– Ależ oni są jednak dobrzy. Ci goście z NBA – opinia, którą w przerwie środowego meczu w Walencji usłyszeliśmy od przedstawiciela jednego z klubów PLK mówiła o pierwszej połowie, przegranej przez Biało-Czerwonych aż 38:50 wszystko. I właściwie o całym meczu – także.
– Jesteśmy w stanie spacyfikować jedną gwiazdę z NBA, czy dwie – tak jak to było dwa lata temu, gdy podczas EuroBasketu ograliśmy w ćwierćfinale Słowenię. Ale dzisiaj w zespole naszych rywali odpaliło jednak czterech gości, którzy grają lub za chwilę będą grać w NBA, a na dodatek pozostali, którym specjalnie zostawialiśmy więcej miejsca, bo coś przecież musieliśmy poświęcić, trafiali swoje rzuty – rozkładał bezradnie ręce kapitan naszej kadry.
Mateusz Ponitka ostatecznie mecz zakończył z całkiem solidnym dorobkiem 13 punktów, 7 zbiórek i 4 asyst. Gra Polaków od początku wyglądała w starciu z przeciwnikiem z Karaibów słabo. Rywale szybko objęli wyraźne prowadzenie, raz za razem trafiali rzuty za trzy (łącznie 13/29), a atak Polaków od samego początku wyglądał długimi momentami dość chropowato.
Rzuty nie wpadały, ale momentami też ewidentnie w naszej grze – ukierunkowanej na długie, cierpliwe akcje – brakowało podejmowania odważniejszych decyzji. Zawodnicy, nawet ci, którzy grają ze sobą dłuższy czas, kilka razy ze zdziwieniem patrzyli na siebie.
Gdy na początku trzeciej kwarty za 3 trafił Travis Munnings i rywale prowadzili aż 56:40, mogło się wydawać, że w tym meczu kompletnie nie doczekamy się żadnych emocji.
Polacy rzucili się jednak do odrabiania strat. Kilka minut poźniej przegrywali już tylko 54:60. Na więcej rywale im nie pozwolili. Świetnie w ich barwach grał Buddy Hield (17 punktów, 10 asyst, 5/9 za 3), ze swojego pewnego rzutu z dalszego półdystansu korzystał Deandre Ayton (18 pkt, 9 zbiórek), spokojem imponował Eric Gordon (12 punktów, 5/6 z gry), a młody Valdez Edgecombe Jr udowadniał dlaczego we wczesnych przewidywaniach tego, jak będzie wyglądał draft NBA w 2025 roku ma miejsce w Top5.
Po chwilowym przestoju w grze Bahamy na przełomie czwartej kwarty odzyskały pełną kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami. Szybko objęły niemal 20-punktowe prowadzenie (80:61). Polscy kibice, którzy dominowali na trybunach w Walencji, nie przestali jednak dopingować naszej kadry. Ta jeszcze raz rzuciła się do pogoni. Już w nieco rezerwowym, eksperymentalnym składzie – m.in. z Przemysławem Żołnierewiczem na boisku oraz Ponitką i Jeremym Sochanem (16 punktów, 10 zbiórek) na ławce – znów zbliżyła się do rywali na sześć punktów (81:87).
Szans na wyrwanie zwycięstwa rywalom właściwie jednak nie było. Ostatecznie Polaków celnym rzutem za 3 po którym piłka najpierw zatańczyła na obręczy, po czym wpadła do kosza dobił niesamowity Edgecombe (21 punktów, 7/13 z gry, 6 zbiórek).
Jutro Polacy zagrają o godz. 20.30 z Finami. Zwycięzca tego meczu zagra w sobotę w półfinale turnieju w Walencji – najprawdopodobniej z jego gospodarzami, Hiszpanami.
1 komentarz
Sochan i Balcerowski miło mnie zaskoczyli, Ponitka na swoim poziomie, niemiło zaskoczył Sokołowski. Reszta to tło.
Murzyni ani przez chwilę nie byli zagrożeni, od pierwszy minut widać było, że są lepsi i wygrają ten mecz. Bardzo jestem ciekaw ich finału z Hiszpania, która już nie ma takiej ekipy jak przez lata, choć pewnie na kolorowych wystarczy.