Canal+ Online z darmowym NBA League Pass – zamówisz TUTAJ >>
Garrett z Czarnych
Lider, bez dwóch zdań. Billy Garrett w zeszłym sezonie razem z Markiem Klassenem prowadził drużynę ze Słupska – średnio 17,1 punktu i rozdawał 3,9 asysty. Liderowanie drużynie, która przejechała walcem po sezonie regularnym to spore osiągniecie, zwłaszcza jak weźmiemy pod uwagę niektóre mecze, w których Garrett stawał się jednoosobową armią w ofensywie Czarnych. Można już tego nie pamiętać, ale w trzech ostatnich meczach serii półfinałowej ze Śląskiem Garrett notował kolejno 33, 28 i 28 punktów.
O Amerykaninie trzeba jednak myśleć bardziej jak o graczu, pod którego jest podporządkowana gra, a nie jak o typowym strzelcu. Zdobywał dużo punktów, ale dużo z nich wykreował sam, a przy okazji rozdawał także czasem asysty. W zespole prowadzonym przez Mantasa Cesnauskisa był rozgrywającym 1b – to on miał piłkę w rękach jak z parkietu schodził Klassen, a czasem nawet wtedy jak było na parkiecie jednocześnie, bo Kanadyjczyk mógł w każdej chwili przejść do roli strzelca.
To właśnie tak wszechstronnego zawodnika w tym sezonie brakuje słupszczanom i można postawić tezę, że właśnie dlatego nie udało się odtworzyć trenerowi Cesnauskisowi zespół sprzed roku, tego z innymi wykonawcami.
Cień Garretta w Arce
Próbka jest mała, to trzeba od razu zaznaczyć, ale też wystarczyła, by stwierdzić, że forma Amerykanina jest marna. Pamiętam, jakie wrażenie zrobił na mnie w swoim pierwszym meczu ligowym w Radomiu, gdzie właściwe sam odwrócił losy spotkania. Parł do zwycięstwa, nie po statystyki i to w nim mogło się podobać (chociażby o Zacku Bryant’cie mam odwrotne zdanie).
Te 3 mecze z obecnego sezonu dlatego właśnie trochę rozczarowują. Billy zdobywał kolejno 12, 17 i 12 punktów, a Arka żadnego z tych spotkań nie wygrała. Trzeba jednak pamiętać, że podjął się Amerykanin trudnego zadania – z marszu, bez rytmu gry, miał zostać tymczasowym następcą kontuzjowanego Jamesa Florence’a. Skończyło się jednak na wielu pudłach i grze na siłę, przez co trochę czar prysł.
Wydawało się, że Garrett musi zejść o szczebelek niżej jeśli chodzi o swoje oczekiwania finansowe i klubowe, bo za taką kwotę nikt po końcu jego miesięcznego kontekstu go nie weźmie. Ostatecznie chętny się znalazł (i to nawet szybciej), czyli Legia Warszawa.
W jakiej roli w Legii?
Najlepsza wersja Garretta jaką znamy to ta z Czarnych. Ciężko jednak przypuszczać, by Legia ściągała go z zamiarem zrobienia z niego lidera. W zespole są przecież Ray McCallum i Devyn Marble, którzy już w takiej roli funkcjonują, a przecież akcje pod siebie muszą mieć jeszcze Geoffrey Groselle czy Travis Leslie. Wydawało się, że trener Wojciech Kamiński, jeśli nie zdecyduje się na wymianę jakiegoś gracza, raczej będzie dążył do poszerzenia rotacji niż do przerabiania hierarchii w zespole. Dodanie Garretta oznacza to drugie.
Legia nie grała dobrze, miała problemy w ataku i choć wygrała teraz kilka meczów z rzędu, to ofensywa tej drużyny raczej nie miała perspektyw na topowe miejsce w Ortg (pisaliśmy o słabiutkim ataku Legii TUTAJ>>). W moim odczuciu, ta drużyna potrzebowała kreatora, bo McCallum w tej roli się nie sprawdzał – pytanie, czy trener Kamiński przekona do takiej wizji Garretta, by to on grał dla drużyny.
No i drugie, jeszcze ważniejsze, jaka będzie dystrybucja piłki i czy każdy dostanie tyle rzutów, ile chce? Przy szansie, jaką niesie ze sobą transfer Garretta nie można nie dostrzec zagrożeń. Billy powinien wyglądać lepiej niż w Arce, bo złapie rytm, bo będzie miał wokół siebie lepszych graczy (strzelców) i tym samym więcej miejsca, ale jednocześnie jego obecność może sprawić, że McCallum czy Marble zejdą na dalszy plan. Ktoś zyska, ktoś straci, zawsze tak jest, natomiast nie do końca jestem przekonany, że to dobrze, kiedy chętnych do miana lidera jest tak wielu.
Pozyskanie Garretta (i pozostawienie reszty zawodników) to transfer gracza o profilu nie do końca pasującym do potrzeb zespołu, ale jednak dodanie dużej wartości jak na warunki PLK. Generalnie dodawanie najlepszego gracza pod względem umiejętności (z rynku, dostępnych w widełkach finansowych) nie zawsze jest najlepszym możliwym ruchem, bo taki zawodnik może zburzyć to, co już jest.
Wybór Garretta pod tym względem właśnie jest tak ryzykowny, ale w teorii może się to udać, bo Billy ma cechy, których Legia potrzebuje. Czas pokaże, jak zawsze, ale osobiście im dłużej myślę o tym podpisie, tak coraz mniej jestem przekonany o jego słuszności (cena, profil gracza, obecny zespół) – może się to jednak zmienić, jeśli w Legii zmiany będą kontynuowane. W każdym razie, trzeba poczekać z krytykowaniem lub chwaleniem tego transferu, ale można już przyjąć jedno – taki miks osobowości będzie bardzo ciekawy do obserwowania.
Canal+ Online z darmowym NBA League Pass – zamówisz TUTAJ >>