piątek, 4 października 2024
Strona główna » Frasunkiewicz zawodzi, to nie rzucanie mięsem jest problemem

Frasunkiewicz zawodzi, to nie rzucanie mięsem jest problemem

1 komentarz
„Streetball fucking shit” to tak nośne hasło, że może zyskać w polskiej koszykówce własne życie. Przemysław Frasunkiewicz nie zasłużył na krytykę za jego użycie. Ona mu się należy za inne przewiny, po rozczarowującej pierwszej połowie sezonu Anwilu.

ZAJRZYJ NA KANAŁ SUPER BASKET TV NA YOUTUBE – DAJ SUBA!

Wczoraj na naszych łamach zamieściliśmy scenkę z sobotniego meczu Anwilu ze Stalą, z krytyczną oceną Przemysława Frasunkiewicza, wydzierającego się na Phila Greene’a IV.

https://twitter.com/superbasketpl/status/1611804509088399360?s=20&t=lc87P19rY7NMZPwBY_uIVA

Moim zdaniem, nie ma w tym zdarzeniu zgrzytu – Frasunkiewicz co najwyżej tylko zbliżył się do granicy dobrego smaku. Nawet nie chodzi o wyświechtane hasło „zawodowy sport to nie jest miejsce dla panienek, tudzież wychowanków Lwowskiej Szkoły Dyplomacji„. Po prostu żadnych osobistych wycieczek w kierunku zawodnika trener Anwilu wczoraj nie wykonał.

A przynajmniej mikrofon ich nie wyłapał.

Historia koszykówki – także polskiej – widziała na ławce trenerskiej większych choleryków. Wspomnijmy tylko Tomasa Pacesasa czy Andreja Urlepa z większości jego kariery. Frasunkiewicz jest co najwyżej godnym następcą tej dwójki, na modłę „rynku pracowników” początku trzeciej dekady XXI wieku. A więc – stonowanym. Nawet, jeśli faktem jest, że w połajance Greena IV bardziej od słów wrażenie robiła mowa ciała trenera Anwilu.

Wrażenia nie robi natomiast dorobek Anwilu po I rundzie sezonu. Jedno zwycięstwo więcej od porażek (8-7) to dla brązowego medalisty, jakkolwiek by nie próbować odwracać kota ogonem, porażka Przemysława Frasunkiewicza. Po prostu.

Fatalną kontuzją Janariego Joesaara sporo można tłumaczyć – chociażby pomysł z ponownym sprowadzeniem Josipa Sobina, bo w zamyśle trenera to atletyczny Estończyk z pozycji nr 3 miał atakować tablicę. Ale nie można tłumaczyć wszystkich błędów.

Ich skrócona lista jest całkiem długa:

– to sam Frasunkiewicz sprowadził do Włocławka Phila Greene’a IV, a już wcześniej prowadził go w Gdyni, więc z faktu, że ten potrafi prezentować grę typu „streetball fucking shit” powinien sobie zdawać sprawę. Ostatnio Greene przy Lee Moorze spisuje się nieco lepiej, ale gór wciąż nie przenosi. I jeszcze wyprowadza z równowagi trenera,

– to Frasunkiewicz odpowiada za sprowadzenie Josha „Trafię 15/74 za 3” Bosticia, czyli za największy wielbłąd, który uporczywie ciągnie Anwil w tym sezonie w dół,

– to konto Frasunkiewicza obciąża też w pewnym stopniu uboga polska rotację, która wisi na włosku zdrowia Kamila Łączyńskiego, gdyż…

– to Frasunkiewicz zdecydował się zacząć budować zespół do Luke’a Petraska, proponując mu największy kontrakt, choć rozpoczynanie budowy składu od graczy podkoszowych jest w obecnych czasach passe i bywa mocno ryzykowne (patrz: Legia i jej Geoffrey Groselle) – a mógł część z tych pieniędzy przeznaczyć na inne cele i np., z solidnym portfelem, stanąć do walki o takiego Jakuba Nizioła,

– to Frasunkiewicz po porażce w play-off z Legią wiosną 2022 narzekał, że „rywal skakał nam po głowach i przegraliśmy serię na wysokościach„, a w kolejnym sezonie zbudował zespół, któremu po głowie skacze – w obronie – aż 10 drużyn w PLK, a w ataku (tu akurat zgodnie z założeniami trenera o nieatakowaniu deski rywala) – aż 15

– to Frasunkiewicz odpowiada za to, że obok – całkiem przydatnego wczoraj w Ostrowie – Dawida Słupińskiego najczęściej pojawia się hasło „ale po co on poszedł do tego Włocławka?”,

– to w końcu ewidentnie Frasunkiewicz odpowiada też za to, że Marcinowi Woronieckiemu wczoraj drżał na konferencji prasowej w Ostrowie głos – bo trener posadził go przed dziennikarzami po meczu, w którym 22-latek w ciągu 12 minut zdołał oddać tylko jeden rzut i zestresowany zaczął przebąkiwać o wbijaniu gwoździ do swojej i tak już słabej sytuacji.

Samą obroną – jak zwykle w drużynach prowadzonych przez Frasunkiewicza świetną – Anwil do półfinału PLK może się w tym sezonie nie doturlać. Tymczasem po drugiej stronie boiska, szczególnie w trakcie kontuzji Kamila Łączyńskiego, całkiem często w grze włocławian może panować – nazywajmy rzeczy po imieniu! – Streetball Fucking Shit!

ZAJRZYJ NA KANAŁ SUPER BASKET TV NA YOUTUBE – DAJ SUBA!

1 komentarz

Dan 8 stycznia, 2023 - 18:43 - 18:43

Słabiutkie to.

Odpowiedz

Napisz komentarz

Najnowsze wpisy

@2022 – Strona wykonana przez  HashMagnet