Wycieczka na mecze NBA – zobacz Jeremy’ego Sochana w San Antonio! – info i zapisy >>
Rzucanie za 3
King w pierwszej połowie nie mógł grać w swoim stylu – Anwil był przygotowany bardzo dobrze na najlepszą ofensywę w lidze i skutecznie eliminował grę z Philem Faynem, która zdaje się być fundamentem całego ataku zespołu ze Szczecina. Włocławianie zacieśniali strefę podkoszową i zdobyć stamtąd punkty, dostarczyć w ogóle tam piłkę, było bardzo ciężko. Wtedy na wierzch wypłynęła bolączka Kinga, czyli mała liczba strzelców za 3 punkty. Przy takim ścisku aż się prosiło o przełamanie gry rzutami z dystansu – szczecinianie oddali jednak tylko 5 trójek z czego trafili jedną.
Po przerwie tych rzutów było już więcej i od razu zaczęło grać się Kingowi lepiej po obu stronach parkietu. Skuteczny atak napędza obronę i trener Arkadiusz Miłoszewski jest kolejnym szkoleniowcem, który mówił o tym na pomeczowej konferencji prasowej.
Szczecinianie skończyli ten mecz z 7/15 za 3 punkty – nadal mało rzutów jak na 45 minut gry, ale i tak już lepiej. Trójki w przypadku Kinga to spory temat – czy z tak rzadkim rzucaniem z dystansu da się coś w PLK ugrać? Czas pokaże.

Cecha bardzo dobrego zespołu
King w ostatnich latach zawsze gdzieś się potykał, może nawet o własne nogi. W tym roku jest jednak inaczej i trzeba się przestawić na nową wersję – tę nieustępliwą i jakościową. W piątek nie był to najlepszy mecz liderów Kinga, a mimo to jakoś wyciągnęli zwycięstwo. Przykładów na wygrane końcówki zespołu ze Szczecina jest zdecydowanie więcej (mecze z Sokołem i Zastalem) i trzeba tutaj stwierdzić fakt – King potrafi w końcówki.
Przepychanie słabych meczów to cecha bardzo dobrych zespołów i w tym sezonie trzeba King do tego worka wrzucić, ale też zapomnieć o starych łatkach.
Wzmocnienie
Na pewno potrzebujemy wzmocnienia – powiedział na konferencji prasowej po meczu trener Arkadiusz Miłoszewski. King już jest mocny, ale może być jeszcze mocniejszy. Wybór nowego gracza musi być jednak bardzo przemyślany – z jednej strony na obwodzie istnieje potrzeba dołożenia jeszcze jednego gracza kreującego grę, z drugiej strony King nie potrzebuje zawodnika z aspiracjami do roli lidera.
W przeszłości w Szczecinie ulegano pokusom, by postawić na duże nazwisko przy transferach last minute (Maciej Lampe) i się to nie sprawdziło, więc nie spodziewam się tym razem zawodnika z wielkim CV, ale kolejnego gracza – pracusia. Kogoś na 15-20 minut, ale może też i czasem na 30, przy słabszym dniu liderów. Jeśli Kingowi uda się znaleźć kogoś takiego, to ten zespół naprawdę będzie mógł zrobić coś dużego w tym sezonie, bo liczba słabych jego punktów będzie już serio niewielka.
Moore – Greene
Liderzy obwodowi Anwilu – tak nazwalibyśmy ten duet. Proporcja rzutów i roli w Szczecinie wyglądała jednak zaskakująco – Phil Greene zagrał tylko 16 minut, a Lee Moore 34. Wajcha w stronę liderowania Lee została w ostatnich tygodniach mocno przesunięta i ciężko mieć poczucie, że Anwil na tym korzysta. Amerykanin ma w każdym meczu moment chwały, gorące 2-3 minuty, ale jednocześnie w końcówce zawodzi.
Można teraz wyciągnąć trójkę na dogrywkę w meczu z Treflem, ale to była akcja przypadkowa. W tych zaplanowanych, kreowanych dla Lee Moore’a jest on nieskuteczny i oddaje bardzo trudne rzuty. W Stargardzie Anwil był bliski przegrania meczu w końcówce, bo kolejne izolacje dla Moore’a nie przynosiły korzyści.
W Szczecinie też Amerykanin w akcji na zwycięstwo się pogubił (w czwartej kwarcie również tylko 1/6 z gry) – było blisko wrzucenia na minę Williamsa, a ostatecznie oddał trójkę przy -1, kiedy przecież Anwil był w bonusie i mógł próbować atakować kosz i zagrać za 2 lub pod faul.
Problem w tym, że Moore nie mija już tak sprawnie jak wcześniej – liga stara się zamykać mu wejście na prawą rękę i choć systemowo zespół stara się mu otwierać kilka okazji w meczu na to by zaatakować z tej strony obręcz, tak w izolacjach Lee nie jest już w stanie wygenerować przewagi czy dobrego rzutu. Powstaje więc zasadne pytanie – czy to Moore powinien brać na siebie najważniejsze akcje? Jeśli nie on, to kto? Powrót do Greene’a?
Anwilowi brakuje closera, zamykacza meczów, który w końcówce weźmie piłkę i odda dobry rzut. Przypomnę, że w decydujących akcjach włocławianie oddawali rzut z koła środkowego. Przy tak wyrównanej lidze, Anwil musi wymyślić sposób by rozgrywać końcówki w sposób bardziej efektywny, bo póki co wygląda to trochę na szarpanie się z rywalem. Być może trzeba tylko i aż poczekać na trafianie trudnych rzutów, ale mamy już kilka dowodów na to, że zespół z Włocławka nie jest w tym najlepszy.
Rozsypany wieża z kart
Sytuacja z Anwilem przypomina mi budowanie wieży z kart – jest kolejne pięterko, następne, już można myśleć, że zaraz uda się skończyć całość i nagle jeden nierozważny ruch i cała konstrukcja się rozpada. Z zespołem z Włocławka mam wrażenie jest podobnie – nowy gracz, nowe nadzieje, zwycięstwo w trudnym meczu, dobra pierwsza połowa, udane pomysły, ale cały czas do finalnego efektu daleko.
Wreszcie pełny skład, zaadaptowani Williams i Sanders, potencjał defensywny i ofensywny na poziomie top4 w lidze, świetne fragmenty meczów i.. porażki na własne życzenie. Tak trochę to wygląda – w meczu z Treflem w Pucharze Polski wygrana była na wyciągnięcie ręki, w Szczecinie też, wystarczyło, jak to się mówi, trafić jeden rzut wolny więcej – na linii Anwil w piątek był fatalny, bo jak inaczej nazwać airball Moore’a czy rzut obok kosza Williamsa. Z jednej strony tak blisko do mówienia o Anwilu jako o kandydacie do medali, z drugiej strony w tabeli jego sytuacja jest teraz już bardzo trudna.
Nóż na gardle
Nie dość, że Anwil musi wygrywać już tak naprawdę wszystko, to teraz jeszcze musi liczyć na porażki rywali – a mówimy tylko o walce o ósme miejsce w sezonie regularnym. Miejsce, w którym jest teraz zespół z Włocławka to jakieś 5 metrów od góry lodowej – nawiązuję do Titanica nie bez powodów. Brak awansu do play off dla organizacji o takich ambicjach, dla drużyny z takim budżetem, będzie gigantyczną katastrofą.
Można się jeszcze uratować, można wyminąć Iceberga, ale za chwilę będziemy wprowadzać do obiegu zwroty o potrzebie cudu i odpalać kalkulatory. Za tydzień spotkanie w Słupsku zapowiada się na najważniejszy mecz sezonu, całego sezonu – dwa ośrodki, dwa kibicowsko wielkie ośrodki, na krawędzi play off. Pod względem emocji nasza liga dostarcza nam rozrywki bardzo dużo i akurat na to narzekać nie możemy.
Wycieczka na mecze NBA – zobacz Jeremy’ego Sochana w San Antonio! – info i zapisy >>