– Trochę dzisiaj na ten mecz nie dojechaliśmy, właściwie w żadnym aspekcie gry nie byliśmy dzisiaj dla rywala konkurencyjni. Byliśmy w każdym elemencie spóźnieni, tak w ataku, jak i w obronie – komentował po meczu trener wicemistrzów Polski Arkadiusz Miłoszewski.
Po poprzednich dwóch meczach, które lider tabeli PLK przegrał najpierw z Arką w Hali Mistrzów, a następnie ze Śląskiem we Wrocławiu trener Selcuk Ernak największe pretensje do swoich podopiecznych miał za niewystarczające zaangażowanie w grę obronną. Jeśli skuteczność jego rozmów motywacyjnych, które niewątpliwie miały miejsce w poprzednich dniach ocenić po tym, z jakim nastawianiem wyszli na boisko koszykarze Anwilu w noworocznym meczu z Kingiem – Turek może być z siebie zadowolony.
– Przygotowanie mentalne jest równie ważne, jak taktyczne i fizyczne. To był już chyba nasz 20 w sezonie, ale przemowy trenera Ernaka wciąż potrafią chwytać ze serce. Wiedzieliśmy, że musimy wrócić na ścieżkę obronną, która pozwalała nam wygrywać mecze w pierwszej części sezonu, zatrzymując rywala na 75-80 punktów – cieszył się chwilę po meczu przed kamerami Polsatu Łączyński.
Doświadczony rozgrywający był tego dnia najlepszym zawodnikiem, biegającym po parkiecie Hali Mistrzów. Zdobył 20 punktów (5/10 z gry), mając też 7 asyst i 4 zbiórki. Gdy było trzeba stawiał kolegom zasłony, co chwilę kradł piłki rywalom (5 przechwytów), a gdy drużyna tego naprawdę potrzebowała – jak w końcówce czwartej kwarty, gdy rywal zbliżył się na 8 punktów (69:77) – po prostu trafiał.
– Cieszę się, że wygraliśmy. Wiemy, że cała Polska cieszy się, jak Anwil przegrywa, więc noworoczny mecz był dla nas bardzo ważny. Chcieliśmy grać agresywnie oraz szybko w ataku i osiągnęliśmy swój cel. W obronie zamierzaliśmy odcinać Whiteheada od możliwości kreowania i zdobywania punktów, to też się udało – chwalił swój zespół Łączyński.
King w starciu z Anwilem wyglądał przez zdecydowaną większość meczu na zespół ułomny. Organizacja jego gry pozostawiała wiele do życzenia, a najlepszym podsumowaniem jej bezwładu była akcja, w której to Aleksander Dziewa (6 punktów, po 3 zbiórki i asysty, ale też 5 strat) ruszył z piłką z zamiarem wykonania akcji coast-to-coast. Skończyła się, rzecz jasna, stratą. Po trzech kwartach King miał ich aż 16, a asyst zaledwie 9 (ostatecznie – odpowiednio – 19 i 14).
– Nie mieliśmy wciąż prawdziwego rozgrywającego, który by nas pociągnął i był liderem przy przeprowadzeniu piłki. Zaliczyliśmy parę strat, a czasami po nich spuszczamy głowy w dół i się na siebie obrażamy – mówił Szymon Wójcik, który był jednym z bardziej efektywnych graczy gości (12 punktów w ciągu 13 minut).
Najwięcej punktów dla gości zdobył Kassim Nicholson (16, miał także 7 zbiórek). W ostatnim czasie Amerykanin z gracza będącego poza składem Kinga w meczach PLK stał się zawodnikiem przebywającym najdłużej na boisku. Isaiah Whitehead zdobył 12 punktów, ale miał aż 6 strat przy zaledwie 1 asyście. Przemysław Żołnierewicz dorzucił 12 punktów.
W Anwilu oprócz Łączyńskiego 20 punktów (a także 7 zbiórek) zdobył Luke Petrasek. Oszczędzany ze względów zdrowotnych Luke Nelson wobec świetnego postawy polskiego rozgrywającego grał gość krótko (14 minut), ale był dość efektywny (12 punktów, 3/4 z gry, 4 zbiórki, 2 asysty).
Dzięki pewnej wygranej we włocławskim zespole zrobi się nieco spokojniej. Teraz będzie mógł przez tydzień w spokoju popracować przed niezwykle istotnym meczem 3. kolejki II fazy FIBA Europe Cup z Fribourg Olympic (8 stycznia, Hala Mistrzów). Chcąc zachować realne szanse na awans do ćwierćfinału, Anwil musi go wygrać.
King będzie miał jeszcze więcej czasu na przygotowania do kolejnego meczu – zagra dopiero 10 stycznia, podejmując Twarde Pierniki. Tak długa przerwa może okazać się zbawienna dla trenera Miłoszewskiego – będzie mógł ją poświęcić na treningi, a przecież lada moment do zespołu dołączy nowy rozgrywający Jovan Novak. Może się też spodziewać, że niebawem zespół powinien podpisać także umowę ze środkowym, który zastąpi Chada Browna.