnym momencie powinien do nas dołączyć. To jeden a najlepszych łowców punktów w lidze. Nie gra z nami już od pewnego czasu, wiec rywale odzwyczajają się od tego, że trzeba na niego uważać. Gdy w końcu zdrowie mu pozwoli i wrócić na parkiet, stanie się naszą tajną bronią. Fajna perspektywa, nawet jeśli ponownie zmusi nas do zmiany składu pierwszej piątki i zasad rotacji.
Kto jako pierwszy przychodzi ci na myśl, gdy słyszysz pytanie o potencjalnie najgroźniejszych rywali w playoff?
Drużyny z Wrocławia i Szczecina. Ale wiem, że gdy graliśmy z nimi, byliśmy w innym momencie sezonu i w innym składzie, więc cieżko wyciągać wnioski. Jest jeszcze przecież Anwil, który z kolei ograliśmy dwa razy, ale to on nie był wtedy tak silny jak obecnie. Zreszta, póki co, musimy myśleć tylko o Spójni. To świetna ekipa. Nieprzypadkowo zajęła miejsce w pierwszej piątce sezonu zasadniczego. Wygrać w Stargardzie będzie cholernie ciężko. To jeden z najtrudniejszych terenów do gry w PLK.
Jesteś pogodzony ze swoją dość marginalną w tym momencie rolą w zespole?
Tak, akceptuję fakt, że nie będę miał w Legii tylu okazji do zdobywania punktów jak w czasach, gdy wraz z Zastalem grałem w finale playoff. Tutaj mam kompletnie inne zadanie do wykonania. Istotne jest dla mnie jedno – jeszcze nigdy w swojej karierze nie zakończyłem sezonu bez awansu do playoff. Mogę zdobywać dla Legii 10 punktów, mogę nie zdobywać żadnego. Nie robi mi to różnicy, dopóki będziemy wygrywać.
Wygraliście 10 z ostatnich 11 meczów – niemało. Szukając powodów nagłego przebudzenia Legii wszyscy wskazują palcem na Kyle’a Vinalesa. Mają rację?
Po części na pewno, to świetny zawodnik, który wniósł sporo ożywienia i jakości do naszej gry. Ale sam Kyle nie dałby rady odwrócić losów sezonu. Moim zdaniem istotniejsze było to, że przyszedł moment, w którym każdy z graczy w końcu zrozumiał swoją rolę. Jestem tego świetnym przykładem. Mógłbym czasami oddać jakiś mniej lub bardziej szalony rzut, ale wiem, że w zespole są inni liderzy. Ja wraz z kilkoma innymi zawodnikami skupiam się na wykonywaniu brudnej roboty. Bo ktoś w każdym zespole taką wykonać też musi. Padło na mnie i ok.
Ale dzisiejszy mecz to jednak lekkie ekstremum – po raz pierwszy w tym sezonie nie oddałeś choćby jednego rzutu z gry. Trochę boli?
Czy chciałbym oddawać więcej rzutów? Jak niemal każdy koszykarz – chciałbym. Jak trafisz raz, czy dwa, zyskujesz więcej pewności siebie, także po bronionej stronie boiska. Ale jestem już zbyt doświadczonym graczem, by takimi sprawami jak mecz bez oddanego rzutu przejmować. To nie jest taki moment sezonu, w którym to, co ja bym chciał ma jakiekolwiek znaczenie. Liczy się tylko zespół. Nasz z każdym zwycięstwem staje się coraz silniejszy.
Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>