Zanim lublinianie w środę ruszyli w 600-kilometrową trasę do Wałbrzycha, wygrali 9 z poprzednich 11 meczów PLK. W minioną niedzielę w imponującym stylu pokonali 88:76 Legię w Warszawie. W składzie z sześcioma obcokrajowcami Start dysponuje naprawdę dużą siłą ofensywnego ognia, mając czwarty najbardziej efektywny atak całej Orlen Basket Ligi. Tymczasem w czwartek w trakcie pierwszy 10 minut meczu z Górnikiem zdobył zaledwie 10 punktów.
Po raz kolejny potwierdziło się, że beniaminek jak mało która drużyna PLK na własnym parkiecie potrafi bronić dostępu do własnego kosza. Od początku drugiej kwarty ofensywa Startu zaczęła się jednak powoli rozpędzać. Gdy obie drużyny schodziły na przerwę, gospodarze mieli już tylko pięć punktów przewagi. Gdy w połowie trzeciej kwarty jedyny tego dnia raz do kosza trafił środkowy gości Ousmane Drame (2 punkty, 7 zbiórek) Start prowadził 47:42 i zdawał się wkraczać na drogę prowadzącą do zwycięstwa.
Nic z tego! Górnik otrząsnął się z chwilowego letargi momentalnie.
Przez kolejnych 8 minut gospodarze rzucili Start na deski. Zdobyli w tym czasie aż 24 punkty, tracąc zaledwie 2. Wyglądało to momentami tak, jakby koszykarzom z Lublina – niczym w słynnym filmie z królikiem Bugsem i Michaelem Jordanem – ktoś nagle ukradł talent do gry w basket. Losy meczu zostały błyskawicznie rozstrzygnięte.
Najskuteczniejszymi graczami Górnika okazali się tego wieczoru Ike Smith (18 punktów) i Alterique Gilbert (16). W zespole gości double-double zaliczył Tyran De Lattibeaudiere (18 punktów i 10 zbiórek), a o punkt więcej zdobył Tevin Brown. Podczas długiej drogi powrotnej do Lublina trener Startu Wojciech Kamiński będzie miał, wspominając przełom trzeciej i czwartej kwarty tego meczu, nad czym się głowić. Za tydzień podczas ćwierćfinału turnieju finałowego o Puchar Polski jego ekipa zmierzy się z Dzikami Warszawa.
Górnik do Sosnowca pojedzie wciąż w roli czarnego konia, choć przecież dzięki czwartkowej wygranej samodzielnie zajmuje trzecie miejsce w tabeli i ma na koncie dwukrotnie więcej zwycięstw (12) niż porażek (6). Konia z rzędem temu, kto by się tego spodziewał przed rozpoczęciem sezonu PLK!
A może po prostu po 18 kolejkach czas najwyższy dopuścić do siebie myśl, że kolejne wygrane Górnika nie są ani dziełem przypadku, ani efektem twardych obręczy hali w Wałbrzychu przeszkadzających tylko gościom i ekipę trenera Adamka zacząć traktować jako jednego z faworytów do zdobycia Pekao S.A. Pucharu Polski?
3 komentarze
Górniczek unosi się nad ziemią i w I rundzie play-offs w cymbał i wakacje
Cymbał to cymbał….
możemy się wszyscy zdziwić.
narazie pocalujta w dupe GORNICZEGO WOJTA..CYMBAŁY CO Z ZAZDROSCI NIE WYTRZYMALY..I GOWNO W ŚWIAT POSLALY..HAHHA