Oczekiwania związane z występem Anwilu w playoff są we Włocławku ogromne. Klip reklamujący fazę playoff wyprodukowany przez klub trzykrotnego mistrza Polski i upubliczniony dzień przed pierwszym meczem z rywalem zza miedzy nie pozostawiał żadnych złudzeń – wszystko poniżej mistrzostwa Polski będzie traktowane jako rozczarowanie.
Początek walki o medale nie był jednak dla koszykarzy zespołu, który w sezonie zasadniczym przegrał zaledwie 6 z 30 meczów bułką z masłem. Twarde Pierniki, choć przyjechały do Włocławka niespełna 48 godzin po zakończeniu ostatniego meczu fazy play-in, podjęły twardą walkę.
Bardzo skuteczny był Divine Myles (11 punktów w pierwszej kwarcie, 14 do przerwy – 5/7 z gry), a goście przed przerwą mieli na koncie sześć trójek i byli agresywniejsi w walce pod koszami (mieli 24 zbiórki, przy 15 Anwilu). Trener Selcuk Ernak już po pierwszych sześciu minutach gry musiał prosić o pierwszą przerwę, by przypomnieć swoim podopiecznym, że bez dobrej gry w obronie w playoff trudno o zwycięstwo.
Można się było jednak spodziewać, że torunianie rozgrywając trzeci mecz w ciągu pięciu dni powinni z każdą kolejną minutą słabnąć. I faktycznie, Anwil od pierwszych minut trzeciej kwarty fizycznie mocno zaatakował przeciwnika i dość szybko, korzystając ze swojej szerokiej rotacji zaczął zyskiwać przewagę. Nick Ongenda ryglował dostęp do kosza, grę zespołu napędzał Kamil Łączyński. Gospodarze poprawili też defensywę na obwodzie i po 30 minutach prowadzili już 61:51.
W czwartej kwarcie panowali na boisku już niepodzielnie i jedynie stopniowo powiększali przewagę. Świetnie zagrał duet polskich liderów gospodarzy. Michał Michalak zdobył 20 punktów (8/16 z gry), ale generałem lidera PLK był po raz kolejny w tym sezonie okazał się Łączyński. 36-latek w ciągu niespełna 20 minut gry uzbierał EVAL na poziomie 27 – do 13 punktów dołożył 8 zbiórek i 7 asyst, trafiając 5 z 7 rzutów z gry (a także najlepszy w zespole wskaźnik plus/minus na poziomie +16). 12 punktów dodał Ryan Taylor, a 10 Justin Turner.
W zespole Twardych Pierników Myles zakończył występ z 18 punktami, ale drugi z liderów Michael Ertel do zdobycia 11 punktów potrzebował aż 12 rzutów, a dwa zostały przez obrońców Anwilu zablokowane. Po przerwie gości trafili tylko dwie trójki.
Anwil zaimponował w tym meczu agresją po przerwie i poziomem koncentracji, z którego Selcuk Ernak na pewno może być bardziej niż zadowolony. Duet Łączyński – Nelson zaliczył 11 asyst przy zaledwie 1 stracie. Cała drużyna z Włocławka zanotowała tylko dwie straty. To wynik na zawodowych parkietach naprawdę rzadko spotykany.
Nawet sam Michalak był zdziwiony.
Drugi mecz serii w piątek ponownie we Włocławku, tym razem o godz. 19.
5 komentarzy
Podstawowy powód wysokiej wygranej Anwilu lub przegranej TP był jeden . Zmęczenie zawodników Torunia po play-in. W drugiej połowie meczu było to jasne nawet dla amatora.
A Anwil poznał przeciwnika 45 godzin przed meczem
9-cio osobowa rotacja Anwilu jest bardzo mocna. Występ Gruszeckiego 10tego w rotacji każdy widział i był słaby. W tej rotacji jest siedmiu obcokrajowców. To jest wielki atut. To samo dotyczy Trefla. Wąska rotacja i w niej siedmiu obcokrajowców.
A na kogo liczył?
Minnesotta Timberwolves?
Jako kibic Anwilu. Uważam że Toruń w tej serii łatwo się nie podda. I to miał ogromny czynnik że Toruń jednak grał dwa pierwsze mecze tak z dnia na dzień prawie i widać to było. Bo Anwil zagrał tak trochę nerwowo i było .mnóstwo nietrafionych rzutów pierwszej połowie. I jak Tarner zaczął trafiać to dopiero maszyna ruszyła. Dlatego był potrzebny ten pierwszy wygrany mecz. Może być 3-0 ale nie będzie to łatwe wygrane. Ale dobrze bo muszą się przetrzeć przed kolejna rundą. Przepraszam kibiców Torunia ale nie może Anwil tego przegrać. To by była poprostu nie policealna katastrofa. Dla klubu i całego otoczenia we Włocławku.