Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>
Pierwsze punkty dla zespołu z Warszawy zdobył w meczu z GTK rezerwowy. To stwierdzenie wystarczająco dobrze obrazuje skalę nieporadności koszykarzy pierwszej piątki Legii w ofensywie w pierwszej kwarcie. GTK po 4 minutach prowadziło 13:0, a gospodarze poza rzutami z dystansu mieli niewiele do zaoferowania. Trener Wojciech Kamiński już po 3 minutach posłał na ławkę wyraźnie rozkojarzonych Amerykanów: Christiana Vitala, PJ Pipesa i Arica Holmana.
Po pierwszej kwarcie Josh Price w pojedynkę remisował z Legią 14:14. GTK prowadziło 23:14. Defensywa gospodarzy kompletnie nie radziła sobie z najlepszym strzelcem ligi, który nie tylko trafiał swoje ulubione rzuty z półdystansu, ale i świetnie wymuszał faule, atakując obręcz po grze 1 na 1 przodem do kosza. Zakres obowiązków w ataku Price’a w piątek był jeszcze większy niż zazwyczaj, bowiem poza grą tym razem był, świetny ostatnio, Kadre Gray. Jak tylko Proce pojawiał się na parkiecie, to w co drugiej akcji był odpowiedzialny za ich kończenie. Przynajmniej w pierwszej połowie.
Na drugą kwartę Legia wyszła jednak odmieniona. Udany fragment zaliczył Michał Kolenda, indywidualne akcje w końcu skutecznie wykańczał Pipes, a rywalizację z Price’em personalnie zaczął traktować Holman. Skrzydłowy Legii wziął się do pracy – w ataku rozdał kilka przepięknych asyst, ale przede wszystkim w obronie był cały czas blisko lidera GTK, który w drugiej kwarcie nie miał żadnej dogodnej okazji na punkty.
Gospodarze po kilku minutach zdołali nawet wyrównać, ale jak tylko Vital stwierdził, że w tym meczu też chciałby zaistnieć pod względem punktowym, GTK szybko wróciło na prowadzenie. Rozgrywający Legii pudłował na potęgę, a każda kolejna akcja frustrowała i jego, i kolegów z drużyny chyba jeszcze bardziej. Dysponująca najlepszą obroną ligi Legia do przerwy ostatecznie straciła 48 punktów i miała do odrobienia aż 11 oczek.
Skoro odnotowaliśmy świetny początek GTK, to trzeba także docenić start trzeciej kwarty w wykonaniu zespołu z Warszawy. Legioniści przebili serię gości (13:0) – 14:0 i szybciutko przejęli prowadzenie. Podobał się dalej Holman, który oprócz widzenia parkietu i podań, mocniej włączył się także w punktowanie. Pozytywne wrażenie po sobie zostawił także Marcel Ponitka, który wchodząc z ławki zdobył 14 punktów.
Gospodarze się napędzili i znów całą ich energię wytracił Vital. Amerykanin co prawda trafił trójkę, ale potem nie skończył kilku kolejnych mocno indywidualnych akcji, a na dodatek na początku czwartej kwarty spadł z parkietu za 5 fauli. GTK z kolei pozostanie w meczu i grę blisko remisu zawdzięczało podłączeniu się do punktowania Terry’ego Hendersona i bardzo mocno pilnowanego przez rywali Martinsa Laksy, który trafiał trudne rzuty.
W końcówce wydarzyło się to, czego właściwie można było się spodziewać. Legia bez Vitala zaczęła się dzielić piłką. Nagle rzuty dostali Dariusz Wyka czy Grzegorz Kulka. Zamienili je na punkty. Akcje dwójkowe Kolendy z Wyką przyniosły gospodarzom masę punktów. Choć Legia je powtarzała, rywale nie potrafili ich zatrzymać.
Wydawało się, że warszawianie mają ten mecz na widelcu, ale w ostatnich dwóch minutach przydarzyła im się chwila dekoncentracji. Po przechwycie Hendersona Price zdobył swój 30. punktów i GTK nagle zeszło na -1. Chwilę potem Kobi McEwen, bardzo słabo grający tego dnia, miał 2 rzuty wolne na prowadzenie, ale nie wytrzymał ciśnienia i spudłował oba. Kanadyjczyk miał szansę się jeszcze zrehabilitować i trafić rzut na dogrywkę, ale spudłował całkiem otwarty rzut z półdystansu.
Legia przetrwała i znów wygrała – tym razem 83:81. Było to trzecie ligowe zwycięstwo podopiecznych trenera Kamińskiego i piąte w sześciu ostatnich ligowych meczach.
Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>