Michał Tomasik: Występ w turnieju w Walencji rozpoczęliście od zwycięstwa, ale nie przyszło wam ono łatwo. Finlandia, mimo braku Lauriego Markkenena, sprawiała wam wiele kłopotów.
Eric Gordon: To prawda, musieliśmy się solidnie napracować i w drugiej połowie przyspieszyć grę oraz zacieśnić szyki defensywne. Na szczęście się udało. To krótki, ale bardzo intensywny turniej, więc o stylu odniesienia zwycięstwa nikt nie będzie za chwilę pamiętał. Ważne, że wygraliśmy kolejny mecz na drodze, na końcu której czekają na nas olimpijskie paszporty.
Aby je zdobyć, musicie jeszcze wygrać co najmniej dwa mecze, a najlepiej – trzy. Kolejny już w czwartek, z Polską. Dzisiaj do końca musieliście walczyć o wygraną, macie niespełna 24 godziny na regenerację sił. Czy to was martwi?
Nie, przecież część z nas – ta, która gra w NBA – jest przyzwyczajona do regularnych występów w meczach back-to-back. Tu sytuacja jest o tyle lepsza, że nie musimy nigdzie lecieć, wystarczy wrócić do hotelu. Poza tym – po tym meczu w środę możemy mieć aż dwa dni przerwy przed półfinałem. Będzie czas wypocząć.
Co wiecie o reprezentacji Polski? Ile nazwisk koszykarzy z naszej drużyny potrafisz wymienić?
Jeremy Sochan… Hm, to chyba tyle. Ale to o niczym nie świadczy. Nasi trenerzy przestrzegali nas, że w tym turnieju skala trudności będzie rosła. Polacy mają świetny zespół, grają ze sobą od wielu lat w podobnym składzie i na pewno nie będą dla nas wygodnym rywalem.
Wróćmy na chwilę do Sochana. Masz od dwóch lat okazję mierzyć się z nim na parkietach NBA. Jak oceniasz skalę talentu naszego koszykarze. Gdzie widzisz jego sufit?
Pytasz mnie czy ma szansę zagrać któregoś dnia w Meczu Gwiazd NBA? Nie byłbym w szoku, ale umówmy się – to wciąż dopiero gracz na początku kariery, nie wiemy jeszcze jakim koszykarzem tak naprawdę zostanie. Na pewno jest twardy, lubi się bić, ma ogromny potencjał do rozwoju. Może dostać się do grona najlepszych w NBA, ale przed nim jeszcze dużo pracy. Szczególnie nad poprawą rzutu. Zobaczymy jak potoczy się jego kariera w San Antonio, choć tam przecież najważniejszy będzie na pewno Victor Wembanyama.
Dwa dni temu podpisałeś roczny kontrakt z Philadelphią 76ers, jesienią w NBA rozpoczniesz swój 17. sezon. Wciąż masz nadzieję na to, że zdołasz zagrać choćby w finale NBA?
Oczywiście! Szykuje się ekscytujący sezon, ale póki co jest za wcześnie, by mówić o nim konkretniej, skoro nie znamy jeszcze ostatecznych składów. Poza tym – obecnie najważniejsze są dla mnie kolejne mecze Bahamów.