Składy, nazwiska, transfery – nowy sezon w PLK – wszystkie drużyny TUTAJ>>
Czy po trzecim meczu zakopałem już Śląsk? Tak. No i mi mina zrzedła w poniedziałek, bo wrocławianie nagle znaleźli dodatkowe pokłady energii w swojej grze, wykorzystali problemy Browna i Cuthbertsona w Szczecinie i w końcu uwierzyli, że się z tym Kingiem da wygrać. Poziom zaangażowania, walki, jest znacznie wyższy. To, o czym tyle razy mówił trener Erdogan – musimy chcieć bardziej niż rywal, bez tego w finale się nie da zwyciężać – spełniło się na parkiecie.
Dalej jednak historia jest przeciwko Śląskowi. Z 0:3 nikt nigdy nie wrócił, ale nie ma co ukrywać, że zaświtało w głowie: a może teraz będzie ten pierwszy raz? W sumie, historii jesteśmy już świadkami już teraz.
Jakie wnioski po meczu numer 5?
1. Wreszcie jakaś zmiana!
W pierwszych trzech meczach Śląsk bronił fatalnie i ciężko w ogóle z tym polemizować. Brakowało walki na całego, ale też niektóre pomysły nie były trafione, po prostu. Sztab zespołu z Wrocławia w końcu jednak wyciągnął wnioski i zaczął robić to, co inne drużyny przeciwko Kingowi w play off, a przecież i Anwil i Stal potrafiły postraszyć szczecinian.
Trener Ertugrul Erdogan przestał się bać zmian krycia między niskim i wysokim, co kompletnie wybiło z rytmu Kinga. Nagle pojawiły się problemy z mijaniem i kończeniem przy obręczy. Nagle gorzej rzuca się obwodowym Kinga, którzy nie mają już tyle miejsca. No i wreszcie Śląsk wprawił w zakłopotanie podkoszowych Kinga ustawiających się tyłem do obręczy, bo okazuje się, że Jeremiah Martin nie tylko nie umiera w takich sytuacjach, ale sobie świetnie radzi nawet niekoniecznie potrzebując do tego pomocy.
Amerykanin jest dobrym obrońcą i mimo usilnych ataków szczecinian wymierzonych w niego na post up, żadnej sytuacji przegranej przez niego przypomnieć sobie nie jestem w stanie. Zmiany krycia, czemu nie wcześniej?
2. O wiele za późno
Absolutnym objawieniem meczu numer 5 był Jakub Karolak, który zdobył 22 punkty trafiając przy tym 6 trójek. Jakim oddechem dla ataku Śląska były te trafienia. Przecież wrocławianie przez pierwsze spotkania tak strasznie cierpieli na dystansie. Nie sposób znów nie rzucić w eter „czemu tak późno?”.
Trener Erdogan po jednym ze spotkań odpowiedział na pytanie o brak gry Jakuba, że to jego decyzja, że ma teraz do dyspozycji tak wielu graczy, że zawodnik po tak ciężkiej kontuzji po prostu nie mieści się mu w rotacji. Po meczu numer 5 może trochę w duchu żałować, że wcześniej się na Karolaka nie zdecydował, choć obiektywnie też trzeba przyznać, że do tej decyzji został trochę przymuszony przez kontuzje aż trzech zawodników z podstawowej rotacji.
3. Trudne rzuty Wilków
Przez 37 minut King Szczecin trafił jeden raz za 3 punkty. W sumie skończył z wynikiem 3/25. No tak się niestety wygrywać nie da w koszykówce z roku 2023. Dużo dobrej roboty wykonał Śląsk, który nie pozwalał już na tak wiele otwartych rzutów strzelcom gości, ale też i celowniki graczy Kinga nie były tak dobrze skalibrowane jak wcześniej.
Szczecinianie mieli w sobie w tych play off coś takiego, że byli w stanie trafić w meczu kilka trudnych rzutów, z obrońcą bardzo blisko. Tym razem kosz wylewał takie rzuty, co jeszcze bardziej podłamywanie zawodników. Trafienie dwóch-trzech trójek po step backu, mimo nadlatującego obrońcy – to zawsze daje kopa energetycznego, a King jest drużyną o dużym zapotrzebowaniu na energię. Zobaczymy, jak będzie na własnych koszach.
4. Meier wyłączony
Tony Meier w meczu numer 5 zdobył 3 punkty, trafił tylko 1 rzut z 7, żadnej trójki. Śląsk odrobił lekcje z obrony przeciwko niemu, wręcz zabrał mu wszystko. Nie ma już rzucania po pick and pop (zmiany krycia), nie ma rzucania po zasłonie (blisko Ramljak), nie ma też gry tyłem do kosza (świetny Martin, mądre pomoce).
King ma problem, bo to właśnie ten zawodnik był dla zespół ze Szczecina taką bezpieczną przystanią. Do gry z Meierem zawsze można było wrócić i mieć pewność, że coś dobrego się wydarzy. W poniedziałek nic dobrego nie wyszło z pchania piłki do Amerykanina – trener Miłoszewski na nowo musi wymyślić pomysł na Meiera, a może nawet na cały atak swojego zespołu..
5. Jeremiah na misji
Trener Erdogan na konferencji po drugim meczu delikatnie szyderczo mówił, że dziennikarze, kibice, ciągle szukamy bohaterów, a przecież koszykówka to sport zespołowy. A ja przewrotnie rzucę: czemu nie to i to?
Śląsk jako zespół zagrał w końcu w obronie na miarę oczekiwań, ale w ataku ciągnął go Jeremiah Martin, który w pojedynkę rozstrzygnął piąte starcie, a pewnie i czwarte można zapisać na jego konto. Amerykanin w decydujących minutach przejął mecz, trafiał trudne rzuty z półdystansu, kończył przy obręczy, a wcześniej jeszcze raził z dystansu.
Jak tu nie mówić o bohaterstwie Martina, kiedy to na nim zbudowała się wiara Śląska w odwrócenie tej serii. Kiedy to właśnie on znów jest najlepszym zawodnikiem w PLK, znów najlepszym w play off. 38 minut, 29 punktów, 5 zbiórek, 5 asyst – no występ po prostu fantastyczny i nawet obecny, zaangażowany Zac Cuthbertson, który wyglądał wcześniej jak kryptonit Martina, nie był w stanie nic zrobić.
Jeremiah trafia z dystansu, więc na warunki naszej ligi, jest graczem kompletnym. King jest w kropce, bo chyba już taktyka na odpuszczanie go na obwodzie dłużej grana być nie może.
Składy, nazwiska, transfery – nowy sezon w PLK – wszystkie drużyny TUTAJ>>
3 komentarze
Już kiedyś to wspominałem i nadal podtrzymuję: na boisku jest za dużo Mitchela a za mało Karolaka!
Liczę, że Polska rotacja zrobi swoje a Bibbs z Vasą dorzucą swoje-Mitchella nie skreślam,jednak trzeba znaleźć na niego sposób wykorzystania przez trenera. Mecz numer 6 będzie kluczowy a King jest podrażniony. Pełna koncentracja i skupienie,walczymy
Zgadzam sie z redaktorem, Martin w tym momencie to gracz kompletny po obu stronach parkietu. Po dodaniu do swojego repertuaru celnego rzutu za 3pkt gra lepiej niz Trice w zeszlym rok. Oby nie zabraklo mu pomocy innych graczy, to seria zakonczy sie w niedziele.