Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>
Zmotywowany i pełen energii – tak wyglądał Anwil w pierwszych minutach gry, co od razu przełożyło się na zbudowanie prowadzenia. Włocławianie po kilku chwilach prowadzili 13:5, głównie dzięki świetnej grze Phila Greene’a i Malika Williamsa, który rządził na deskach, a dodatkowo popisał się podaniem przez całe boisko niczym rasowy quaterback.
To właśnie pod koszem Anwil zdawał się mieć największa przewagę – fizyczności i centymetrów.
Finowie jednak nie spanikowali (jak to Finowie) i mimo początkowej nieskuteczności cały czas kontynuowali grę w swoim stylu – sporo rzutów z dystansu i bardzo agresywna obrona na całym parkiecie. Im dłużej trwała pierwsza połowa, tym bardziej Anwil męczył się w ataku pozycyjnym. Włocławianie mieli kłopoty z wykreowaniem dobrych pozycji do rzutu i goście zniwelowali straty do trzech punktów. Karhu z kolei oprócz gry na dystansie nie było w stanie wiele więcej zaoferować w ataku.
Przewaga gospodarzy w pomalowanym dawała znać o sobie i Anwil w końcu także przełożył ją na skuteczne akcje w ataku – Michał Nowakowski zaliczył akcję 2+1 po grze tyłem do kosza, a zaraz potem Lee Moore po raz pierwszy skutecznie zaatakował obręcz.
Trener Finów w pewnym momencie, mając na względzie niską przydatność swoich centrów, przeszedł w grę bez żadnego dwumetrowca na parkiecie i przyniosło to korzyści – aktywna rotacja w obronie skutecznie wybiła Anwil z rytmu. Michał Nowakowski był najlepszym strzelcem gospodarzy w pierwszej połowie (10 punktów) i to właśnie grą przez niego Anwil zdecydował się rozbijać obronę rywali. Nowakowski tyłem do kosza generował mnóstwo przewag – trafiał i podawał, a Anwil prowadził po 6 minutach już +14.
Po momentach chwały Nowakowskiego nadeszły minuty Victora Sandersa, który zdobył 14 punktów z rzędu (3 trójki, w tym jedna z faulem). Włocławianie walczyli o każdą piłkę, nawet w parterze (Lee Moore) i powoli stawało się jasne, że Anwil tego meczu nie przegra (przewaga urosła do 22 oczek).
Nie mogło być jednak mowy o rozluźnieniu – w końcu to dwumecz i gra toczyła się o wypracowanie jak największej zaliczki przed rewanżowym starciem. Trener Przemysław Frasunkiewicz więc cały czas motywował swoich podopiecznych i nie decydował się na ściągnięcie z parkietu weteranów.
Karhu oczywiście rzuciło się do ataku i niestety dla Anwilu Finowie na starcie czwartej kwarty mocno podgonili. Serię gości przerwał Sanders, który stał się pierwszą opcją w ataku gospodarzy w drugiej połowie. Amerykanin mimo gorącej ręki nie grał samolubnie, z czego korzystał Josip Sobin, który był pod koszem nie do przestawienia dla rywali. Anwil po raz kolejny odbił się i na fali zakończył to spotkanie – 90:71. 19 punktów zaliczki przed rewanżem zdecydowanie napawa optymizmem.
Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>