„Przez 37 minut King Szczecin trafił jeden raz za 3 punkty. W sumie mecz skończył z wynikiem 3/25. Tak się niestety wygrywać nie da w koszykówce z roku 2023. Dużo dobrej roboty wykonał Śląsk, który nie pozwalał już na tak wiele otwartych rzutów strzelcom gości, ale też i celowniki graczy Kinga nie były tak dobrze skalibrowane jak wcześniej – pisał w swojej analizie po meczu numer 5 Grzegorz Szybieniecki.
– Mój zespół jest wystraszony. Nie wiem dlaczego, jak się dowiem – będę mądrzejszy. Boimy się podejmować decyzje, nasze rzuty są zerwane, skuteczność bardzo, bardzo słaba. W poniedziałek była tragiczna. Jak masz pewność siebie – trafiasz wszystko. Jak ci jej brak, pudłujesz – mówi trener Kinga Arkadiusz Miłoszewski.
Tak naprawdę tak niska w poniedziałek skuteczność Kinga nie jest właściwie… niczym szczególnie dziwnym. Jak mówi sprawdzająca się bardzo często, szczególnie przy okazji skuteczności rzutów koszykarska zasada – „średnia zazwyczaj ostatecznie wychodzi średnia”.
Prawda jest taka, że w pierwszych trzech meczach finału koszykarze Kinga trafiali ponad normę. Nawet biorąc pod uwagę nieudolne próby defensywne Śląska, które odrzucały możliwość przekazań w obronie między graczami obwodowymi i podkoszowymi. 11/26, 15/26 i znów – 11/26. Łącznie – bardzo wysoka, szczególnie jak na finał playoff skuteczność 47,4 proc. w rzutach za 3 – to dorobek Kinga w pierwszych trzech meczach. Tak realnie – ona była właściwie nie do utrzymania, a bardziej aktywna defensywa Śląska w dwóch kolejnych meczach zrobiła swoje – 7/21 i 3/25. 21,7 procent.
Łącznie w finale King trafia 37,9 proc. trójek. Wciąż niemało, choć nieco poniżej swojej skuteczności z sezonu zasadniczego (39,1). Śląsk, po tym jak wczoraj głównie dzięki Jakubowi Karolakowi (6/8) trafił 11 z 24 rzutów, podniósł swoją finałową skuteczność za 3 do poziomu 35,2 proc. To wynik bardzo bliski tego z sezonu zasadniczego (35,6).
Czy już wspominaliśmy, że średnia w koszykówce często okazuje się średnia?
Ale, głównie ku przestrodze Kinga i potencjalnemu poczuciu ich graczy, że „przecież już więcej tak jak w poniedziałek pudłować nie będziemy” – w koszykówce zdarzają się także totalne aberracje. Nawet na najwyższym poziomie. Najbardziej pobudzającą wyobraźnię była historia Houston Rockets w finału Zachodu sprzed pięciu lat
Zespół Rakiet opierał wówczas całą swoją grę na rzutach za 3 oddawanych na niespotykanym wcześniej poziomie – w każdym meczu to były ponad 42 próby. W decydującym meczu siódmym meczu finału Zachodu z Warriors jeszcze z Kevinem Durantem i Stephenem Currym w składzie Rockets prowadzili 15 punktami. Po czym spudłowali aż… 27 (słownie: dwadzieścia siedem!) kolejnych rzutów z dystansu i przegrali.
– Wracamy do Szczecina. Musimy wyczyścić głowy i spróbować wygrać. Nie przystępowaliśmy do finału w roli faworyta, na jego początku pokazaliśmy, że potrafimy grać w koszykówkę, ale teraz ciężko nam udźwignąć odpowiedzialność. Mam jednak nadzieję, że w szóstym meczu postawimy kropkę nad „i” – mówi Arkadiusz Miłoszewski.
Kolejny mecz finału PLK w czwartek w hali Kinga.
Rockets po swoim 0/27 nie mieli już szansy na rehabilitację – ich marzenia o mistrzostwie prysły na dobre. Zespół Arkadiusza Miłoszewskiego jest w nieporównywanie korzystniejszej sytuacji. Ale presja z każdą kolejną upływającą minutą finału, z każdym kolejnym przestrzelonym rzutem za 3 będzie jedynie rosła…
Póki co każdy z meczów finału playoff PLK. 2023 ma jeden prosty, wspólny mianownik – każdy wygrał zespół, który trafił więcej rzutów z dystansu.