Strona główna » Grochowski: Dziki poszły do przodu – od razu o pięć kroków

Grochowski: Dziki poszły do przodu – od razu o pięć kroków

1 komentarz
– Pamiętam sytuację sprzed pierwszego meczu finału w Wałbrzychu, gdy po treningu podszedł do nas gracz Górnika i żartobliwie rzucił. – To co? Raz, dwa i kończymy serię w Warszawie, bo tu trzeba 3:0 zrobić? No to zrobili. W drugą stronę – śmieje się, wspominając finał 1. ligi, kapitan Dzików Warszawa Grzegorz Grochowski.

Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>

Aleksandra Samborska: O awansie Dzików Warszawa do PLK przesądziły…

Grzegorz Grochowski: Cierpliwość i zespołowość. Nie wiem, czy ktokolwiek w środowisku tak naprawdę na nas stawiał, a my spokojnie, w swoim tempie, przygotowywaliśmy się do każdego kolejnego meczu. To ignorowanie Dzików bardzo nas zresztą motywowało. Pamiętam sytuację sprzed pierwszego meczu finału w Wałbrzychu, gdy po treningu podszedł do nas gracz rywala i zażartował. – To co? Raz, dwa i kończymy serię w Warszawie, bo tu trzeba 3:0 zrobić? No to zrobili. W drugą stronę. 

Mieliśmy kilku liderów, co w pierwszej lidze nie jest takie oczywiste. W każdym z meczów ktoś inny mógł wziąć na siebie ciężar kreowania gry i zdobywania punktów. Dlatego rywale mieli kłopot z rozszyfrowaniem, kto, kiedy i jak u nas odpali. Świetny sezon miał np. Panda (Michał Aleksandrowicz – przyp. red.), który – jak dla mnie – potwierdził, że zasługuje na analogiczną rolę w ekstraklasie. 

W waszych szeregach sukces świętowali różni zawodnicy z przeszłością w PLK, którym jednak nie udało się tam przebić na dobre. Dlaczego?

Fizyczność powoduje przepaść! Sam w PLK często „nie dojeżdżam„. Tu nawet nie chodzi tu o centymetry, a o masę mięśniową i podejście do treningu siłowego. Intensywność gry też jest zdecydowanie większa. Do tego dochodzi kwestia roli na boisku. Nie przypominam sobie gracza, który po przygodzie w pierwszej lidze, miał w swoim pierwszym sezonie w PLK takie same zadania. Nikt, debiutując tam, nie będzie rzucał po 15 punktów na mecz. To jest nie do zrobienia. 

Aż tak? Nie ma takiej możliwości?

Jest kilku chłopaków, którzy mają szansę wkrótce się mocno wybić. Duże nadzieje pokładam w Maksie Wilczku z WKK, zresztą jestem w stałym kontakcie z Kubą Koelnerem, który też wypowiada się na jego temat bardzo pozytywnie. Maksowi przepis o graczu U23 na parkiecie był zupełnie niepotrzebny, on sobie po prostu minuty wywalczył. Wiem jak ten chłopak się rozwija. Fizycznie już wyrasta ponad pierwszą ligę. Fajnie się zapowiada, kibice powinni mieć z jego gry w przyszłości bardzo dużo radości. 

A z twojej? Zderzałeś się z realiami PLK niejednokrotnie, sam mówisz, że często w tej lidze „nie dojeżdżasz„. Dziki prowadzą rozmowy ze swoim kapitanem odnośnie przyszłości?

Niektórzy z nas mieli takie zapisy w kontraktach, że awans je automatycznie przedłużył. Mam dobrą relację z trenerem Szablowskim, wiem, że na poziomie ekstraklasy widzi mnie w drużynie jako swój back-up na kilka, kilkanaście minut. Jestem realistą, który ogląda Energa Basket Ligę. Wiem, że to maks, jaki mogę dać drużynie. Dla mnie dobrym bodźcem na przyszły sezon jest to, że po trzech latach spędzonych w Dzikach wywalczyłem ten awans drogą sportową, jako kapitan drużyny. Kiedyś wchodziłem już z innym zespołem do PLK, ale nie współtworząc tej historii na parkiecie. Awans Dzików naprawdę smakuje wybornie. 

U trenera Szablowskiego grałeś już wcześniej, stąd to obopólne zrozumienie?  

To świetny człowiek, który do powierzonych mu, koszykarskich zadań podchodzi bardzo poważnie. Stał za sportowym sukcesem Dzików w zeszłym sezonie, stoi i teraz. Uważam, że przegrana po serii 5 meczów w ćwierćfinale z Sokołem rok temu to był dobry wynik, od którego od razu wyszliśmy, budując teraz drużynę na awans. Słyszy się głosy, że te Dziki w ogóle nie miały aspiracji awansu do PLK, że chciałby po prostu pograć w pierwszej lidze. To nieprawda, od początku tego sezonu mówiliśmy z trenerem jednym głosem. Klub miał większy budżet, a drużyna jedną ambicję – awansować do Energa Basket Ligi. 

Tym awansem „Szabla”, wygrywając z nami pierwszą ligę, dodał do swojego CV jako arcyważną pozycję. I wiem, że to go nakręca to dalszej, świetnej pracy, bo jest po prostu koszykarskim freakiem i bardzo w nim to cenię (śmiech). Ja oglądam wiele meczów, ty oglądasz dużo meczów, ale nasz coach… Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, jak można oglądać tyle koszykówki co on! A najlepsze w tym wszystkim jest to, jak ta pasja zdrowo go nakręca. 

Czyli podobnie jak Dziki, które nakręcają dziś sportową Warszawę. Jak z twojej, trzyletniej perspektywy rozwijał się ten projekt i dlaczego się udaje?

Trzeba podkreślić, że została wykonana ogromna praca organizacyjna, bo zanim nastała stabilizacja to zmorą zawodników również były kilkumiesięczne przerwy między kolejnymi wypłatami. Ten sezon w moim przypadku, poza epizodem, jaki mam za sobą, gdy występowałem w Lublinie, był pierwszym w pełni płynnym finansowo w mojej już kilkunastoletniej, ligowej karierze. Organizacja w Dzikach poszła o nie jeden, nie dwa, ale o pięć kroków do przodu. Prezes Michał Szolc to człowiek biznesu, który w oparciu o Dziki potrafił rozbudować sieć kontaktów, a do tego wiedział, jak, wykorzystując szereg narzędzi marketingowych i komunikacyjnych, zbudować brand, który zaistniał w świadomości stołecznego fana basketu. Dziki dziś po prostu dobrze się kojarzą. Wywołują fajne, kibicowskie emocje.

Te kibicowskie emocje zapewniliście w sobotę wszystkim, którzy odwiedzieli halę Koło, a ty w niedzielę na pewno doświadczałeś swoich…

I w niedzielę, i w poniedziałek też… Karolina (żona – przyp. red.) śmieje się, że ja nie kojarzę postaci z kreskówek z czasów naszego dzieciństwa, ale taka jest prawda. Z tatą-trenerem, w sportowym Jarosławiu, nie było miejsca na bajki. Oglądaliśmy mecze. Piłki nożnej, tenisa, ale najwięcej jednak kosza, którego po prostu uwielbiam analizować.

Już nie przebiję się w ekstraklasie, wiem to. Ale chętnie przeanalizuję, dlaczego ktoś ma na to szansę, dlaczego gra tak a nie inaczej, jak zachowuje się na boisku. To też zawdzięczam trenerowi Szablowskiemu, który wymaga ode mnie coraz większego zrozumienia koszykówki. Ta pasja, podobnie jak Euroliga, jest u mnie na coraz wyższym poziomie. 

Kocham Euroligę! Gram z siódemką ze względu na to, jak za dzieciaka inspirował mnie Wasilis Spanulis. Choć tegorocznego Final Four nie czułem, bo w tym sezonie totalnie zwariowałem na punkcie Partizana w trakcie ich serii z Realem! To jak Żeljko ich prowadził, jak ich ustawiał – to mogła być tak piękna historia! Czytałem, że Panathinaikos chce zapłacić za Kevina Puntera naprawdę olbrzymie pieniądze, dlatego boję się, że Partizan się rozleci, ale oby udało się zatrzymać chociaż część trzonu drużyny.Choćby Madara, który agresją i obroną w meczach z Realem nadrabiał to, czego nie dawał w ataku. 

Skoro już o ataku mowa… Nie mógłbyś dawać trochę więcej niż 24 procent skuteczności w rzutach za trzy?

Ale ja mam idealne otoczenie do mojego stylu gry z pierwszego podania! Od czasów naszej reprezentacji rocznika 1993 obok mnie na obwodzie zawsze byli ludzie, którzy chcieli i naprawdę potrafili zdobywać punkty. Miałem akcję wybronić, a potem im piłkę podać i na tym się skupiałem. Rozumiałem swoją rolę wtedy i rozumiem ją teraz. Żeby efekt końcowy był satysfakcjonujący dla wszystkich w drużynie musi być ktoś, kto trafia z dystansu i ktoś, kto go do tego fajnie nakręca. Jeśli atmosfera jest na takim poziomie, że drugi gracz nie próbuje cię rozliczyć ze straty czy niecelnego rzutu, to tej straty prędzej da się uniknąć, a rzut częściej wpada. 

No dobrze, ale dlaczego tobie w minionym sezonie wpadało zaledwie 24 proc. trójek?

Faktycznie miałem dość słaby sezon pod względem rzutowym, ale tu wychodzi moje podejście. Nie grożę rzutem, zamiast być pewnym tej decyzji i oddać rzut to ja zawsze będę szukał kogoś, kto może lepiej penetrować, albo jest lepszym strzelcem. I jak już w końcu oddaję rzut, to on jest bez przekonania, na siłę. Pewnie dlatego nie siedzi. 

Wiem, że muszę nad tym pracować. I pracuję! Trener Szablowski też często o tym ze mną rozmawia, przypomina, żebym oddawał rzuty, gdy mam pozycję, przekonuje, żebym był bardziej odważny. Ale też wie, że to nie jest moja bajka i nie zmusza mnie do rzucania. W wieku 30 lat trudno zmienia się boiskowe przyzwyczajenia. Szczególnie, że w tym obszarze w Dzikach są naprawdę lepsi. 

A kto jest dziś najlepszy w PLK?

Z rozgrywających? Bez wątpienia Andy Mazurczak. Prowadzi King Szczecin do wyników, których mało kto się spodziewał. Nawet po indywidualnie słabszej serii z Anwilem wrócił do doskonałego grania. W poniedziałek w meczu ze Stalą dał swojej drużynie wielki bodziec! Jego kontrola tempa i umiejętność wpływania na innych zawodników to moim zdaniem już europejski poziom. Doskonale wie, kiedy przyspieszyć, kiedy zwolnić. Nie boi się ryzykownych podań. Patrzę na jego grę, jako rozgrywający, z naprawdę dużym uznaniem. 

Czyli co, Wilki ze Szczecina zdobędą mistrzostwo Polski?

Śląsk też dobrze wygląda, a ja, po warszawsku, kibicuję też trochę mojemu przyjacielowi – Darkowi Wyce. Ta czwórka jest naprawdę mocna. Obie serie rozpoczęły się pd wyniku 2:0, ale to o niczym nie przesądza. Wydaje mi się, że na przestrzeni ostatnich kilku lat PLK bardzo się wyrównała. Zwycięzca FIBA Europe Cup kończy sezon na 7. miejscu, a zdobywca Pucharu Polski na 8. Niesamowita historia. W najbliższych dniach na pewno czeka nas sporo zamieszania na Twitterze i jeszcze więcej na boiskach! 

Czujesz koszykarskie spełnienie? Po skończeniu 30 lat przychodzi powoli czas odcinania kuponów?

Nie! Mając 40 lat też nie będę ich odcinał – bez względu na to czy będzie to miało związek z basketem, czy z czymkolwiek innym. Zawodowy sportowiec powinien mieć bana na używanie tej frazy! W życiu prywatnym jestem już prawie rok po ślubie. Założyłem rodzinę i mam nadzieję, że ta będzie się powiększać. Żyjemy w Warszawie, w fajnym miejscu, po epizodach w mniejszych miastach. Żona ma większe możliwości rozwoju zawodowego, a ja, chłopak z Podkarpacia, też się tu odnalazłem. Chwilowo wisienka na torcie smakuje, odpoczywamy, ale jak powiedział trener Szabla: zaraz będzie trzeba na nowo zaczynać robotę! 

Rozmawiała Aleksandra Samborska, @aemgie 

Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>

1 komentarz

Robert 25 maja, 2023 - 14:59 - 14:59

Ciekawy wywiad

Odpowiedz

Napisz komentarz

Najnowsze wpisy

@2022 – Strona wykonana przez  HashMagnet