Strona główna » Dzień dobry PLK: Hiszpański generał

Dzień dobry PLK: Hiszpański generał

0 komentarzy
Kamil Łączyński – wielki koszykarz, nieco w stylu hiszpańskim. Emocje.tv poprawiają swój wizerunek. Adam Kemp był bliski tego, żeby zablokować całą Spójnię.

Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>

Rany, jak ja nie lubiłem sukcesów reprezentacji Hiszpanii! Wielcy koszykarze i drużyny, ale – tak po ludzku – zawodnicy dość trudni do zniesienia dla postronnych kibiców i nieprzyjemni dla rywali. Prowokacje, flopy, skargi do sędziów, nieładne zagrywki, gdy nikt nie widzi, teatralne miny – wszystko to w rekordowym stężeniu.

I mowa o największych gwiazdach. Pau Gasol – zawodnik unikalny, ale po każdym, minimalnym kontakcie rywala ryczący jak obdzierane ze skóry zwierzę i biegnący z płaczem do arbitrów. Rudy Fernandez? Wielkie rzuty za 3, kosmiczny niegdyś wyskok i… flopy w ilościach hurtowych, szarpnięcia, kłótnie, podstawione nogi, no okropny. Juan Carlos Navarro, jeden z najlepszych strzelców w historii koszykówki – „flop” powinien być jego trzecim imieniem, cesarz nabierania sędziów na przewinienia, których nie było. Felipe Reyes, wielka legenda Euroligi – włoży łokieć w żebra, gdy sędzia nie widzi, a potem przewróci się jak rażony piorunem, gdy stojący 2 metry obok niego rywal mrugnie nieco mocniej. Długo można by wymieniać.

Podobny absmak pomieszany z szacunkiem towarzyszy mi, gdy oglądam w NBA np. Chrisa Paula. Koszykarz wielki, ale styl bycia? Dla koneserów.

Nie pamiętam, który to byl z kluczowych meczów, którejś z wielkich imprez, gdy Hiszpanie grali z Francją, naszpikowaną gwiazdami NBA. I pokonali faworytów, bo ci właśnie nie wytrzymali nerwowo ich nieznośnego stylu bycia. Francuzi zaliczali faule techniczne i żegnali się z boiskiem, a Hiszpanie wykorzystywali wolne i wygrali mecz. W ostatnich dekadach wygrywali wszystko – 4 mistrzostwa Europy, 2 mistrzostwa świata, olimpijskie medale.

Czasem myślałem sobie, że może (pośród paru innych rzeczy) właśnie takiej „hiszpańskości”, specyficznie rozumianej, koszykarskiej inteligencji brakuje reprezentantom Polski. Nawet za cenę momentami gorszych wrażeń estetycznych, może doprowadziłoby to do sukcesów?

Trochę tego hiszpańskiego stylu, specyficznego cwaniactwa, widać oczywiście u naszych graczy. Od razu zaznaczam – na boisku koszykarskim to komplement, wyuczona umiejętność, pozytywna cecha. Dużo tego stylu ma w sobie Michał Sokołowski, mają to Jakub Schenk i Sebastian Kowalczyk (w obu przypadkach i doceniam, i irytuję się), ale najbardziej znanym przykładem jest oczywiście Kamil Łączyński, który swoją wspaniałą karierę zbudował na boiskowej inteligencji i właśnie „hiszpańskim” cwaniactwie.

Jeden z najlepszych polskich rozgrywających ostatnich dziesięcioleci, lider drużyn pod względem sportowym i mentalnym, zasłużenie komplementowany przez trenerów. Współautor dwóch mistrzostw Polski, niegdyś najlepszy podający Ligi Mistrzów, a teraz także triumfator FIBA Europe Cup. I niezależnie od sportowej klasy i grania fair, na boisku niełatwy w odbiorze dla przeciętnego kibica. Kwestionujący decyzje i wiecznie spierający się z sędziami. Zwykle cwańszy od rywala, choćby ze swoim klasycznym numerem – podpychaniem przeciwnika jedną ręką i podnoszenie drugiej z gestem do sędziego „proszę bardzo, ja kompletnie nie fauluję”. Mistrz odbić od pleców rywala i nieszablonowych pick’n’rolli. Koszykarz w polskie lidze znakomity, nawet jeśli czasem lekko irytujący.

Finał w Cholet? Gdyby tylko spojrzeć w statystyki, nic imponującego. Ale to właśnie Kamil w końcówce miał najważniejszy przechwyt, najważniejszą zbiórkę i trafił rzut w wolny w ostatniej minucie. Nie przez przypadek miał też najlepsze „+/-” w drużynie. Wyjątkowy gracz, bez którego nie byłoby tego historycznego sukcesu Anwilu. A że balansowała na krawędzi, co chwilę w końcówce domagając się przewinień umyślnych rywala? No tak już ma.

Emocje nadrabiają

Często krytykowana firma od transmisji internetowych, w ostatnich dniach potrafiła elegancko wybrnąć – zwrotami pieniędzy, przeprosinami, udostepnieniem później meczu – z wizerunkowej wpadki z brakiem transmisji z meczu Trefl – Anwil. Dziś już zupełnie podbiła serca kibiców z Włocławka relacją z przywitania triumfatorów FIBA Europe Cup w Polsce.

Ja też muszę dodać wyjaśnienie, ponieważ pisałem, że warto w porę wycofać się z autoodnawialnych subskrypcji, skoro kończy się runda zasadnicza. Tymczasem, jak dowiedziałem się w Polsacie, część ćwierćfinałów będzie jeszcze pokazywana nadal w Emocje.tv. Na antenie telewizyjnej pojawi się „jedno spotkanie z każdego dnia meczowego„. Wszystkie spotkania trafią do TV dopiero od półfinałów.

Skoro jesteśmy przy Polsacie. Zwycięski finał Anwilu z Cholet średnio oglądało ok. 41.7 tys. widzów na Polsacie Sport Extra plus ok. 26.7 tys. na Super Polsat, do tego kilka tysięcy osób za pośrednictwem YouTube.

Kemp na szóstkę. A może siódemkę?

Adam Kemp w dzisiejszym meczu ze Spójnią pięknie potwierdził tezę o życiowej formie w Łańcucie. 22 punkty i 7 zbiórek, 10/11 z wolnych. Do tego aż 6 zablokowanych rzutów, co przesądza wygranie przez niego klasyfikacji najlepiej blokujących w PLK. Amerykanin bloków mógł mieć 7, a ostatni byłby najefektowniejszy – jednak sędziowie, bo długim patrzeniu w monitor uznali, że jednak zaliczą rzut Barreta Bensona na 31 sekund przed końcem meczu. Dyskusja 50/50, która mogła zdecydować o losach meczu w Łańcucie. Na telewizyjnych powtórkach blok wyglądał raczej na czysty.

Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>

Napisz komentarz

Najnowsze wpisy

@2022 – Strona wykonana przez  HashMagnet