Aleksandra Samborska: Pamiętasz sezon 2012/13, czyli ostatni, podczas którego Trefla Sopot występował w EuroCup?
Tobiasz Grzybczak, trener przygotowania motorycznego Trefla Sopot: Bardzo dobrze! W grupie mieliśmy drużyny z Doniecka, Krasnodaru i Galatasaray Stambuł, a w składzie m.in. Adama Waczyńskiego, Filipa Dylewicza, Marcina Stefańskiego, Przemysława Zamojskiego i Michała Michalaka. Sezon zaczęliśmy z trenerem Żanem Tabakiem na ławce, w ostatnich meczach w roli pierwszego trenera zespół prowadził już Mariusz Niedbalski. Rywale dysponowali wtedy koszykarzami z naprawdę najwyższej półki. Przyjeżdżali do nas choćby Jaka Laković, Mantas Kalnietis, Darius Songaila…
Wyloty do Donbasu czy Kubania dziś wydają się niemal nieprawdopodobne, a przecież to były pucharowe wyjazdy jak każde inne. Pamiętam wieczorne spacery po Doniecku i idealną pod mecze kosza halę, o której pożarze czytaliśmy później tuż po inwazji Rosji w 2014.
W tamtym sezonie największy efekt „wow” wywołał u nas wyjazd to Stambułu. Pamiętam, jak ówczesny kierownik drużyny Maciek Jeszka zamówił po przylocie w hotelu przedtreningowego snacka, który okazał się być wielkim, słodkim bufetem z fondue czekoladowym i egzotycznymi owocami. Biegaliśmy i pilnowaliśmy zawodników, żeby nie zjedli za dużo, bo na treningu to oni mieli biegać. Turcy zapewniali bardzo wysoki poziom obsługi, bardzo chcieli nam dogadzać. Momentami za bardzo. (śmiech)
Jesteś jedynym członkiem obecnej drużyny mistrzów Polski, który pamięta tamten sezon i tamtego Żana Tabaka. Czy chorwacki trener Trefla zmienił się przez te 12 lat?
Wtedy trener Tabak był z nami przez 3 miesiące. Uderzało to, jak bardzo rozpisaną i poukładaną miał całą pracę. Nie mówię, że wcześniej puszczaliśmy wodze fantazji, też pracowaliśmy w systemie, ale jego metodyczne przygotowanie do treningów, przemyślana praca z drużyną i wokół niej, chęć przegadywania spraw wewnątrz sztabu, żeby o niczym nie decydowały przypadki – wydaje mi się, że to nie było wtedy tak powszechne w naszej lidze, jak jest dzisiaj.
Planowanie kalendarza, powroty zawodników po kontuzji – tym wszystkim trener Tabak zarządza osobiście. Podczas pierwszego pobytu w Sopocie robił to bardzo szczegółowo, a dziś? Dalej się tego trzyma, bardzo zależy mu na tym, żeby wszystko działało. On się nie zmienił, zmieniły się tylko czasy. Zawodnicy są inni, inne są treningi, a to wszystko wynika z tego jak inna, o ile szybsza i wymagająca wytrzymałościowo stała się koszykówka.
Siła jest dziś ważniejsza niż technika?
Przygotowanie motoryczne jest dziś moim zdaniem równie ważne co to czysto koszykarskie. Bez dobrego przygotowania siły, szybkości, wyskoku, zmian kierunku, czasu reakcji nie da się dobrze funkcjonować. Nie tylko w EuroCup, w naszej lidze również.
Zawodnicy, z którymi zaczynałeś pracę w klubie 15 lat temu nie potrafiliby się w dzisiejszych czasach odnaleźć?
Zawodnik adaptuje się, będąc poddawanym określonym treningom. Kiedyś trenowało się więcej na połowie boiska, zagrywki były długie, grało się 5 na 5. Teraz gra przyspieszyła. Gracze chcą biegać i zdobywać możliwe łatwe punkty. Mamy dużo ćwiczeń, w których egzekwowane jest bieganie 3 na 3, 4 na 4. Kształtowanie siły jest takie samo jakie było wtedy, zmieniło się za to dopasowanie obciążeń siłowych. Teraz koszykówka to krótkie sprinty z dużą liczbą zmian kierunku.
Jeśli ktoś był dobry wtedy, miał talent, odpowiednie nastawienie i dostałby dzisiejszy trening to czemu miałby się nie odnaleźć? Gdybyś wrzuciła przykładowego dawnego, młodego „Dyla” do dzisiejszej koszykówki – to czy on byłby słabszy od Andy’ego Van Vlieta? Nie sądzę. Myślisz, że „Stefan” byłby gorszy w zadaniach defensywnych od Austona Barnesa? Nie byłby.
Siłą rzeczy zespoły buduje się teraz, opierając ich siłę na graczach szybkich i wytrzymałych. Wedle tej recepty został stworzony także Trefl Sopot przed sezonem 2024/2025?
Szukanie zawodników i budowa zespołu to już zadania trenera, asystentów i dyrektora sportowego. Moją rolą w tym procesie jest, by razem z naszym sztabem medycznym, prześledzić historię zdrowotną wybranego gracza i przeanalizować jego urazy. Oceniamy ryzyko. Jeśli gracz w każdym sezonie pauzuje przez kilka tygodni, zapala się nam lampka ostrzegawcza. Jeśli ktoś ma śruby w nodze albo jest po rekonstrukcji więzadłach – dla nas jest to informacja, że po przyjeździe będziemy musieli go przetestować. Drobne sprawy przeciążeniowe ma każdy koszykarz, dlatego musimy wiedzieć, co każdemu z nich dolegało w przeszłości i jak reaguje na poszczególne obciążenia. Wszystko po to, żeby przez większość sezonu mógł funkcjonować w pełnym zdrowiu.
Jak zdobywacie takie informacje?
Trenerzy od przygotowania w koszykówce i fizjoterapeuci coraz częściej są ze sobą w kontakcie, nawiązujemy dużo profesjonalnych relacji, by wymieniać spostrzeżenia. Dla dobra graczy! Dwa lata temu odezwał się do mnie Litwin z Jonavy, czyli z zespołu do którego z Trefla trafił Glynn Watson. Zapytał, co robiliśmy na siłowni, jak gracz trenował, czy miał jakieś rutyny. Chciał jak najsprawniej pomóc wdrożyć go w litewski zespół. Wysłałem mu plik pdf z kompletem informacji o ćwiczeniach z zawodnikiem. Takie wymienianie się wiedzą, zarówno przed sezonem jak i w jego trakcie na zasadzie „zwracaj uwagę na jego biodro” czy „musicie robić ćwiczenia na Achillesa” staje się normą.
Jak silny będzie obecny Trefl?
Jest zdecydowanie za szybko, by mówić, jacy są aktualni zawodnicy Trefla i ile z tymi chłopakami da się w nadchodzącym sezonie zrobić. W zeszłym roku swoim przygotowaniem motorycznym i podejściem do codziennej pracy na pewno wyróżniał się Aaron Best. Jeśli o samej sile mowa to pewnie w naszej lidze Geoffrey Groselle i Mikołaj Witliński, pod nieobecność Artioma Parachouskiego, będą najtrudniejsi do przestawienia. Nie bez powodu Tarik Phillip jest już na poziomie EuroCupowym od tylu sezonów. Codzienny trening z nim na pewno pozwoli się wzmocnić innym obrońcom. Marcus Weathers ma dopiero 27 lat, więc odpowiednio prowadzony może się jeszcze bardzo rozwinąć. U Tabaka wszyscy muszą zasuwać, jesteś atletą czy nie, lubisz wyciskać ciężary, czy nie – to nie ma znaczenia. Jeśli pojawiłeś się w jego klubie to po to, żeby dawać z siebie maksa.
Jaki koszykarz, spośród tych, z którymi pracowałeś przez te wszystkie lata, był największym pracusiem?
Łatwe pytanie – bez wątpienia Adam Waczyński! Nasze przyjście do Trefla zbiegło się w czasie. Między sezonami pracowaliśmy w wakacje, żeby na bieżąco poprawiać parametry siłowe i szybkość pracy nóg. Postępy fizyczne bezpośrednio wpływały na jego rozwój koszykarski. Adam był tego bardzo świadomy, a to wciąż nie jest aż tak powszechne wśród graczy, bo zdarzali się i tacy, którzy potencjał mieli olbrzymi, ale nie potrafili go wykorzystywać.
Nie potrafili czy nie chcieli?
To są dorośli faceci, nie zmusisz kogoś do intensywniejszej pracy, bo widzisz w nim przyszłość, jeśli on nie jest na tym w pełni skoncentrowany. Jasne, rozmawiamy z zawodnikami, ale to tylko pokazuje, że zawodowy sport na najwyższym poziomie nie jest dla wszystkich. Jeśli wiem, że jestem najszybszy, to to wykorzystuję. Jeśli wiem, że wysoko skaczę to pomagam na zbiórkach. Jeśli lubię kontakt fizyczny, pomagam na zasłonach czy pod koszami. Jeśli natomiast to wszystko wiem, a mimo tego asekuracyjnie nie robię więcej – to nie spełnię marzeń o koszykarskich wyżynach.
Na wyżynach światowej koszykówki mamy obecnie graczy pod względem budowym fizycznej lekko „misiowatych” Jokicia czy Doncicia…
…którzy wyglądają jak totalne zaprzeczenie fizyczności, o której rozmawiamy. Dominują, choć nie mają sześciopaka na brzuchu, bywa, że ciężko im wytrzymać intensywność meczu. Na najwyższym światowym poziomie mają za to inne cechy motoryczne i koszykarskie: zmiany tempa, hamowanie, umiejętność czytania gry, antycypację i rozpoznawanie sytuacji… Jedni grają w szachy, a oni grają w koszykówkę, która, pomimo ewolucji, wciąż pozostaje tą samą grą.
Jokić i Doncić to jedni z najlepszych w historii i żywe legendy, ale niezaprzeczalnym jest fakt, że zawodnicy z niższym poziomem tkanki tłuszczowej i wyższymi parametrami wydolnościowymi mają zazwyczaj mniejsze ryzyko kontuzji. Koszty energetyczne zawodników typu „miś” są spore. Ma pewno gorzej się regenerują, obciążenia dla stawów też mają większe.
Świadomość tego, jak się regenerować jest wśród koszykarzy duża?
Na pewno dużo większa niż wtedy, gdy kilkanaście lat temu zaczynałem pracę. Wystarczy spojrzeć na przerwę między sezonami – ludzie trenują indywidualnie ze swoimi trenerami. Zarówno koszykówkę jak i elementy siłowe. W tej chwili okres przygotowawczy trwa od 4 do 6 tygodni. Kiedyś było to od 6 do 8, bo pierwsze dwa tygodnie trwała adaptacja zawodnika po lecie spędzonym na plaży i przy grillu. Nie chodziło nawet o zbędne kilogramy, a o czasowy brak ruchu. Koniec końców też dawali radę, mimo że, z dzisiejszej perspektywy prowadzili się mniej profesjonalnie. (śmiech) To chyba zmiana pokoleniowa. Gracze sami zwracają uwagę na odżywianie, odpoczynek. Fajki pod prysznicem wyszły z mody…
Sauna i zimna bania wystarczą dziś jako pomeczowa odnowa?
Jest coś takiego jak piramida regeneracji. Jej podstawą zawsze będzie sen i odżywianie. Tego nie zastąpisz pójściem na saunę, godzinnym leżeniem w Normatecu czy kąpielą lodową. Zawodnik powinien spać 8-9 godzin w nocy plus ewentualna drzemka w trakcie dnia. Są koszykarze, którzy w dzień nie śpią w ogóle, a są tacy, którzy drzemią po każdym posiłku. Najważniejsze, żeby w tych nawykach byli regularni.
Po zawodnikach, którzy nocami grają albo do 4 rano łączą się ze Stanami na FaceTime momentalnie widać brak snu na porannym treningu. Wydolność i zdolność koncentracji takiego gracza stają się dużo mniejsze. Rozmawiamy z zawodnikami o higienie snu, uczulamy, że nieodpowiednią mogą zrobić sobie krzywdę, skręcić kostkę…
Odżywianie i nawodnienie przy dwóch meczach w tygodniu wymaga odpowiedniego uzupełniania elektrolitów oraz glikogenu mięśniowego. Jedzenie pełnowartościowych posiłków nigdy nie wyjdzie z mody. Ilość wody, którą należy wypić to kwestia indywidualna, bo każdy zawodnik poci się inaczej, namawiamy też do obserwacji porannego moczu.
Gracze coraz częściej przychodzą do nas ze swoimi obserwacjami. Pamiętam sytuację zawodnika, który cały tydzień trenował normalnie, a w dniu meczu, być może na tle stresowym, mierzył się z potwornymi skurczami w łydkach. W środku tygodnia zwiększaliśmy mu podaż magnezu i w dni meczowe do końca sezonu było już ok.
W klubie graczom zapewniamy suplementację około treningową i około meczową. Wymierny efekt tego, w co zabezpieczamy wychodzących z hali graczy pokazał ostatni playoff. Każdy dostawał butelkę odżywki białkowej, butelkę odżywki węglowodanowej i elektrolity, żeby od razu po meczu, w autobusie albo w domu, zacząć uzupełniać braki. To są sprawy kluczowe. Dopiero później dochodzą masaże czy pistolety do nich.
Sezon przygotowawczy dobiegł końca, a w środę Trefl wraca na gry w EuroCup. Podejmujecie w ERGO ARENIE niemiecki Ratiopharm Ulm. Dlaczego warto być z mistrzami Polski już od środy?
To dla kibica naprawdę będzie coś innego, nowego. Pracując przy kadrach juniorskich zrozumiałem, że wyjazdy z młodymi na turnieje do Hiszpanii czy Turcji bardzo poszerzają koszykarskie horyzonty. Inna prędkość biegania, większy kontakt, rozwój. Dla graczy, trenerów, klubów, ale także i dla kibiców. Jeśli komuś podobał się ostatni playoff, jeśli ktoś po zeszłym sezonie poznaje albo na nowo zakochuje się w koszykówce, to rywalizacja naszej drużyny z mocnymi ekipami z innych koszykarskich nacji stanie się ucztą. Fana do przychodzenia na mecze przyzwyczaić można tylko konsekwentną pracą. My ją w naszej w drużynie codziennie wykonujemy i bardzo liczymy, że ten z nami zostanie.
W nowym sezonie będzie szybcy i mocni!
Rozmawiała Aleksandra Samborska, @aemgie
3 komentarze
Ładna jesteś, Ola:)
Ola, jest Piękna
bosze, som sajebiści!