Strona główna » Głos z Finlandii: Nie mamy Markkanena, ale mamy jego młodszą wersję

Głos z Finlandii: Nie mamy Markkanena, ale mamy jego młodszą wersję

0 komentarzy
Finowie, nasi etatowi rywale w najważniejszych imprezach ostatnich lat, do Walencji przyjechali bez swojego lidera. Pozbawieni gwiazdy Utah Jazz zdają się nie mieć wielkich szans nawiązania walki z Bahamami i Polakami, o Hiszpanach nie wspominając. Czy na pewno? W ostatnim sparingu ograli Łotwę – piąty zespół ostatnich mistrzostw świata. Sprawdzamy co na ten temat mówi się w samej Finlandii.

Finowie dzisiejszym meczem z Bahamami (godz. 17.30) zainaugurują turniej w Walencji. Nasi koszykarze w tym czasie będą kończyli trening, po którym wraz z trenerami będą na pewno wnikliwie analizować grę rywali. Z Bahamami zagramy już w środę, a z Finlandią dzień później.

– Szybka gra oparta na twardej defensywie i płynnym przechodzeniu to tak naprawdę jedyna szansą dla naszych chłopaków. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie ekipy, którą wysłaliśmy do Walencji, skutecznie radzącej sobie w spokojnej grze 5 na 5 z tej klasy przeciwnikami, z którymi przyjdzie się jej zmierzyć w Hiszpanii – mówi nam Jukka Toijala, w Polsce znany przede wszystkim z trenowania Trefla Sopot w trakcie sezonu 2018/19. – Nie mamy największej gwiazdy, więc nasza gra musi opierać się na zespołowości i dużej wymienności ról. W buty lidera powinni próbować wskoczyć inni gracze. Mikael Jantunen jest po udanym sezonie w Paris Basketball (7.2 punktu i 3.6 zbiórki na mecz – przyp. red.), a ostatnio gra rewelacyjnie. Edon Maxhuni też grał we Francji, w Le Portel, a będziemy potrzebowali trochę jakości od graczy obwodowych. Ci dwaj gracze powinni być naszymi głównymi postaciami, ale jeśli ważnej roli nie odegrają także inni, nic z tego nie wyjdzie. Liczę przede wszystkim na Eliasa Valtunena z Granady i młodego Oliviera Nkamhouę z Uniwersytetu Michigan, który może być kluczową postacią w walce pod koszami – dodaje nasz rozmówca.

Wielu kibiców reprezentacji Finlandii liczy na jednoznaczne postawienie na młodych zawodników. Kibice domagają się, by trener już w Walencji dał im sporo okazji do gry.

– Mowa przede wszystkim o Miro Little’u oraz Miikka Muurinenie. Ten pierwszy zdążył już pokazać się międzynarodowej publiczności i zrobić wokół siebie trochę szumu, a drugi ma chyba jeszcze większy potencjał. Ma jednak także zaledwie 17 lat. Wygląda jak młody Markkanen i jest absolutnym ulubieńcem fanów. Oczywiście, to jeszcze nie ten moment, w którym będzie wygrywać dla nas mecze, ale jeśli już tylko pojawi się na boisku, warto na niego zwracać uwagę – mówi Toijala.

Kiedy rozmawiamy z fińskimi dziennikarzami zajmującymi się koszykówką z Helsinek opinie są podobne. Oczekiwanie na to, że koszykarze wywalczą pierwszy od 1964 roku awans na igrzyska to raczej bardziej takie… niedowierzanie. Perspektywie rywalizacji z Hiszpanią w drugiej rundzie robi swoje. Większość naszych rozmówców uważa jednak też, że podjęcie walki z Bahamami i Polską jest całkiem realnym celem. 

– Mało kto oczekuje od koszykarzy wielkich rzeczy, ale na pewno wszyscy nastawiają się na mocną rywalizację w grupie. Bahamy na papierze mają dużo mocniejszy skład i powinny być jej faworytem. Polska to z kolei drużyna która po raz kolejny postawiła na kontynuację, a dodatkowo wzmocniła się Jeremim Sochanem – słyszymy. 

Finowie obawiają się możliwości Sochana. Wyrażają zdziwienie brakiem naszego jedynego gracza z NBA w kilku toczonych ostatnio przez Biało-Czerwonych sparingach, lecz jeszcze większe – tym jak wiele (5) tych meczów towarzyskich rozegraliśmy. Finowie zagrali tylko dwa razy i oba mecze wygrali. Najpierw z Nową Zelandią, którą Polacy też pokonali, a następnie z rewelacją ostatnich mistrzostw świata – Łotwą. Szczególnie ten drugi mecz, wygrany 90:84, mógł natchnąć wiarą miejscowych kibiców.  

– Koszykówka w Finlandii istnieje tak naprawdę tylko w wersji reprezentacyjnej, wtedy wzbudza emocje i cieszy się zainteresowaniem. Niestety, nasz liga przez ostatnie lata wpadła w stagnację. Nie ma perspektyw rozwoju. Poza klubami z mniejszych miast – takimi jak Karhu Basket i Kataja Basket – największe nadzieję wiązaliśmy z Helsinki Seagulls. Właściciele tego klubu ze stolicy mieli ambitne plany, lecz ograniczeniem nie do przeskoczenia okazuje się totalny brak infrastruktury. Nie mają hali, uniemożliwiającej poważną grę w rozgrywkach o europejskie puchary. Właścicielami jedynej większej areny w Helsinkach są Rosjanie. W praktyce jest ona obecnie zamknięta. Naszej lidze brakuje też po prostu pieniędzy. Więksi sponsorzy kierują się do innych sportów. Budżety czołowych klubów tylko nieznacznie przekraczają milion euro – kreśli obraz fińskiej koszykówki w 2024 roku Toijala. – U nas na pierwszym miejscu był, jest i zawsze będzie hokej. Na drugim mimo wszystko piłka nożna. Tradycyjnie popularne są też wszystkie rodzaje sportów zimowych, uprawiane przez wielu ludzi amatorsko, a coraz silniej rozpychać zaczyna się również siatkówka. Koszykówka też niby robi postępy, ale rozdźwięk między poziomem kadry, a klubów jest jej gigantycznym problemem – dodaje.

Największy sukces fińskiej koszykówki ostatnich lat? Oprócz wykreowania ogromnego zainteresowania Markkanenem i drużyną narodową, można usłyszeć o dumie z krajowego systemu szkolenia. Helsinki Basketball Academy ma świetną infrastrukturę, być może jedną z najlepszych w Europie. W ramach systemu Finowie rekrutują najbardziej uzdolnionych zawodników z całego kraju i sprowadzają do jednej akademii. Trenerami są nie tylko uznani szkoleniowcy, lecz też wiele legend fińskiej koszykówki, z Petteri Koponenem na czele.

Ich reprezentacja ani dzisiaj z Bahamami, ani w czwartek w meczu z Polską faworytem jednak nie będzie.

Napisz komentarz

Najnowsze wpisy

@2022 – Strona wykonana przez  HashMagnet