Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>
Anwil, jako faworyt, od początku spotkania starał się zaznaczyć swoją przewagę fizyczną. W tym celu już od pierwszej minuty po parkiecie biegał Żiga Dimec, do którego w kilku kolejnych akcjach starali się dograć obwodowi z Włocławka.
Twarde Pierniki jednak radziły sobie nieźle ze słoweńskim gigantem, a na dodatek bez większego respektu zachowywały się po drugiej stronie parkietu. Mate Vucić w tej bezpośredniej rywalizacji wypadał zdecydowanie lepiej. Chorwat skończył ten mecz z 15 punktami i 8 zbiórkami, a Dimec tylko 6 punktami i 7 zbiórkami.
W efekcie pierwsza połowa była bardzo wyrównana. Oba zespoły nie były w stanie zbudować serii punktowej, złapać rytmu, który pozwoliłby oderwać się od rywala. Kibice musieli się zadowolić pojedynczymi akcjami, ale czasem za to rzeczywiście wybitnej urody, jak wsad Tomas Kyzlinka.
Zarówno torunianie jak i włocławianie grali uparcie pod kosz, rozgrywali długie, ustawiane akcje, przez co wynik do przerwy był stosunkowo niski – 38:36 dla Twardych Pierników. Podopieczni trenera Srdjana Suboticia popisali się na zakończenie drugiej kwarty fenomenalną akcją przez całe boisko, po której Trey Diggs trafił za 3 punkty.
W trzeciej kwarcie już Anwil się rozpędzał, już sprawy w swoje ręce zaczął brać Sanders, lecz Arriva Polski Cukier świetnie wytrzymali napór rywali zza miedzy i wyprowadzili własne ciosy. Ważne trójki trafili Diggs i Kunc i znów prowadzenie wróciło do ekipy z Torunia. Rzuty zza łuku to była w tym meczu rzadkość – Anwil trafił tylko 9 razy, Twarde Pierniki 7. Trener
Przemysław Frasunkiewicz w czwartej kwarcie zdecydował się grę niższym składem, bez obu swoich centrów. To przyniosło trochę korzyści, ale i tak znów torunianie odpowiedzieli – tym razem indywidualnymi akcjami Arika Smitha. Stało się wtedy raczej jasne, że będziemy mieli, w odróżnieniu do czwartkowych meczów, zacięta końcówkę. Obijany, atakowany, czasem można było nawet stwierdzić, że gnębiony przez rywali, Goran Filipović, stawał się bohaterem tego meczu. Pomagał mu jak mógł Smith, a z kolei po drugiej stronie na zmianę akcje kończyli Sanders z Kyzlinkiem.
Na 77 sekund przed końcem Anwil prowadził po rzutach wolnych tego pierwszego +1. Kolejny rzut trafił jednak ktoś inny – Janari Joesaar, który wcześniej bił się jak lew na zbiórkach. Estończyk trafił ciężki rzut z rogu, który dał włocławianom prowadzenie 77:75. Twarde Pierniki, właściwie trener Subotić, zdecydował się postawić w decydującym momencie na Smitha, który zgubił krótkim zwodem Sandersa. Amerykanin też trafił za 3 i znowu prowadzenie się zmieniło.
Anwil po czasie nie wyprodukował nic dobrego – najpierw nastąpił blok Tomaszewskiego, potem strata Sandersa.
Wojna nerwów zakończyła się dogrywką – Smith chciał koniecznie trafić game winnera znad Sandersa, ale piłka odbiła się tylko od obręczy. W doliczony czasie gry Anwil już miał mecz na widelcu, ale chyba zbyt szybko chciał to spotkanie zamknąć i niepotrzebnie decydował się na rzuty z dystansu. Torunianie zrobili więc to, do czego w tym meczu przywyczaili – doprowadzili do remisu. Na 14 sekund przed końcem dwa rzuty wolne na punkty zamienił Kyzlink (21 punktów) i goście musieli odrabiać 3 oczka.
Na parkiecie nie było już z uwagi na faule Filipovicia, więc piłka poszła oczywiście do Smitha, który wymusił faul przy rzucie za 3. Amerykanin chciał celowo przestrzelić ostatni rzut, ale jednak „niechcący” trafił. Anwil jednak wyciągnął pomocną dłoń, bo nie potrafił wyrzucić dobrze piłki z autu. Diggs jednak z 10 metrów chybił – skończyło się 90:89 dla ekipy z Włocławka.
Anwil w sobotnim półfinale Pekao Pucharu Polski zagra ze zwycięzcą meczu Stal vs. Czarni.
Statystyki z meczu Twarde Pierniki – Anwil Włocławek >>
Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>