Sukces w poprzednim sezonie zaskoczył wszystkich, lecz jeśli kolejnego nie będzie – włocławscy kibice nie będą już tak wyrozumiali, jak po wiosennej, półfinałowej porażce z Legią. Tym razem, budując skład gotowy do walki o medale, trener Przemysław Frasunkiewicz sięgnął po sprawdzone karty. Drużyna na papierze wygląda mocniej niż poprzednio. Talentu nie ubyło, a przybyło doświadczenia.
Piosenki, które słyszeliśmy
Lato 2022 miało być dla Anwilu łatwiejsze od poprzedniego – władze ligi zapowiadały późniejszy start rozgrywek, a więc i czasu na kompletowanie drużyny miało być nieco więcej. Co za tym idzie, można było oczekiwać wyborów graczy z nieco wyższej półki. W końcu ceny za usługi graczy z biegiem czasu spadają.
Większość trenerów PLK zachowała się jednak dość asekuracyjnie. Bohaterami wielu transferów zostali gracze z przeszłością w PLK. Wysoki kurs dolara i galopująca inflacja spowodowały, że mimo zwiększonych budżetów wielu klubów, wcale nie muszą one w nowym sezonie być sportowo silniejsze.
W trend „odgrzewania kotletów” mocno wpisał się Przemysław Frasunkiewicz, sięgając po zaledwie jednego zawodnika, którego wcześniej w PLK nie widzieliśmy. Szkoleniowiec Anwilu przy różnych okazjach próbuje odczarować to określenie, sugerując, że w odgrzewanym jedzeniu nie ma niczego złego. Z jednej strony – trudno się z taką argumentacją nie zgodzić.
Z drugiej – na nudę ponarzekać można. Bostic, Greene, Sobin… Czy Anwil nie był w stanie znaleźć podobnych, lecz nieco młodszych graczy? Czy nie miał szansy wyłowić jakiejś perełki z potencjalnie) wyżej zawieszonym sufitem (patrz: Jonah Mathews)?
Nowe nazwiska zawsze gwarantują większą ekscytację, bo nie wiadomo kim zawodnicy je noszący w naszej lidze się staną. Anwil 2022/23 został cechy intrygowania niemal kompletnie pozbawiony. Dla wyniku sportowego może to nie mieć większego znaczenia, ale koszykówka to też wszystko wokół niej. Gorące dyskusje i gdybania, takie jak to niżej podpisanego. Byłyby ciekawsze, gdyby ruchy kadrowe Anwilu okazały się odważniejsze.
Narzekania nieco zblazowanego redaktora nie powinny jednak przysłonić faktu, że we Włoclawku udało się zbudować mocną drużynę. Przecież wiemy doskonale, jak wysoko – dosłownie – jest zawieszony sufit kilku graczy. Weźmy Josha Bostica. Może i ten transfer nie elektryzuje, a przecież to wciąż zawodnik, który może bić się o tytuł MVP ligi. Zatrzymanie Luke’a Petraska po udanym sezonie to też spore osiągnięcie Anwilu – żaden inny klub z czołówki nie zdołał zachować jednego ze swoich zagranicznych liderów, bo przecież Ivan Ramljak ze Śląska, choć zawodnik bardzo pożyteczny, na miano lidera nie zasługuje.
Bardzo mocna piątka
Wiele wskazuje na to, że Anwil będzie rozpoczynał większość meczów piątką Łączyński – Bostic – Joesaar – Petrasek – Sobin. Potencjałem jest podobna do tej, którą kończył poprzednie rozgrywki. Doświadczeniem ją przerasta.
Bostic może okazać się nadwyżką nad Mathewsem w ataku. Ten drugi miał w półfinałowej serii z Legią wiele problemów. Josh może zapewnić lepsze kreowanie i grę tyłem do kosza – czyli coś, czego Anwil w końcówce poprzedniego sezonu szukał u osamotnionego Jamesa Bella.
Joesaar z kolei powinien poprawić fizyczność zespołu, pomóc na zbiórce i zapewnić stabilny rzut w akcjach typu spot up. To ważne, ponieważ transfer Sobina sugeruje, że to wokół jego pick and rolla z „Łączką” może kręcić się cały atak zespołu. Chorwat potrzebuje sporo miejsca, odpowiedniego spacingu, ale też wie jak odrzucać piłki (głównie po short rollu). Sobin powinien dawać Anwilowi więcej niż Dimec, choć w niektórych sytuacjach centymetrów może mu brakować.
Największą nadzieję Anwilu jest potencjalny dalszy rozwój talentu Luke’a Petraska. Amerykanin ma 27 lat i najlepsze przed sobą. Końcówka sezonu pokazała, że dobrze może wyglądać jako środkowy i w ten sposób wykorzystywany będzie zapewne dużo częściej. Petrasek to materiał na drugiego strzelca zespołu i pierwszego zbierającego. Znając system trenera Frasunkiewicza, znając się z Łączyńskim, powinno mu być łatwiej niż rok temu.
Powracający przepis o obowiązkowym Polaku na parkiecie sprawia, że zdrowie Kamila Łączyńskiego staje się dla funkcjonowania zespołu absolutnym „być albo nie być”. Jakość gry polskich graczy będzie ważniejszym czynnikiem w walce o medale niż przed rokiem. Anwil w tej kwestii się nie wzmocnił.
W obecnym składzie brakuje też jednego gracza obwodowego. Idealnie byłoby połączyć te dwie rzeczy i kogoś takiego dołożyć. Problem w tym, że na rynku takich zawodników już praktycznie nie ma. Bez kontraktu jest Daniel Szymkiewicz, ale trudno byłoby traktować jego podpis na kontrakcie jako poważne wzmocnienie. Raczej jako rozszerzenie rotacji.
„Szymek” do Anwilu by jednak bardzo pasował. Łączyński nie tylko jest tak istotny dla Anwilu z uwagi na polski paszport, ale też niezbyt duże pole manewru, jeśli chodzi o kreatorów gry. Oprócz Kamila piłkę w rękach często będzie miał także Phil Greene, który ma tendencję do kreowania rzutów samemu sobie, Josh Bostic i.. to właściwie tyle. W poprzednim sezonie Anwil miał pięciu takich graczy, teraz zaledwie trzech.
Jeśli nie uda się uzupełnić zespołu dodatkowym Polakiem, prędzej czy później Anwil sięgnie po szóstego obcokrajowca. Właśnie na obwód, by trochę tę dziurę zasypać.
(Szósty) as w rekawie
Porównując Anwil 2021/22 do Anwilu 2022/23 pozycja po pozycji znaleźć można tak naprawdę tylko jedną wyraźną przewagę poprzedniej ekipy – to Jonah Mathewsa, czyli gracz, który w kolejnym sezonie zagra w Eurolidze. Ciężko będzie powtórzyć Philowi Greene’owi taki sezon, jaki miał Mathews. Jonah zdobywał punkty na więcej sposobów. Greene bardziej bazuje na swoim rzucie.
Drugą potencjalną przewagą poprzedniego składu jest jeszcze ewentualnie James Bell, choć nie można skreślać Joesaara, który w defensywie może ustępować Amerykaninowi, ale w ataku czy na zbiórce już niekoniecznie.
Petrasek powinien być lepszy, Łączyński cały czas robi progres i fizycznie znajduje się w szczytowym momencie kariery, Bostic jest cenniejszym graczem niż Dykes, a Sobin – niż Dimec. Ostatecznie o tym, jak potoczą się losy Anwilu w kolejnym sezonie zadecydować jednak zapewne ruch, którego jeszcze włocławianie nie wykonali – pozyskanie szóstego obcokrajowca.
Do rozpoczęcia sezonu wciąż kilka tygodni.